Quod sum eris, quod es antea fui - Byłem kim jesteś, jestem kim będziesz
Skąd się wzięło Halloween…?
Święto Halloween wywodzi się z bardzo starego celtyckiego obyczaju All Hallow's Eve, który w dosłownym tłumaczeniu oznaczał Wigilię Wszystkich Świętych. W XIX w. za sprawą irlandzkich emigrantów przywędrowało do Stanów Zjednoczonych i Kanady, gdzie po dziś jest obchodzone chyba najhuczniej na świecie.
Jeszcze w XIX wieku w tym dniu w kraju św. Patryka palono ogniska oraz odprawiano modły za dusze zmarłych. Za Oceanem natomiast święto to przybrało bardzo komercyjny charakter i kojarzy nam się głownie ze świecącymi dyniami i dziećmi przebranymi za straszydła z mrocznych legend, opowieści i filmów, które chodzą od domu do domu wołając: cukierek albo psikus!
Popularnymi symbolami Halloween są duchy, czarownice, nietoperze, czarne koty, gobliny, zombie, sowy, demony, itp. Znana jest także wydrążona dynia z palącymi się w środku świecami.
Dokładna geneza święta Halloween nie jest bliżej znana. Istnieją dwie teorie dotyczące jego rodowodu. Pierwsza z nich podaje, iż pierwowzorem Halloween mogło być rzymskie święto na cześć bóstwa owoców i nasion (Pomony – nimfy, bogini sadów, drzew i ogrodów) albo z celtyckiego święta powitania zimy - Samhein.
Słowianie 2 listopada (lub według innych zapisów również 31 października) obchodzili tzw. Dziady – święto ku czci zmarłych przodków.
Przyjrzyjmy się zatem bardziej wszystkim tym świętom – zacznijmy może od:
Starożytnych Celtów
Nie chciałabym rozwodzić się w tym króciutkim artykule nad całą istotą wierzeń celtyckich dotyczących ich wizji świata podziemnego, bowiem na ten jeden temat musiałabym poświęcić przynajmniej dwa artykuły. Być może coś takiego powstanie w dziale Mitologia – jako nawiązanie do Gaidenu Regulusa.
Wierzenia celtyckie cechował bardzo szeroko pojęty animizm - wiara w istnienia świata duchowego, bytów znacznie potężniejszych od ludzi. Za zwykłymi rzeczami kryły się potężne moce, a całą rzeczywistość przenikała bardzo potężna energia, której człowiek nie był w stanie pojąć. Duszę miało wszystko co żyje, ale także przedmioty martwe i elementy natury. U Celtów święte były drzewa, a w szczególności gaje, studnie i rzeki, największą natomiast cześć oddawano źródłom.
Celtyccy kapłani – druidzi – wyznawali teorię reinkarnacji. Wszyscy ludzie mieli pochodzić od boga podziemia, a wszechświat i dusze były niezniszczalne. Kosmologia celtycka zakładała, że świat, który widzi każdy człowiek jest tylko drobną częścią olbrzymiego i niezbadanego przez ludzki rozum wszechświata. Równolegle do siebie istniały dwa światy: bogów oraz duchów i ludzi zmarłych. Były one lokowane gdzieś „daleko”, na bliżej nie poznanych wyspach lub głęboko pod ziemią.
Pamiętajmy przy tym, że Celtowie byli przede wszystkim rolnikami - dla nich rok wyznaczały nie kartki z kalendarza, lecz cykle wegetacji roślin i zwierząt. Cztery najważniejsze święta w roku były czczone wyjątkowo, bowiem wiązały się one z rytuałem przejścia pomiędzy jedną porą roku a drugą. Ale nie tylko – w tym czasie świat boski, świat duchów, zmarłych i ludzi przenikał się wzajemnie. Dusze zmarłych przodków mogły przebywać wśród żywych, a wybrani ludzie, zający tajemne przejścia do Krainy Zmarłych, mogli w tym czasie przekroczyć bramy Podziemia.
