A/N: ten fanfik był moją pierwszą próbą zmierzenia się z tematyką shonen-ai. Obecnie mam wrażenie, że mogłabym to napisać co najmniej trzy razy lepiej, ale jakoś nie uśmiecha mi się wracanie do tego tematu ^_^" Zresztą niech to pozostanie w formie, w jakiej powstało te kilka lat temu, tak na pamiątkę, że od czegoś się zaczyna xD
I WANNA RUN AWAY; NEVER SAY GOOD-BYE...
Było słoneczne popołudnie, środek lipca. Od morza wiał przyjemny wiatr. Shun szedł powoli wzdłuż klifu w kierunku głównych zabudowań świątynnych. Saori miała coś ważnego do ogłoszenia i kazała przyjść wszystkim rycerzom bez wyjątku. Chłopak westchnął cicho. Bardzo nie chciał tam iść, rozważał nawet możliwość wyjazdu gdzieś na drugi koniec Europy i udawanie, ze o niczym nie wiedział, ale już było za późno. "Ciekawe czy przyjdą wszyscy, ale w końcu Sao kazała, więc nikt nie od waży się nie stawić. Ostatnio stała się strasznie drażliwa. Chyba już najwyższa pora by znalazła sobie chłopaka. To, że jest wcieleniem Ateny nie zabrania jej pokochać kogoś. Ale ona nawet nie dopuszcza do siebie takich myśli, a zresztą to nie moja sprawa." Przeczesał palcami włosy, dawno ich nie skracał i teraz sięgały mu już prawie do pasa. Minął pierwszy rząd kolumn i staną na dużym placu. Po jego przeciwległej stronie wznosiły się kilkunastostopniowe schody, na których szczycie stała ubrana na biało Saori. Kilka kroków obok niej Seiya i Shiriu dyskutowali o czymś, co chyba bardzo interesowało młodszego, bo cały czas gestykulował. Hyoga stał nieco z boku i przyglądał się im z rozbawieniem. Ikki niedbale oparty o kolumnę, a raczej jej resztkę, bezceremonialnie okazywał swój brak zainteresowania całym tym zbiegowiskiem. U stóp schodów zgromadzili się już prawie wszyscy rycerze, zajmując prawie cały plac. Shun przez chwilę zastanowił się, czy jest sens przebijać się do schodów, czy prościej będzie wysłuchać przemówienia z tego miejsca. Szybko wybrał drugą opcję. Cofnął się jeszcze o krok i usiadł na zwalonym trzonie kolumny. Płynnym ruchem dłoni wyciągnął z kieszeni czarnej koszuli równie ciemne okulary i założył je. Od razu zrobiło mu się lepiej. Czarne szkła wytworzyły wokół niego jakąś ochronną tarczę, która oddzielała go od innych. Uśmiechnął się do siebie na myśl jak fałszywa jest taka tarcza, jak złudna. "Co ja sobie wmawiam? Przecież to tylko okulary" zganił się. Saori rozejrzała się po placu i dostrzegła Shuna. Zdziwiła się, że jest tak daleko, nie zastanawiała się jednak nad tego powodem. Kazała po prostu jednemu z żołnierzy by go przywołał. Co ten uczynił. Na przyniesioną przez niego wiadomość Shun zareagował cichym mruknięciem i bez słowa wstał. Odmierzanymi krokami szedł biegnącym środkiem placu chodnikiem w kierunku schodów. Czuł na sobie spojrzenia mijanych rycerzy i wcale mu się to nie podobało. Zastanowił się czy nie porozmawiać na ten temat wieczorem z Ikkim, ale porzucił ten pomysł równie szybko. Starał się rozluźnić napięte mięśnie, ale nie mógł. Szedł wpatrzony w biały bruk, włosy spływały mu po obu stronach twarzy zasłaniając ją. Wszedł lewą stroną schodów, tuż przy krawędzi jakby chciał z nich uciec. Usiadł na ziemi opierając się plecami o tę samą resztkę kolumny, co brat. Ikki posłał mu coś, co każdy inny nazwałby uśmiechem wilka na widok bezbronnego królika, ale nie Shun. Wiedział, że to najczulsze, na co stać jego brata i odwzajemnił ten uśmiech. W jego oczach jak na dłoni widoczne były wszystkie jego uczucia względem starszego brata. Ikki pogłaskał go po włosach i spojrzał na plac. W tym momencie wszystkie oczy się od nich odwróciły. Uśmiech Shuna uległ ledwo dostrzegalnej zmianie. Pojawiła się w nim nutka triumfu. Tym razem zwyciężył, ale zastanawiał się jak długo będzie mógł się kryć za plecami brata. Ikki przy każdej ich rozmowie powtarzał, że chce wyjechać ze świątyni, bo ma już jej dosyć. Shun nie wątpił w jego słowa i z obawą spoglądał na pojawiające się w kalendarzu cyfry, które obwieszczały zbliżanie się tego dnia. Saori jeszcze raz zlustrowała plac i z satysfakcją stwierdziła, że są już wszyscy. Jednym gestem ich uciszyła i zaczęła wygłaszać swoje poglądy, oraz pomysły. Shun przyglądał się jej z zaciekawieniem. W większości spraw się z nią nie zgadzał, ale wolał zachować to dla siebie. Kilka pomysłów uznał za możliwe do zniesienia, dwa mu się spodobały. Sao szybko przeszła od słów do konkretnych poleceń. Następnego dnia rano wszyscy mieli się stawić na dolnym poziomie. Tam ona podzieli ich na kilka grup, które następnie udadzą się do pobliskich wiosek pomóc w usuwaniu szkód po trzęsieniu ziemi. To miało zając ich czas do późnego popołudnia. Po powrocie do świątyni miały zacząć się przygotowania do przyjazdu Hildy i jej wojowników. Wszyscy mieli pomóc. Pierwszy pomysł Shun aprobował, ale drugiego nie. Nie rozumiał, po co wszyscy mają się tym zajmować. I to nie dla tego, że mu się nie chciało. Nawet mógł po pomagać, ale, po co wszyscy na raz? W połowie przemówienia, jego umysł wyłączył się całkowicie. Zza dekoltu wyjął zawieszony na łańcuszku