Rozdział II
Przypis autora lub tłumacza angielskiego: Ta historia całkowicie różni się od oryginalnej mangi, anime oraz filmów.
- Braciszku, rybka. (1)
- Shun, nie znoszę pracy zespołowej.
Na szczycie wzgórza, z którego było widać morze, Shun spotkał się ze swoim starszym bratem, Ikkim. Wzgórze było miejscem spoczynku zmarłych, które słyszało wiele przemyśleń różnych ludzi.
Serce Shuna biło szybciej. W końcu Ikki był kiedyś wrogiem, z którym walczył, a teraz byli po tej samej stronie. Stał przed grobem ich matki, w pełni ożywiony jak jego konstelacja, jak nieśmiertelny ptak. Dla Shuna to było jak sen.
Nawet zanim Ikki został wysłany do Piekła, na Wyspę Królowej Śmierci, zamiast mnie, i kiedy ja zostałem wysłany na Wyspę Andromedy, nigdy tu nie byliśmy... – głowę Shuna wypełniały takie myśli.
Nagle łzy spłynęły po policzkach Shuna. Jego płacz nie umknął uwadze brata:
- Shun, nie płacz. Jeśli będziesz płakał za naszą mamą, to nie będzie spocznie w spokoju.
Shun pokręcił głową.
– Nie, braciszku... J-Ja jestem szczęśliwy, że tu przyszedłeś... Od teraz już zawsze będziemy razem!
- Shun, ja walczyłem przeciwko wam, Rycerzom.
- Braciszku...
Ikki zmienił temat, patrząc wciąż tak samo na brata.
- Shun, nie pamiętasz, jak wyglądała mama, prawda?
- Nie.
- Nic dziwnego. Zmarła, kiedy byłeś malutki.
- A ty ją pamiętasz, tak?
- Tak...
- Jak wyglądała?
- Była podobna do ciebie!
- Do mnie? Nie, braciszku, to raczej ja jestem podobny do niej, prawda?
- Haha! Zgadza się... – Ikki uśmiechnął się, co było rzadkim widokiem.
- Braciszku, trafiłeś na Wyspę Królowej Śmierci zamiast mnie. Przepraszam za to.
- To już przeszłość.
- Ale zrobiłeś to dla mnie...
- Shun, Wyspa Królowej Śmierci była jak piekło. Kiedy teraz myślę o tym miejscu, to pewnie zamarzłbym na kość... Ale teraz każdy z nas może sobie wspominać ostatnie sześć lat, dni spędzone w tym piekle. Aby zostać Rycerzem, każdy z nas musiał przez to przejść.
Ikki patrzył w dal, sięgając do swoich wspomnień, po czym zaczął mówić:
- Gdyby tam nie było Esmeraldy, pewnie nie wróciłbym tutaj i nigdy bym już nie zobaczył Japonii.
- Esmeralda...
- Tak, córka mojego mistrza. Na tej wyspie wszystko było niegościnne: serca ludzi, temperatura, klimat, ale Bóg zesłał mi mojego anioła.
- Anioła?
- Tak. W ogóle nie mogłem uwierzyć, że ona, taka czuła i wspaniała dziewczyna była prawdziwą córką mojego mistrza, który chyba był wcieleniem nienawiści. Bez jej uśmiechu na pewno bym cię już więcej nie zobaczył.
Ikki przypomniał sobie uśmiechniętą twarz Esmeraldy.
- Poza tym, pewnie taka była wola niebios, ale ona wyglądała tak jak ty.
- Tak jak ja?
Pomijając fakt, że była dziewczyną i miała inny kolor włosów, to była wręcz twoją kopią.
- N-Naprawdę?
- Na Wyspie Królowej Śmierci mieszkałem w lochu zrobionym z kamienia, wilgotnym, zapleśniałym i śmierdzącym. Wszędzie walały się czaszki. Kiedy tam spałem, czułem się zawsze jak martwy... Ale miałem przy sobie Esmeraldę i kiedy zawsze ją widziałem, przypominałem sobie o tobie. Walczyłem dalej, a potem wróciłem do Japonii ze Zbroją Feniksa.
Shun słuchał tego z zapartym tchem, ale musiał się dowiedzieć:
- Braciszku, Esmeralda... Ona...
Twarz Ikkiego zrobiła się ponura.
- Nie żyje. I to przeze mnie.
Po minie Ikkiego widać było, że nie chciał już o tym dłużej rozmawiać. Shun uszanował to.
Potem niebo na zachodzie rozbłysło, a po chwili w oddali było słychać grzmot.
- Braciszku...
- Tak. Zdaje się, że będzie padać... Mamo, jesteśmy Rycerzami Ateny, chronimy ją i zawsze musimy być gotowi na to, aby poświęcić swoje życie, więc... Może już nigdy się tu nie spotkamy.
- Ale Ikki, jeśli tak się stanie, to będziemy razem z mamą na lepszym świecie.
- Ha! To dlatego nie możesz zmarnować swojego życia!
- Rozumiem. Nie jestem beksą Shunem! Jestem Rycerzem Andromedy!
- Walcz do końca jak mężczyzna!
- Braciszku, obiecuję to przy mamie!
- Dobrze – Ikki pokiwał pewnie głową.
Po chwili znowu było słychać grzmot. Bracia odwrócili się plecami do grobu swojej matki. Nie wiedzieli, że ten grzmot był tak naprawdę cosmo asasynów.
Kiedy zeszli ze wzgórza i przechodzili przez mostek na małej rzeczce, Shun zobaczył coś na powierzchni wody.
- Braciszku, rybka!
Rybka pływała wzdłuż brzegu z całą ławicą, dokładnie tam, gdzie wskazywał Shun.
Wtedy Ikki nagle rzucił:
- Shun, nie znoszę pracy zespołowej.
- Co? – kiedy Shun się odwrócił, Ikkiego już nie było.
- Braciszku! Braciszku!
Shun próbował wołać Ikkiego, ale jego głos był zagłuszony przez grzmoty oraz dźwięk deszczu, który właśnie zaczął padać. Powierzchnia wody zdawała się podziurawiona. Ławica rybek również zniknęła, podobnie jak Ikki.
Został całkiem sam. Pioruny bezlitośnie uderzyły koło niego. Jego niezłomny duch natychmiast zamarł, a jego koszulka stała się kompletnie przemoczonym kawałkiem materiału.
|