Rozdział 22 -w którym Yuki dopada Laurenca-
Yuki zaparkowała samochód w cieniu drzew. Wyłączyła silnik. Wraz ze zgaśnięciem reflektorów na ulicy zapadł mrok. Jedyne światło dawał delikatny blask płynący z okien imponujących rozmiarów posesji. Dziewczyna przyjrzała się budynkowi. Otoczony zielenią, o idealnie białej elewacji i uroczej czerwonej dachówce, zdawał się dawać mieszkańcom wszelkie możliwe luksusy. Sięgnęła po krótkofalówkę. -Myszka? Słyszysz mnie? -Słyszę... Wszystko w porządku. -Gdzie stoisz? Nie widzę cię. -Tuż za rogiem. Mam tu dobry widok na coś, co wyglada jak garaże i kawałek domu. -W porządku. Jeśli się nie mylę i to na prawdę jest legowisko wampirów, to myślę, że niedługo ruszą na łowy. Poczekamy tu, a potem będziemy je śledzić. -Szczerze mówiąc, nie podoba mi się to. - mruknęła niepewnie Myszka.-Patrząc na tą chałupę nie mogę się oprzeć wrażeniu, że tu mieszka duży klan. Z klanami jest zawsze problem. Lepiej ich nie ruszać. -Wiem, wiem... Będziemy tylko obserwować. -Yuki? -Tak? -Proszę, bądź ostrożna.
* * *
Lamia ze skwaszoną miną sterczała pod drzwiami. Musiała zebrać myśli. Oparła się o ścianę. Co powiedzieć? To mniej więcej wiedziała. Problem polegał na tym, że musiała to powiedzieć na tyle delikatnie, by nie wywołać burzy. Zadanie miała niełatwe. Może i nie dogadywała się z nim najgorzej tyle, że temat był co najmniej drażliwy, a Lamia wolała nie wsadzać palcy między drzwi, a przynajmniej nie w drzwi tego kalibru. Trudno, lepiej mieć to już za sobą.
* * *
Horen przyciągnął sobie krzesło pod okno. Nie podobało mu się to. Przed chwilą podjechał samochód, który zatrzymał się tuż pod bramą i całkiem nie źle ukryty w cieniu wciąż tam stał. Nikt z niego nie wysiadł, a przecież w okolicy nie było innych domów poza ich. Lepiej mieć auto na oku.
* * *
Pukanie do drzwi przerwało ciszę. Adanael podniósł wzrok znad książki i spojrzał w kierunku drzwi. -Proszę! Do pokoju wsunęła się Lamia. Uśmiechnęła sie do niego smutno. -Mogę? -Oczywiście, że możesz. Podniósł się z sofy, na której dotąd leżał. Odłożył książkę na poduszki i zapraszającym gestem wskazał wampirzycy fotel. Usiadła niepewnie. -Nie przeszkadzam ci? Nie jesteś zajęty? -Nie. - odparł szybko. Dziewczyna wyglądała na zmartwioną i dziwnie zgaszoną. -Chciałam z tobą porozmawiać. -Hmm... Więc słucham. -Chodzi o tego twojego Hyogę. Poczekaj... - wykrzyknęła prędko, widząc zmieniającą się minę Adanaela.-Nie chciałam się wtrącać. Sam mnie zmusiłeś. Daj mi dokończyć. Wampir oparł brodę na dłoni i spojrzał z uwagą na Lamię. -Hyoga chciał wiedzieć jak zginął jego przyjaciel. Ten Shaka, czy jakoś tak... Tak się umówiliśmy, że ja się tego dla niego dowiem, a on zaniecha ucieczki. Tyle, że to co usłyszałam zwaliło mnie z nóg. Jak rozumieniem wiesz co Laurance mu zrobił? -Oczywiście, że wiem. - mruknął Adanael niechętnie. -Wiesz co się stanie jak Hyoga się dowie. Nie zdziwię się jeśli ostro zbuntuje. Znienawidzi nas wszystkich i cały wysiłek pójdzie na marne. Dlatego przychodzę do ciebie... Co mam zrobić? Mam mu powiedzieć i dotrzymać słowa, czy oszczędzić mu tego i złamać umowę? -Zrób jak chcesz. Nie będę się wtrącać. -Nie! -rzuciła prędko Lamia. -Nie będę robić jak chcę. Nie mam nic do Hyogi, to twój podopieczny i ty powinieneś decydować o jego przyszłości, bo to czy mu powiem czy nie na pewno wpłynie na jego przyszłość. Zresztą to ty tu jesteś starszy i mądrzejszy. -Dobrze... - powiedziała Adanael udobruchany. Rozparł się na fotelu. - Rozumiem twój punkt widzenia. Daj mi się zastanowić. Lamia odetchnęła. Co ona by zrobiła gdyby nie umiała tak kadzić?