pięciocentymetrowy klucz nilu i bezwiednie bawił się nim. Było mu gorąco, ale to mu nie przeszkadzało. Wiedział, że tak będzie już rano, gdy zakładał czarną zapinaną na guziki koszulę. Coś jednak kazało mu to zrobić. W ogóle jego strój nie pasował do miejsca, w którym się znajdował. Niebieskie dżinsy ponacinane na wysokości kolan, biało niebieskie adidasy czarna koszula i okulary wybijały się pośród rycerskich zbrój i strojów do ćwiczeń. Spojrzał na Atenę i uśmiechnął się. Zazdrościł jej poczucia bezpieczeństwa. Będąc wśród swoich rycerzy nie obawiała się niczego. Gdyby jej powiedział, że chce wyjechać, bo czuje się zagrożony, to by mu nie uwierzyła. A on właśnie ich się bał. Tych wszystkich dzielnych rycerzy zamkniętych w świątyni, bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Poczuł jak ten strach rozlewa się z jego umysłu na całe ciało paraliżując je. Wziął głęboki oddech i starał się nad nim zapanować. Zamknąć z powrotem w mózgu i tam trzymać jak najgłębiej tylko zdoła. Powoli paraliż ustępował. W oczach znów pojawiły się radosne ogniki. "Przecież nie jestem sam. Ikki jest ze mną" pomyślał i ta myśl dodała mu otuchy. Atena skończyła mówić i wszyscy zaczęli się rozchodzić. Shun zastanowił się czy też może już odejść. Usłyszał stukanie butów Saori zbliżające się w jego kierunku, po chwili dołączyli do niej Seiya i Shiriu. Na końcu Hyoga. Shun spojrzał na nich zza osłony długiej grzywki. Byli z sześć, może siedem metrów od niego. W zasadzie nie wiedział, czemu, ale szybko wstał i pocałował brata w policzek i zdecydowanym krokiem zszedł na plac. Nim ktokolwiek zdążył zareagować już znikł za rzędem kolumn. - Co mu się stało? - Saori była lekko zdezorientowana. - Ma coś ważnego do załatwienia - odpowiedział Ikki wpatrując się w punkt gdzie Shun znikł mu z oczu. Sam był ciekaw, co spowodowało takie zachowanie jego brata. Nigdy nie spodziewał się po nim czegoś takiego. - Rozumiem - Saori nie zorientowała się w kłamstwie Ikkiego. - Mam nadzieję, że podobają się wam moje pomysły. - Są bardzo dobre - przyznał Seiya. - Mam nadzieję, że upał nieco do jutra zelżeje, bo w tej temperaturze ciężko będzie pracować - Shiriu spojrzał w niebo osłaniając oczy dłonią. - A ty jak sądzisz Hyoga? Rycerz Łabędzia przytaknął skinieniem głowy. Nawet nie wiedział, o co się go pytają. Patrzył w to samo miejsce gdzie Ikki. Nie dał się zwieźć kłamstwu Ikkiego. Wiedział, że było coś innego, co spowodowało, że Shun poszedł tak nagle. "Poszedł? Nie on uciekł. Tylko, przed czym? Czego on się boi?" Te pytania już od jakiegoś czasu go dręczyły. Shun był jego przyjacielem i było rzeczą oczywistą, że się o niego martwi. Nie mógł jedynie zrozumieć, że nikt inny nie zauważa zmian w zachowaniu kolegi. Hyoga szedł w kierunku swojego domu, jak nazywał sześcienną kostkę z białego kamienia podzieloną wewnątrz na dwa pomieszczenia. Usytuowana była kilkanaście metrów od morskiego brzegu. Po przeciwnej stronie zatoki widoczne były kraty zamykające grotę Sounion. Słońce rzucało na morze swe ostatnie promienie żegnając się z Grecją na najbliższe kilka godzin. Na północy pojawiły się deszczowe chmury zapowiadając burzę i deszcz. Hyoga usiadł na pisku i przypatrywał się falom. Zachowanie Shuna wciąż nie dawało mu spokoju. "To już nie pierwszy raz. Ostatnio rzadko pojawia się w centralnej części świątyni, prawie cały czas spędza w domu. Kiedy już przychodzi, to robi to bocznymi ścieżkami. Za wszelką cenę unika spotkania z kimkolwiek. Czyżby się bał, że ktoś mu coś zrobi? Przecież to głupie. Wszyscy jesteśmy rycerzami Ateny, żaden z nas nie zaatakowałby drugiego. A już szczególnie Shuna. Po pierwsze z obawy, co z takowym delikwentem zrobiłby Ikki. Po drugie Shun nie jest bezbronny. Wręcz przeciwnie. Panuje nad siódmym zmysłem chyba nawet lepiej od Seiyi. Nawet kilku przeciwników nie dałoby mu rady. Ale jeśli tak, to, dlaczego się boi?" Z nieba zaczął padać drobny deszcz, który szybko przeistoczył się w ulewę. Kilkanaście minut później powietrze przecięła błyskawica, a za nią następne. Hyoga siedział na łóżku i patrzył na morze przez okno. W świetle jednej z błyskawic zdawało mu się, że widzi jakiś cień przy Sounion, ale później już nic nie widział. Ikki wrócił do domu, ale nie zastał tam brata. Nie przejął się tym zbytnio. Shun miał już szesnaście lat i doskonale umiał o siebie zadbać. Chwilami Ikki dochodził do wniosku, że to on nie poradziłby sobie bez młodszego brata, a nie Shun bez niego. Leżał na łóżku i czytał książkę. W zasadzie mu się nie podobała, ale wszystkie inne już przeczytał. Starał się nie zwracać uwagi na bezsensowność niektórych scen i dobrnąć do końca. Miał dobry humor. Lubił burze, a szczególnie w nocy. Rozdzierający powietrze huk był dla niego czymś niepojęcie pięknym i fascynującym. Balsamem dla duszy. Drzwi wejściowe skrzypnęły cicho i Shun wsunął się bezszelestnie do środka. Ikki wyczuł jego obecność. Zdziwił się, bo podejrzewał, że Shun jest u kogoś i tam przeczeka deszcz. Wszedł do kuchni i stanął osłupiały. Shun siedział na krześle