Do głównych świąt celtyckich zaliczano:
- Imbolc – obchodzone w połowie sezonu zimowego (ok. 1 – 2 lutego). Jest to najsłabiej poznane celtyckie święto, związane z początkiem mleczności owiec. Było poświęcone bogini wiedzy, natchnienia i wieszczów – BRIGID,
- Beltaine – obchodzone 1 maja, miało związek z początkiem lata. Celtowie rozpalali wtedy olbrzymie ogniska, wokół których odbywały się huczne zabawy i świąteczne rytuały. W czasach chrześcijańskich znane było jako „ognie Beli”, albowiem najprawdopodobniej święto to zostało poświęcone Belenosowi, który był bogiem słońca, ognia, życia i śmierci,
- Lughnasadh – było obchodzone w okolicach sierpnia, miesiąca, w którym odbywały się żniwa. Związane było z bogiem Lugiem – władcą słońca, wiecznej młodości, życia i życiowej energii,
- Samhein – czyli to święto, które nas najbardziej w dniu dzisiejszym interesuje. Święto to przypadało na przełomie października i listopada, a związane było z początkiem zimy i zamieraniem przyrody - Celtowie sprowadzali wtedy zwierzęta z pastwisk. Podczas Samhein opłakiwano odejście ciepłego lata i nadejście mroźnej zimy; był to moment szczególnie magiczny – czas pomiędzy dwoma cyklami ulegał zawieszeniu, przestawały obowiązywać normalne znane ludziom prawa, zacierała się nikła granica pomiędzy światem żywych i umarłych. Wrota świata podziemnego otwierały się w Wigilię SAMHEIN, czyli w nocy 31 października. Wrota SIDHE otwierały się i duchy osób zmarłych mogły przybyć do świata żywych. Co więcej, śmiałkowie, którym udało się znaleźć owe tajemnicze SIDHE mogli dostać się do Krainy Zmarłych (choć nie zawsze udawało im się z niej wrócić). Samhein bywało nazywane „czasem bez czasu”, z wierzeń tych wzięła się tradycja dobrze nam znanych Zaduszek, czy tak skomercjalizowanego już dziś święta Halloween. W Samhein przepowiadano także przyszłość i przywoływano duchy zmarłych przodków.
A co na to wszystko odpowiedzieli Skandynawowie?
W kalendarzu ludów skandynawskich nie brakowało okazji do świętowania- każda uroczystość dla prawdziwego człowieka Północy była pretekstem do swoistych „targów z bogami”, uczt i wesołych zabaw.
Jedno z najważniejszych skandynawskich świąt przypadało na okres przełomu października i listopada. W tym czasie wróżono, przywoływano przodków, składano im ofiary oraz wznoszono modlitwy o ich pomoc i opiekę podczas zbliżającej się nieuchronnie zimy. Niestety, wiele źródeł nie podaje bliżej nazwy tego święta, jednak było ono bardzo zbliżone do tego, które obchodzili Celtowie.
A SŁOWIANIE NIE GĘSI… I SWOJE DZIADY MAJĄ
Świat, a może raczej należałoby powiedzieć - wszechświat charakteryzowany był przez Słowian cyfrą TRZY. Podzielony był bowiem na trzy części: Niebiosa (Prawia), Ziemię (Jawia) i Podziemia (Nawia). Słowiańskie zaświaty lokalizowano gdzieś na zachodzie - daleko za morzem. Ich wody były inne niż te, które płynęły w rzekach – miały potężną moc oczyszczania z tego co ziemskie, cielesne, plugawe i złe. Rzeka oczyszczenia oddzielała Krainę Zmarłych od świata żywych – a ten kto ją przekroczył już nigdy nie mógł powrócić do ludzi.
Nawię otaczały nieprzebyte bagna i rozlewiska oraz mroczne i dzikie puszcze. Nie była ona Krainą Zmarłych taką, jaką znamy chociażby z mitów greckich, a jedynie przystankiem w wiecznej wędrówce dusz – dla Słowian dusza ludzka po śmierci pełniła rolę wiecznego wędrowcy. Świat zmarłych był dla żyjących nieznany, tajemniczy i niedostępny. Nie było w tym świecie ani kar za zbrodnie, ani nagród za chwalebne czyny.