* * *
Przed oknem stał grupka wampirów. Wszyscy z uwagą wpatrywali się w przestrzeń za szybą. Nox stojąca w pobliżu z wyraźnym zdenerwowaniem gestykulowała opowiadając coś. Ciekawe co też takiego zrobiła tym razem. Laurance wszedł do salonu. -Co robicie dzieciaczki? - zagadnął, podchodząc do nich. -Chyba mamy problem. - mruknęła Nox. -A co się stało? - przepchnął sie do okna. -Chyba ściągnęłyśmy z Lamią rzepa. - odparła niechętnie. -Widzisz samochód tam pod drzewem - dodał Horen wskazując palcem. - Stoi tu już półtorej godziny. Dan właśnie pojechał na polowanie ma przejechać blisko i zobaczyć kto to.
* * *
Krótkofalówka zagrała. -Uwaga. Otwiera się jeden z garaży. Wyjechał motocyklista. -Widzę. - rzuciła Yuki szybko. - Nie śledzimy go. Motoru i tak nie dogonimy. -Jasne. Po chwili motocyklista przejechał niebezpiecznie blisko samochodu Yuki. Dziewczyna skuliła się na siedzeniu.
* * *
-Myślisz, że to dobrze robisz trzymając go tu na siłę? -Wiesz, że robię to dla jego dobra. Nie przeżył by sam. Nie muszę ci chyba tego tłumaczyć. -Ale on czuje się tu jak w niewoli. -Lamia zmarszczyła brwi, mówiąc to. Podniosła sie i podeszła do okna.-Jeszcze na dodatek zachowujesz się jakbyś się na niego złościł. Z kim on tu ma się dogadać, jak nie z tobą. Zostawiasz go na pastwę losu, nie dziw się, że czuje się samotny.
* * *
Telefon zadzwonił. Horen odebrał. -W samochodzie jest dziewczyna. Obserwuje dom. -Jest sama? - zapytał Horen, ale zanim usłyszał odpowiedz Nox wyrwała mu telefon. -Jak ona wygląda? - krzyknęła do słuchawki. -Młoda, ciemne włosy. Co ja zdążyłem zobaczyć jak przejeżdżałem? Zlitujcie się! Nox odrzuciła telefon Horenowi. Aparat poleciał swoim własnym torem i zamiast w ręce wampira trafił na podłogę, gdzie rozpadł się na kilka części. Wszyscy spojrzeli na Nox tym dobrze jej znanym wzrokiem, mówiącym: "znowu?". Uśmiechnęła się niepewnie. -Sory... - mruknęła do Horena. -Dobra! - warknął Laurance, skupiając na sobie uwagę reszty. - Mów mała co to za dziewczyna i skąd ją z Lamią przytaczałyście. -To łowczyni. Śledziła nas, ale myślałyśmy, że Lamia ją zgubiła... -Kolejny gówniarz, któremu się wydaje, że coś może nam zrobić. Zaraz ją nauczymy rozumu... Laurance ruszył w stronę wyjścia, odwrócił się i spojrzał w kierunku młodych wampirów. -Ktoś idzie ze mną? - zapytał. Horen podniósł się z krzesła i ruszył za rudym. Dołączyło do nich jeszcze dwóch wampirów, o przebiegłych minach.