przygarbiony. Cały był mokry. Z włosów spływała mu woda. - Ściągnij to z siebie, bo się przeziębisz - powiedział i cofnął się do pokoju po jakieś suche ubranie. Gdy wrócił Shun siedział tak jak poprzednio. - Shun coś się stało? - Zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi. Podszedł do brata i delikatnie uniósł jego podbródek. Na wprost siebie zobaczył czerwone od płaczu niewidzące oczy. Zastygł na chwilę. - Shun, co się stało? Dlaczego płakałeś? Powoli zaczął rozpinać jego koszulę. Długie włosy zawinął w ręcznik. Drugim dokładnie wycierał jego ciało. Shun nie protestował. Siedział w bezruchu jak porcelanowa lalka. To porównanie spodobało się Ikkiemu. Prawie biała skóra brata miała w sobie coś z delikatności chińskiej porcelany. Wziął go ostrożnie na ręce i zaniósł do łóżka. Gdy zamierzał już odejść usłyszał szept. - Ikki nie zostawiaj mnie, proszę... Zielone oczy patrzyły na niego błagająco. Położył się obok Shuna i przytulił go mocno. - Co się stało? Powiedz mi. Dlaczego uciekłeś dziś popołudniu i dlaczego płakałeś? Chcę ci pomóc. - Starał się by jego głos przepełniała troska, by Shun poczuł się bezpiecznie, by mu się zwierzył. On jednak nic nie powiedział. Po chwili całym jego ciałem zaczęły wstrząsać dreszcze. Nie mógł już nad sobą zapanować. Zaczął płakać. Sam się dziwił, że ma jeszcze łzy. Ikki wplótł swoją dłoń w jego włosy i przysunął jego głowę do swojej klatki piersiowej. Szeptał mu do ucha różne zapewnienia, słowa dodające otuchy. Za wszelką cenę chciał go uspokoić. Kilka razy pocałował mokre włosy. Gdy to robił przeszywał go dziwny dreszcz. Po godzinie organizm Shuna dał za wygraną. Chłopiec zasnął w objęciach brata, choć spod zamkniętych powiek wciąż sączyły się łzy. Zawadiacki promyk słońca wśliznął się do pokoju budząc Shuna. Zmęczone płaczem oczy spojrzały na Ikkiego a jasna dłoń przeczesała jego włosy. - Dziękuję braciszku - wyszeptał. Jedyne, co pamiętał z ostatniej nocy, to drogę w deszczu spod Sounion do domu. Choć i to ledwo. Później nie było już nic. Wtulił się w klatkę piersiową starszego brata i cieszył jego bliskością. Dawno nie czuł się tak bezpieczny. Z powrotem zamknął oczy i wsłuchał się w równomierne uderzenia serca Ikkiego. Czas się zatrzymał. Gdy obudził się po raz drugi Ikki już nie spał. Napotkał spojrzenie jego niebieskich oczu. Uśmiechnął się i usiadł na kołdrze. Ikki odwzajemnił uśmiech. Naprawdę był szczęśliwy widząc radość na twarzy młodszego brata. Wolał nie pytać, co spowodowało wczorajsze łzy. Oboje wiedzieli, że już dawno powinni byli stawić się na zbiórce, ale mało ich to interesowało. Shun leniwie zsunął się z łóżka i poszedł do kuchni. Ikki odprowadził go wzrokiem. Przy śniadaniu nie spieszyli się zbytnio. Ikki zastanawiał się czy w ogóle pójść na zbiórkę. Shun też o tym myślał, ale nie mówił. Na dolnym poziomie Atena dzieliła swoich rycerz na kilkunastoosobowe zespoły i wysyłała busami w odpowiednie miejsca. Nie wszystkim się chciało, ale nikt nie protestował. - Gdzie też oni się podziali? - Sao nie mogła zrozumieć, dlaczego Ikki i Shun wciąż nie przyszli. - Jeszcze Ikkiego jakoś jestem w stanie zrozumieć, ale Shun? - Może zaspali - zasugerował Seiya powstrzymując się od ziewnięcia. - Każdemu może się zdarzyć. - Możliwe. Po kilkunastu minutach rodzeństwo pojawiło się ścieżce. Szli w milczeniu. Widząc ich Saori od razu zrezygnowała z zadawania jakichkolwiek pytań. Po nocnej burzy upał nieco zelżał. Rycerze już od kilku godzin pomagali przy przenoszeniu gruzów zawalonych domów i właśnie zrobili sobie małą przerwę. Shun usiadł na zawalonym garażu i patrzył przed siebie, chociaż nic tam nie widział. Żałował, że nie ma przy nim Ikkiego. Czuł jednocześnie spojrzenia innych. Chciał uciec, ale bał się wykonać jakikolwiek ruch. Pozostała dwunastka rycerzy będących z nim w grupie siedziała w cieniu ostatniej nie zawalonej ściany jednego z domów. Rozmawiali o wszystkim, co się dało. W końcu ich rozmowy zeszły na jeden z najpopularniejszych tematów w ostatnim czasie. - A co on tak na uboczu siedzi? - Zapytał jeden wskazując Shuna. - Właśnie. Miło by było gdyby do nas dołączył. - O tak. Kiedy już zaczynam się mu przyglądać, to wzroku oderwać nie mogę. Do tego po nocach mi się śni. I przyznam się, że chciałby by niektóre z tych snów się spełniły - do rozmowy przyłączył się kolejny. - Ciekaw jestem jak smakują jego usta. To musi być cudowny smak. Może nie tak, jak smak ust kobiety, ale jednak. - W świątyni nie ma, co liczyć na kobietę. Do kobiet rycerzy lepiej się nie zbliżać. - Chyba, że chce się stracić życie - roześmiał się ktoś inny. - Czasami, jak na niego patrzę, to ledwie udaje mi się zapanować nad sobą. Najchętniej rzuciłbym się na niego... - I jak sam by nie pozwolił, to byś go zgwałcił? - Pierwszy zdawał się rozumieć kolegę. - Nie ty jeden. Co najmniej połowa rycerzy w świątyni by to zrobiła, mimo że większość jest hetero. Pozostali przytaknęli. - Zedrzeć z niego ubranie i zasmakować jego skóry - rycerz oblizał wyschnięte wargi i tęsknie spojrzał na Shuna. - Móc