Słowianie bardzo bali się zmarłych i ich powrotów do świata żywych. Jeżeli ktoś za ziemskiego życia wyrządził komuś krzywdę, żył źle lub nieuczciwie albo padł ofiarą złego człowieka, było niemal pewne, że zjawi wśród żyjących jako półdemon, błędny ognik, zjawa czy też demoniczne zwierzę - po to aby odkupić swoją winę, wyjawić prawdę o swej tragicznej i przedwczesnej śmierci lub po prostu zemścić się na ludziach za wszystkie krzywdy, które wyrządzono mu za ziemskiego życia.
Znane nam powszechnie z chociażby z dzieła Adama Mickwiecza DZIADY były starym zwyczajem ludowym Słowian i Bałtów. Wywodziły się jeszcze z przedchrześcijańskich obrzędów słowiańskich. W tym czasie starano się nawiązać kontakt z duszami przodków aby odpowiednio je ugościć oraz zapewnić sobie ich opiekę i przychylność na nadchodzący rok. Starano się również odpędzić złe i zawistne dusze, które wśród żywych szukały zemsty i mogły w przeszłości nękać żyjących na ziemi ludzi. Dziady obchodzono dwa razy w roku:
- Pierwszy raz na wiosnę – było to wiosenne święto zmarłych, obchodzone w okolicach przełomu kwietnia i maja (30 kwiecień – 1 maj, zależnie od faz księżyca),
- Po raz drugi jesienią - w nocy z 31 października na 1 listopada, nazywanej również nocą zaduszkową.
W najbardziej znanej formie obrzęd ten polegał na stosownym ugoszczeniu duszy zmarłego – najczęściej przodka. Zziębniętą i spragnioną duszę, należało nakarmić i napoić (np. miodem, kaszą i jajkami), a także ogrzać. Pomoc zmarłym miała zapewnić żyjącym na ziemi ich przychylność i jednocześnie pomóc im w osiągnięciu wiecznego spokoju w zaświatach. Wędrującym, zagubionym i osamotnionym duszom należało oświetlić drogę do domu, rozpalając duże ogniska na rozstajach dróg, by po długiej tułaczce mogły spędzić tę wyjątkową noc wśród bliskich, ogrzać się i nasycić.
Ogień nie tylko ogrzewał, ale również oczyszczał, a przede wszystkim odstraszał – dzikie zwierzęta, upiory i złośliwe zjawy czyhające, by móc dokuczyć śmiertelnikowi, skutecznie uprzykrzyć mu życie, a nawet doprowadzić go do śmierci. Upiorów i zjaw bano się najbardziej, a ich obecność wśród żywych była nie tylko męcząca, ale przede wszystkim niebezpieczna. Upiorem mógł stać człowiek, który zmarł nagłą śmiercią, samobójca lub topielec. Ilość zjaw i straszydeł wśród wierzeń ludów Słowiańskich była przeogromna - rozpalenie wielkiego ogniska miało na celu odstraszenie tego, co złe, przerażające i niegodziwe. Echem tego dawnego zwyczaju w dzisiejszej kulturze są palące się na grobach naszych bliskich znicze.
O mitologii Słowian można by napisać dużo, bowiem jest ona niemniej ciekawa niż mitologia ludów skandynawskich, Greków czy Egipcjan. Być może w ciągle rozbudowywanym dziale MITOLOGIA pojawi się jakiś tekst (czy kilka tekstów) dotyczący naszych rodzimych wierzeń. Cudze chwalimy, a swego nie znamy ;)
Bibliografia:
- Gąsowski J., Mitologia Celtów, Warszawa 1978
- Grant M., Mity rzymskie, Warszawa 1978
- Strzelczyk J., Mity podania i wierzenia dawnych Słowian, Warszawa 1998
- Szrejter A., Mitologia germańska, Warszawa 1997
- Mitologie Świata. Celtowie, Warszawa 2009
- Mitologie Świata. Ludy skandynawskie, Warszawa 2009
- Mitologie Świata. Słowianie, Warszawa 2009
Tekst: Lady_Hekate Oprawa graficzna: Jamnik Korekta: Verien |