* * *
-Uważaj! Ktoś idzie! -Widzę, Mycha! Przecież teraz nie odjadę. -Mam złe przeczucia, szefowo. Brama rozsunęła się przed czwórka mężczyzn, która ruszyła prosto w kierunku samochodu Yuki. Poczuła jak ogarnia ją strach. Rozejrzała się po otoczeniu. Zaparkowała tak, że nie miała żadnych możliwości manewru. Żeby wyjechać musiałaby jechać prosto i rozjechać obcych. Ściągnęła z tylnego siedzenia katanę. Była wielce niepraktyczna w samochodzie, ale wolała ją mieć blisko siebie. Położyła dłoń na kaburze pistoletu. Byli coraz bliżej. Nie było wątpliwości, że idą do niej. -Jedź! - rzuciła niespokojnie Myszka przez krótkofalówkę. Zanim podniosła wzrok byli tuż obok. Rudy mężczyzna oparł się nonszalancko o maskę samochodu. Spojrzała na niego hardo. Jego towarzysze stali krok za nim. -Tak tu stoisz sama w środku nocy dziewczynko. Zgubiłaś się? - zapytał z kpiną w głosie. Po czym w nieprzyjemnym uśmiechu, ukazał kły. Yuki zadrżała. Bez słowa przekręciła klucz w stacyjce i wyciągnęła pistolet.
* * *
-Myślę, że robisz mu krzywdę. - mruknęła Lamia. Wyjrzała przez okno. Działo się coś dziwnego. Przed domem, stało kilku chłopaków. Wśród nich wyróżniała się ruda czupryna Laurenca. -Nie trzymam go tu na siłę. Żadnego z was nie trzymałem. -Jasne. - mruknęła Lamia, odwracając się. - A gdyby chciał odejść to pozwoliłbyś mu na to? -Jeszcze nie teraz. -Widzisz więc jednak więzisz go tu. Spojrzeli na siebie. Nagle gdzieś rozległ sie huk wystrzału. Krzyk Lamii był urwany. Zachwiała się chwytając, za ramię. Adanael skoczył, by ją podtrzymać. Posadził ją na fotelu. -Lam! Co się stało? Spojrzał na niego oczami pełnymi bólu. -Laurance... Adanael wybiegł z pokoju.
* * *
Yuki ruszyła przed siebie. Udało jej się cudem wyminąć wampiry, wśród których zapanowała panika. Wciskając pedał gazu jechała przed siebie pustymi ulicami. byle jak najdalej.
* * *
Nox i kilku innych mężczyzn z niedowierzaniem gapili się za okno. Trudno było zrozumieć co się stało przed domem, ale z pewnością nic dobrego. Adanael wpadł jak burza do salonu. Spojrzeli na niego z przestraszonymi minami. -Gdzie Laurance? Gdzie on jest? Ktoś wskazał mu okno. Wampir w ułamku sekundy wypadł z domu. Dotarcie do przyjaciela zajęło mu kilka chwil. Leżał na chodniku w kałuży krwi. Pochylał się nad nim Horen i dwóch innych chłopaków. Rozsunął ich i uklęknął. -Tak szybko... - mruknął Laurance. - Skąd wiedziałeś? Pobladł, a twarz miał ściągniętą z bólu. -Lam była ze mną... Co sie stało? -Jakaś dziewczyna nas śledziła. Myślałem, że to kolejny gówniarz... - mówił z wyraźnym trudem. - Ale się myliłem. Chyba zapakowała mi srebrną kulkę. To boli, cholera! Adanael uniósł rudego z ziemi. Krew płynęła mu z ramienia. -Kula jest jeszcze w środku. Masz szczęście, że nie trafiła w serce. Byłoby po tobie. Zabierzcie go do domu!
|