czuć jego bliskość, jego delikatną energię tuż koło siebie. Doskonale wyrażał uczucia pozostałych. Jednocześnie topił się we własnych fantazjach. Zegar na desce rozdzielczej wskazywał godzinę piętnastą. Shun siedział oparty głową o okno i spał. Jego organizm miał już dosyć. Zaczynał odreagowywać wczorajszy deszcz. Jednak jego sen nie był spokojny, choć takim się wydawał. Podświadomie bał się. Czuł każde przypadkowe dotknięcie siedzącego obok rycerza. Każde muśnięcie jego ramienia. Za każdym razem przechodził go dreszcz lęku. Obudził się tuż przed dojazdem na miejsce. Gdy wysiadł od razu skierował się w kierunku domu. Miał nadzieję, że znajdzie tam Ikkiego. Był gotów mu wszystko powiedzieć. Ku jego rozpaczy nikogo nie zastał. Nie chciał jednak iść go szukać. Nie chciał nigdzie wychodzić. Zrobił sobie herbaty i sięgnął po pierwszą lepszą książkę. Otworzył w miejscu gdzie tkwiła zakładka i zaczął czytać. "...- Pozwoliłem swemu rozumowi dostać na jakiś czas fioła. Uznałem, że jeśli świat będzie mnie potrzebował, to się zgłosi. Tak też się stało..." - Zwariować, nie głupi pomysł - powiedział do siebie i wrócił do lektury. "...Rozdział 5 Fakty, które warto zapamiętać z historii Galaktyki nr 2... Od początku istnienia Galaktyki swój wzrost i upadek przeżyły niezliczone kultury. Tak często następował wzrost i upadek, ruch w górę i w dół, że dość kusząca staje się myśl, że życie w Galaktyce, to: a) coś na kształt choroby morskiej - choroby przestrzeni, choroby czasu, choroby historii czy coś w tym stylu - oraz b) głupota Rozdział 6..." Książka podobała mu się coraz bardziej. Promieniował od niej jakiś dziwny optymizm. Ikki wrócił i zastał go doczytującego ostatnie strony. Delikatnie pogłaskał go po głowie i nalał sobie wody do kubka. Shun spojrzał na niego, a w jego spojrzeniu odbiła się troska. - Powinieneś się położyć. - A ty jak się czujesz? - Dobrze - skłamał, ale stracił całą odwagę, która mu była potrzebna by zwierzyć się starszemu bratu. - Chyba oboje powinnyśmy iść spać. Tak zrobili, tym razem każdy w swoim łóżku. Zasypiając, Shun podjął decyzję. Wyjedzie jak najszybciej może, czyli... "...czyli jutrzejszym autobusem o piątej dwadzieścia rano" pomyślał. Spojrzał na śpiącego brata i zastanowił się jak i kiedy mu wszystko wyjaśni. Siedział na krawędzi łóżka ubrany w dżinsy i czarny t-shirt. Koło jego nóg leżała zielona torba sportowa, a w niej trochę ubrań i książek. Jeszcze raz spojrzał na szafę by upewnić się, że wziął już wszystko, co mu będzie potrzebne. Bezszelestnie wyszedł z pokoju. Na stole w kuchni zostawił list. Zawarł w nim wszystko, czego nie odważył się powiedzieć ostatniej nocy. Wszystkie swoje lęki, obawy; cały strach. Opuścił świątynię przez główną bramę nie zatrzymywany przez nikogo. Na niebie jaśniały jeszcze ostatnie gwiazdy. Chłopak uśmiechnął się do nich. Powoli szedł w kierunku samotnego przystanku. Na miejscu był za wcześnie. Autobus miał przyjechać za kwadrans. Postawił torbę na ziemi i usiadł na niej. Jeszcze raz rozważył słuszność swojego postępowania. Nie chciał jednak teraz się wycofać. - Shun? Usłyszał za sobą czyjś głos. Od razu go rozpoznał. - Hyoga? Co ty tu robisz? - O to samo mógłbym zapytać ciebie. Ja poszedłem na spacer. A ty? Shun zastanowił się, co ma odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę, czy wymyślić jakieś kłamstwo. - Muszę coś załatwić. - Tak jak przedwczoraj, kiedy uciekłeś z placu? Shun, lepiej nie kłam, bo nie potrafisz. Podszedł do niego i chciał położyć mu dłoń na ramieniu, ale Shun zerwał się i odbiegł parę kroków. - Shun? Co się stało? Przecież... - Zostaw mnie - Shun nie pozwolił mu skończyć. - Zostawcie mnie wszyscy. Myślicie, że nie widzę jak się na mnie patrzycie!? Nie słyszę jak mówicie o mnie?! - Krzyczał i płakał jednocześnie. Hyoga stał osłupiały. Powoli jednak zaczynał wszystko rozumieć i to aż za jasno. - I tak jest zawsze, gdy tylko się pojawię! Jakbym był jakimś rzadkim okazem w zoo! Dajcie mi w reszcie święty spokój. Zostawcie mnie, pozwólcie wyjechać, bo ja już nie mogę! Boję się! Naprawdę się boję! Hyoga podszedł do niego i lewą ręką chwycił go za nadgarstki, prawą zaś przyciągnął do siebie. Shun napiął wszystkie mięśnie, jednak nie miał siły wyrwać się z uścisku. - Uspokój się - szepnął Hyoga. - No nie płacz już. Nie pozwolę by ktokolwiek Cię skrzywdził. Ikki też nie pozwoli. Uwolnił nadgarstki Shuna i pogłaskał jego włosy. - Już nie musisz się bać. Jesteś bezpieczny. Nie płacz już. Shun uniósł głowę i spojrzał mu w oczy. Hyoga delikatnie odgarnął mu włosy z czoła i pochylił się nieco. Jego wargi musnęły usta Shuna. Znów spojrzał mu w oczy. Strach zaczął powoli znikać z oczu chłopca. Hyoga uśmiechnął się i jeszcze raz go pocałował. Tym razem pocałunek trwał dłużej, a Shun go odwzajemnił. Nie wiedział, czemu to robi, ale chciał to zrobić. Dopiero teraz zdał sobie sprawę od jak dawna o tym marzył. Stali tak zwarci w pocałunku na tle wschodzącego słońca. Szczęśliwi jak nigdy dotąd. - Nadal chcesz wyjechać? Shun zaprzeczył ruchem głowy. - To dobrze. Chodź, Ikki może się zacząć martwić - dodał podnosząc torbę Shuna z ziemi. Objął go ramieniem i popchnął w kierunku bramy. Rycerz Andromedy oparł głowę o jego ramię i dał się prowadzić. "I ja chciałem wyjechać?" Zapytał się w myślach.
I WANNA KNOW THE ANSWERS NO MORE LIES...
Przedpołudniowe słońce muskało swoimi promieniami gładką powierzchnię morza. Na błękitnym niebie nie było ani jednej chmurki. Po prostu lato, jakie rzadko się zdarza. W świątyni, nawet Saori dała sobie spokój z próbami zmuszenia rycerzy do jakiegoś działania. Wszyscy siedzieli na plaży i zdejmowali z siebie, co się dało, w granicach zdrowego rozsądku. Shun spojrzał na zapełnione rycerzami piaski z wysokości klifu. Jak tak na nich patrzył ogarniała go niezmierna wesołość. Był za daleko by rozróżnić wszystkich, ale niektórych nie dało się pomylić. "Seiya jak zwykle robi najwięcej hałasu. Denerwuje wszystkich, a potem ucieka by go nie utopili." Westchnął ciężko. "Jest okropnie dziecinny, czy ja też się tak zachowuję?" Zapytał się w myślach. Wolał jednak nie poznawać odpowiedzi na to pytanie. Podniósł z ziemi worek żeglarski i zarzucił go na ramię. Poprawił jeszcze czarny T-shirt i odszedł w kierunku bramy. - Może powinienem był powiedzieć Hyodze, że wychodzę. Ale przecież Ikki wie. Nie muszę się im spowiadać z każdego kroku. Hyoga chyba zrozumie...Na pewno zrozumie. - Mówił sam do siebie. Ostatnio zauważył, że zdarza mu się to coraz częściej. Słyszał opinie, że mówienie do siebie to pierwsze objawy szaleństwa. Uśmiechnął się do siebie na same wspomnienie. "'Pozwoliłem swemu rozumowi dostać na jakiś czas fioła. Uznałem, że jeśli świat będzie mnie potrzebował, to się zgłosi. '" Przypomniał sobie fragment czytanej ostatnio książki. "To nie głupi pomysł. Muszę go poważniej przemyśleć." Na przystanek doszedł akurat na czas, autobus do Aten właśnie podjechał. Ikki leżał na łóżku i czytał kolejną książkę, ostatnio robił to cały czas. Nie spieszyło mu się do opuszczania domu. Jako nieliczni cieszyli się z Shunem posiadaniem w domu klimatyzacji, reszta nie mogła sobie na ten luksus pozwolić, bo mieli problemy z tak prostą według Ikkiego czynnością, jaką jest oszczędzanie. Podniósł na chwilę wzrok nad książkę i rozejrzał się po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu, szczególnie zaś cieszyło go, że Shun nie wyjechał. Mniej był pewny swojej opinii na temat jego związku z Hyogą, ale przecież nie wszystko można mieć. Zresztą widział kilku, a nawet kilkunastu gorszych partnerów bądź partnerek dla młodszego brata. "Mogło być o wiele gorzej, a tak nawet jest dobrze" pomyślał i wrócił do książki. Nie była jego, lecz Shuna. On swoje dawno przeczytał i obecnie zbierał siły by pojechać do miasta i kupić coś nowego. Teraz oboje nadrabiali zaległości w czytaniu. Znaleźli w tym ucieczkę od problemów rzeczywistości. Czasami potrafili przez kilka dni nie wychodzić z domu i cały czas czytać, zmuszając się do krótkich przerw na posiłki. Śmiali się, że to nienormalne, ale nie chcieli tego zmieniać. Hyoga usiadł w cieniu skały i rozejrzał się dookoła. Wszędzie było pełno ludzi, ale Shuna nigdzie nie widział. Westchnął i oparł się o chłodny kamień. "W końcu nie obiecał, że przyjedzie. Jeszcze się boi" spojrzał na morze i wsłuchał się w jego melodię. Spokojną, uspokajającą. "Chwilami zdaje mi się, że on nigdy nie przestanie się ich bać. Zamiast otworzyć się, to on coraz bardziej się zamyka. Zaczyna przypominać..." dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę. Nigdy wcześniej tak o tym nie myślał. "...Zaczyna przypominać Ikkiego. Prawie z nikim tu nie rozmawia. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz zamienił słowo z Seiyą, bądź z Shiriu. Z Saori też prawie nie rozmawia, tylko tyle ile wymaga tego dobre wychowanie." Znad morza powiał chłodniejszy wiatr, na plaży rozległy się entuzjastyczne śmiechy. Seiya powiedział kilka słów, ale ledwie to zrobił znów Shaina i Marin zaczęły go topić. Hyoga nie zwrócił na nich większej uwagi. "Martwię się o ciebie mój mały. Tak bardzo się martwię i tak bardzo czuję się bezradny." Zza stromego klifu wyłonił się mały błękitny jacht z białymi żaglami. Płynął od strony Aten. Niezbyt szybko, dumnie, z gracją. Przepłynął na drugi koniec zatoki i tam w odległości kilkudziesięciu metrów od brzegu rzucił kotwicę. Żagle zostały szybko zrolowane i na topenancie pojawiła się błękitna trójkątna chorągiewka. Hyoga doskonale wiedział, kto to. Szybko wskoczył do wody i popłyną w tamtym kierunku. - Czyżby jacyś znajomi Hyogi? - Zapytała Saori widząc jego reakcję. Seiya wzruszył ramionami na znak, że nie ma zielonego pojęcia. Shiriu przyznał, że to możliwe, ale nic mu Hyoga nie mówił. Podobne opinie wyrazili inni. - Hymmm, to ciekawe - westchnęła Saori i sięgnęła po lornetkę. Na jachcie była tylko jedna osoba. Atenie zajęło chwilę wyostrzenie obrazu w lornetce, w tym czasie Hyoga właśnie wszedł na pokład. Objął Shuna w pasie i przyciągnął do siebie. Ten uśmiechnął się i oparł dłonie o jego klatkę piersiową. Krople spływające z włosów partnera moczyły jego koszulkę i powodowały, że stawała się przyjemnie chłodna. - Nie jest Ci w tym gorąco - zapytał blondyn całując go delikatnie w szyję. Shun pokręcił przecząco głową. - Szkoda. Słysząc to Shun nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Doskonale wiedział, co Hyoga chciał zrobić. - To na pocieszenie - powiedział i pocałował go. Ostrożnie wsunął język w jego usta, ten pocałunek należał do niego. Hyoga poddał mu się całkowicie, delikatnie wsunął dłonie pod koszulkę partnera i zaczął ją ściągać. Shun nie protestował. Odsunął się troszeczkę i pozwolił działać Hyodze, którego dłonie już dawno uporały się z krótkimi spodenkami Shuna. Podniósł Shuna, tak jakby ten nic nie ważył, i położył go na ławeczce w kokpicie. Była za wąska dla nich dwóch, więc sam przyklęknął na podłodze kokpitu i pozwolił, aby dalej prowadził go jego instynkt. Saori widziała jedynie namiętny pocałunek, jednak to jej wystarczyło. Miała w głowie kompletny mętlik. Jej świat nagle potknął się, przekoziołkował kilkanaście metrów zatrzymał do góry nogami i nie zamierzał wstawać. Zastanawiała się czy powiedzieć innym o tym, co widziała, a jeśli tak, to jak to zrobić. To jednak nie miało znaczenia dla pary kochanków. Hyoga delikatnie całował klatkę piersiową partnera schodząc od obojczyka w dół. Czuł dłoń Shuna na swoich plecach, była taka aksamitna, delikatna. Rozpływał się pod tym dotykiem. Czuł jak powoli zmierza do jego najczulszego punktu w dolnej części kręgosłupa. Jego ciało przeszył dreszcz niespodziewanej rozkoszy. Żałował, że na jachcie jest tak mało miejsca. Jego usta zatrzymały się przy pępku, ale prawa dłoń spłynęła niżej po biodrze kochanka. Delikatnie pieścił wewnętrzną stronę jego uda. Poczuł jak dłoń Shuna chwyta go za nadgarstek wolnej ręki i podciąga do góry. Z żalem przesunął się w stronę głowy ukochanego. Na chwilę ich oczy znalazły się na wprost siebie. Zatonął w oceanie zieleni, nie był w stanie się przed tym bronić, to go przerastało. Poczuł muśnięcie delikatnych warg na policzku i nie wytrzymał. Zdecydowanym ruchem wsunął ręce pod jego plecy i przyciągnął do siebie, tak, że zielonowłosy zsunął się na podłogę. Podciągnął go tak by znów mogli patrzeć sobie w oczy i pocałował. Długo i namiętnie badał językiem jego usta póki nie zabrakło mu tchu. Wplótł dłoń w jego długie włosy, drugą trzymał go w pasie i nie pozwalał odsunąć się choćby o centymetr. Całował jego szyję, ramię... Czuł jak ciało Shuna drży za każdym razem z rozkoszy, jak poddaje się jego pocałunkom, dotykowi. Przesunął językiem wzdłuż tętnicy szyjnej w wyszeptał prosto do ucha. - Shun proszę, przyjdź dziś do mnie. Nie odkładaj tego. Zielonowłosy spojrzał na niego poważnie. Cała zmysłowość znikła z jego oczu, które były teraz dziwnie chłodne. Po chwili jednak spojrzenie złagodniało. Shun przyłożył głowę do jego klatki piersiowej i wsłuchał się w przyspieszone bicie serca. Puk... puk... puk... - Dobrze - wyszeptał, a Hyoga nie mógł uwierzyć, że to usłyszał. Od dwóch tygodni o tym marzył. Od chwili, gdy pierwszy raz go pocałował na przystanku. Przycisnął go jeszcze mocniej do siebie. Usłyszał coś jakby śmiech, ciało Shuna lekko drżało. Spojrzał mu badawczo w roześmiane oczy nie za bardzo rozumiejąc sytuację. - Nie tak mocno, bo mi żebra połamiesz - wydusił z siebie Shun opanowując śmiech. - A to przekreśliłoby dzisiejsze wieczór. Hyoga puścił go speszony, co zostało skomentowane kolejną salwą śmiechu. Słońce kryło się za horyzontem rzucając ostatnie promienie na akropol. Atena siedziała w swoim gabinecie i starała się podnieść swój świat, bez skutku. Była pewna, że je się nie przywidziało. Hyogę i Shuna zawsze by rozpoznała. - Od jak dawna to może trwać? - Zapytała się samej siebie. - Dlaczego nic nam nie powiedzieli? A może to trwa tak krótko, że nie zdążyli? Różne dziwne myśli nie dawały jej spokoju. Shun szedł głębokim wąwozem w kierunku brzegu morza. Był szczęśliwy, choć trochę się bał. Był to jednak zupełnie inny strach niż ten, który towarzyszył mu do tej pory. Ten był na swój sposób przyjemny. Nagle poczuł jak ktoś łapie go w pasie i zatyka dłonią usta. Ktoś inny zawiązuje na oczach chustkę. Dobiegł go czyjś ponaglający głos. W ułamku sekundy pojął, co się dzieje. Chciał się wyrwać i uciec, ale strach sparaliżował jego ciało. Poczuł jak ktoś kładzie go na kocu i zsuwa przesłaniającą oczy chustkę. Było ciemno. Na tle wejścia do jaskini przesuwały się ciemne sylwetki. Poznał je aż za szybko. Dwóch rycerzy, jeden żołnierz ze straży świątynnej. Ci pierwsi zaczęli iść w jego stronę, trzeci został na czatach. Shun chciał krzyczeć, ale nie był w stanie. Zamknął oczy i myślał o śmierci. Chciał umrzeć jak najszybciej. Zanim oni się zbliżą. Poczuł jak mało wprawne dłonie ściągają z niego koszulkę. Inne zajęły się dżinsami. Poczuł twarde, spierzchnięte wargi całujące jego brzuch. Duże, niezgrabne dłonie przesunęły się po jego udach, a w ślad na nimi posuwały się drugie usta. Przeszedł go dreszcz, gdy wilgotny język przesunął się po jego obojczyku, musnął wargi i brutalnie wdarł się do ust. Poczuł jak żołądek wywraca mu się do góry nogami, czuł, że zaraz zwymiotuje, na szczęście rycerz cofnął się i wrócił do całowania jego sutków. Tymczasem drugi był już bardzo blisko jego najintymniejszych miejsc. Jego nieporadne dłonie zaciskały się na pośladkach Shuna, a język raz po raz muskał przyrodzenie. W tym momencie Shun nie wytrzymał. Jego umysł wykrzyczał błaganie o pomoc i posłał je w świat. Ciało bezwładnie opadło na koc bez przytomności. Wołanie o pomoc rozniosło się po całej świątyni, ale tylko Hyoga i Ikki je zrozumieli. Hyoga biegł jak najszybciej mógł. Nie wiedział, co się mogło stać, ale głos, który usłyszał, przeraził go śmiertelnie. W chwili, gdy dotarł na miejsce zobaczył Ikkiego jak jednym ciosem powala pilnującego wejścia do jaskini mężczyznę. Minął ich i wpadł do środka. To, co zobaczył zmroziło mu krew w żyłach. Poczuł ogarniającą go wściekłość. Nie zastanawiał się nad tym, co robi. Nie miało dla niego różnicy czy tylko pozbawi ich przytomność, czy zabije. Zaskoczeni gwałciciele spojrzeli na niego wściekle. Odciągnął jednego z nich i rzucił nim o ścianę. Drugi chciał spróbować uciec, ale mu nie pozwolił. Zaatakował z całej siły. Gdy obaj napastnicy leżeli nieprzytomni uderzył w nich jeszcze raz. Przed kolejnym atakiem powstrzymał go czyjś silny uścisk wbijający się w ramię. Obrócił się i zobaczył Ikkiego. - Zostaw ich. Rano ktoś ich znajdzie i może pomoże, choć na to nie zasłużyli. Teraz musimy się nim zająć - powiedział spokojnie wskazując młodszego brata. Choć starał się opanować, to w jego oczach szalał ogień i pragnienie zemsty za krzywdę brata. Podszedł do niego i otulił kocem. - Jest tylko nieprzytomny. Hyoga patrzył i nie mógł się ruszyć. - J...Ja...Jak...Jak oni mogli zrobić coś takiego? Jak mogli go tak skrzywdzić? - Nawet nie chcę wiedzieć. Co innego mnie martwi. Rycerz Łabędzia szedł tuż koło Ikkiego i delikatnie głaskał miękkie włosy Shuna. - To miała być taka piękna noc - wyszeptał. - Wiem, Shun mi mówił. Dalej szli w milczeniu. Po drodze Shun na chwilę odzyskał przytomność, a potem znów ją stracił. Jego oddech się uspokoił, choć serce wciąż biło jak szalone. Siedzieli w domu rodzeństwa. Hyoga na podłodze koło łóżka Shuna, Ikki na swoim łóżku. Mały spał spokojnie, jego oddech był równomierny, a twarz spokojna. - Najgorsze dopiero przed nami - westchnął Ikki odkładając książkę. Hyoga spojrzał na niego nie rozumiejąc, co ma na myśli. - Urazu psychicznego nie łatwo będzie się pozbyć. Może nawet nigdy nam się to nie uda. Musimy być cierpliwi. Shun obudził się przed świtem. Jego wzrok spoczął na śpiącym Hyodze. Siedział na podłodze z głową opartą o łóżko kochanka. Po policzkach spływały mu łzy wściekłości. Shun chciał mu coś powiedzieć na ucho, ale głos uwiązł mu gdzieś w gardle. Nie był w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Przed oczami stanęły mu sceny z poprzedniego wieczoru. Po policzkach spłynęły pierwsze łzy, a za nimi kolejne. Siedział i czuł się niesamowicie bezradny. Poczuł ciepłą dłoń Hyogi na policzku. Przywarł do niego całym ciałem i nadal płakał. Ikki również się obudził. Usiadł z drugiej strony brata i delikatnie głaskał go po włosach. Nie wiedzieli jak długo siedzieli tak w milczeniu. Godzinę... Dwie... Trzy... Shun opadł z sił i już tylko cicho łkał. Ikki podniósł go i zabrał do kuchni. Woda w czajniku właśnie się zagotowała. Szybko zalał trzy kawy i postawił kubki na stole. Wszyscy potrzebowali tej dawki kofeiny. Shun ostrożnie wziął kubek w dłonie. W jego oczach strach mieszał się z ulgą. - Pij, - Ikki uśmiechnął się - to ci dobrze zrobi. Chłopiec skinął głową, nic jednak nie powiedział. Nie był w stanie. Ikki szybko to zrozumiał. Tymczasem Hyoga przyglądał się wszystkiemu bezradnie. Był na siebie zły, choć wiedział, że nie mógł zapobiec wydarzeniom ostatniej nocy. Dużo rozmawiali tego ranka, ale Shun nie odezwał się ani słowem. Jedynie czasami przytakiwał, ale z godziny na godzinę coraz bardziej oddalał się od rzeczywistości... ...Mała przytulna restauracja na rogu dwóch niczym niewyróżniających się ulic właśnie kończyła pracę. Shun wszedł do niej i usiadł przy ostatnim nie sprzątniętym stole. Kelner szybko podał mu białe wino i wrócił do swoich zajęć... Po południu zebrali się w sobie i poszli zobaczyć, co stało się z dwójką rycerzy i strażnikiem. Shun nie wyraził sprzeciwu, w zasadzie nie okazał żadnych emocji, nie odezwał się ani słowem. Głos Ikkiego docierał do niego bardzo powoli i niezrozumiale. Wyrazy zlewały się ze sobą wywołując wrażenie jakby mówiło ze sto osób. To mu się nawet podobało. Nigdy wcześniej nie słyszał czegoś takiego. Przestał próbować zrozumieć, o co, tak właściwie starszemu bratu chodzi. Hyoga początkowo w ogóle nie chciał nawet o tym słyszeć. Potem zgodził się by Ikki poszedł, ale Shuna nie chciał puścić. W końcu uległ "perswazji" Ikkiego, przerażającej obojętności Shuna i ogarniającej go chęci zemsty. Szli w milczeniu. Ikki z obawą przyglądał się rycerzowi Łabędzia. Nie podobało mu się jego spojrzenie. Za dużo było w nim agresji. "W tym stanie nie pomoże Shunowi" pomyślał. "Jedynie narobi sobie kłopotów, a Małemu przysporzy zmartwień." Shun pewnie pomyślałby podobnie gdyby świat zewnętrzny miał dla niego jakiekolwiek znaczenie. W tej jednak chwili nie był on ciekawszy od rubryki ogłoszeń matrymonialnych w gazecie dla emerytów. Tymczasem Hyoga kipiał. Miał w głowie dokładny plan, co zrobi tej trójce, jak będzie ich miał w zasięgu ręki. Rozkoszował się wizją nadziania ich na lodowe pale, zamrożenie, wydłubania oczu... Jednego nie wziął tylko pod uwagę... ...Czy Shun by tego chciał? Do centralnego pomieszczenia weszli w nad wyraz odpowiednim momencie. Na środku stała Atena, koło niej kilku rycerzy - Seiya, Shiriu, Jabu... Na podłodze znienawidzona przez Hyogę trójka zbierała siły. Nie za bardzo byli w stanie powiedzieć, kto ich zaatakował. Było za ciemno. Tym bardziej nie chcieli powiedzieć, jaki mógł być tego powód (nie tego, że było ciemno!!!). Gdy zobaczyli lodowate spojrzenie Hyogi zupełnie stracili ochotę na cokolwiek, z życiem włącznie. Ikki rzucił im przelotne spojrzenie, które jasno postawiło sprawę: 'Ja go nie będę powstrzymywał. A jak on już z wami skończy, to sam jeszcze poprawię.' Shun nie zrobił nic. Był daleko od rzeczywistości... ...siedział na drewnianym obitym pluszem krześle. Reszta stołów w lokalu przykryta była białym płótnem, chroniącym od kurzu. Drzwi cicho skrzypnęły i pojawiła się w nich wysoka, ciemnowłosa kobieta w zielono-błękitnej sukni. Przysiadła się i skinęła na kelnera. Po chwili i ona sączyła wino. - Miło Cię tu widzieć, choć przyznam się, że się nie spodziewałem. - Ja też nie miałam tego spotkania w planach. Nogi same mnie tu przyniosły - Nadzieja uśmiechnęła się i dolała wina do kieliszków... Saori spojrzała na nich i uśmiechnęła się. Hyoga poczuł jak dłoń Ikkiego prawie miażdży jego nadgarstek. Tylko to powstrzymało go od zaatakowania. - Może wy mi powiecie, co się mogło stać - spytała zrezygnowany. - Kto może być za to odpowiedzialny? - Za zdewastowanie jego gęby - tu wskazał na strażnika - odpowiadam ja. Pozostała dwójka to roboty Hyogi. Wszyscy zdębieli. - Ale dlaczego, co wam do łbów strzeliło - Seiya nic nie rozumiał i mu się to nie podobało. - Zasłużyli na to, a nawet na więcej - Ikki mówił spokojnie, jakby chodziło o sobotni piknik. - Hyoga prawie ich zabił! - Wydarła się Saori. - A oni zgwałcili Shuna - odpowiedział równie spokojnie, co poprzednio, Ikki. Saori następne zdanie ugrzęzło w gardle, podobnie pozostały. Przez ich głowy przetoczyło się tornado. Po nim nastąpiło trzęsienie ziemi i wielki tsunami. - Shun, czy to prawda - wyszeptała Atena. - Nie odpowie ci - oświadczył Ikki. - Od tamtej chwili nie odezwał się ani słowem. Jest niczym porcelanowa lalka. Nie wiadomo ile do niego dociera, ale i tak nic nie wychodzi. ...Do restauracji wszedł Zdrowy Rozsądek prowadząc pod rękę Logikę. Oboje ubrani w jasne stroje przysiedli się do stolika i poprosili o kieliszki. - Miło mi was widzieć. - Nam również - odpowiedział mężczyzna o jasnobrązowych włosach. - Czeka nas trudna rozmowa. Szatynka przytaknęła mu. Przy stole pozostały jeszcze dwa wolne miejsca.... Hyoga leżał sam w swoim łóżku zły na siebie i na cały świat. Ikki zabronił mu przebywać w pobliżu Shuna dopóki się nie opanuje. "Kto to kurde nie jest opanowany!? Przecież oni sobie na to zasłużyli! Jeszcze bym im przywalił. Jak oni śmieli dotknąć Shuna!?!!" Szklanka zaliczyła przyspieszony kurs latania i z hukiem rozbiła się o ścianę. Ukrył twarz w dłoniach i rozpłakał się przytłoczony swoją bezsilnością. Przez następne dni nikt nie widział ani Hyogi, ani Ikkiego, ani Shuna. Wszyscy byli zszokowani tym, co się wydarzyło. Tymczasem do restauracji przyszli ostatni oczekiwani tego wieczoru goście... ...Miłość i Strach zajęli ostatnie krzesła. Z głośników popłynęła nastrojowa muzyka. Kelner podał nowa butelkę wina i się ulotnił. Shun uśmiechnął się do nich i rozpoczęli rozmowę... Ikki położył młodszego brata spać, choć wiedział, że ten nawet tego nie zauważył. Jego oczy patrzyły gdzieś w głuchą przestrzeń. - Śpij, albo nie. Jak chcesz? Ale wróć do nas, Hyoga potrzebuje twojej pomocy. On sobie sam z tym nie poradzi. Musisz go powstrzymać nim zrobi coś głupiego. ...Wino już prawie się skończyło. - Nie wygłupiaj się, masz przed sobą całe lata życia - przekonywał Zdrowy Rozsądek. - Nie ma, po co zamykać się w sobie. - Poza tym Hyoga potrzebuje twojej pomocy. On sobie z tym nie radzi - dodała Miłość, szukając poparcia u Nadziei. Ta uśmiechnęła się. Tylko Strach pozostawał milczący. Wpatrywał się w zawartość kieliszka spanikowanym wzrokiem. Nadzieja położyła mu dłoń na ramieniu i poprosiła do tańca. Zdrowy Rozsądek i Logika również poszli na parkiet. Shun i Miłość nie widzieli innego wyjścia, jak się przyłączyć. Decyzja została podjęta i nikt nie chciał już o tym rozmawiać. Muzyka się ożywiała, znów pojawili się kelnerzy, a do lokalu zaczęli się schodzić nocni goście...
CZĘŚĆ DRUGA |