Rozdział 19 -w którym dziewczęta dostają opieprz-
Dom był cichy. Zdawał się być pusty, ale porozrzucane przedmioty i szpaler samochodów w garażach zdradzały, że mieszkańcy już wrócili. Nox zajrzała niepewnie do salonu. Na ozdobnym dywanie leżały szczątki niegdyś pięknej, starej wazy. Przez to pomieszczenie przeszedł huragan, zwany Adanael. -No wchodź! - popędziła ją Lamia. -Ty pierwsza... Nox odsunęła się, ustępując miejsca. Lamia pchnęła okno. Otworzyło się na oścież. Chwyciła za drewnianą ramę, napięła mięśnie i podciągnęła się w górę, wdrapując się na parapet. Wskoczyła do pokoju. Ściągnęła buty i na palcach ruszyła w kierunku holu. Tymczasem Nox, depcząc idealnie skoszoną trawę, rozpaczliwie próbowała wskoczyć przez okno. Dłonie ślizgały jej się na marmurowym parapecie. -Lamia! - szepnął. - Lamia, pomóż mi! Odpowiedz nie nadeszła. -Lamia, nie zostawiaj mnie! Usłyszała kroki. Odetchnęła z ulgą. Nadchodził ratunek. Uniosła w głowę. W oknie pojawiła się głowa, okalana ciemnym lokami. Nox wydała z siebie okrzyk zdziwnienia i cofnęła się gwałtownie. Zahaczyła o krzak róży i jak długa runęła na ziemię. -Nox! - usłyszał ostry głos, pełen pretensji. - Zejdź z tego trawnika i chodź tu! I wejdź drzwiami! Okno zatrzasnęło się z hukiem. Nox podniosła się z trudem i ruszyła przed siebie. Miała przekichane. Szła powoli, ociągając się. Okno za jej plecami otworzyło się za jej plecami ponownie. -Zejdź z tego trawnika! - wrzasnął Adanael. -Mam przefrunąć? - mruknęła z irytacją. -Wszystko słyszałem! Tymczasem Lamia skuliła się za ciężką zasłoną. Zrobiła sobie malutką szparkę przez którą mogła wyglądać. Adanael stał przy oknie. Wyglądał na bardziej niż wściekłego. Biedna Nox, jak zwykle pech jej dopisywał. Po chwili wampirzyca weszła do salonu z miną zbitego psa. Powitało ją wściekłe warknięcie: -Czemu właziłaś przez okno? -Pomyślałam, że jak wejdziemy... znaczy wejdę oknem to będzie mniej prawdopodobne, że cię spotkam niż jak wejdę drzwiami... -A czemu to nie chciałaś mnie spotkać? Coś ci się nie podoba?! Nox nerwowo pokręciła głową. -Gdzie jest Lamia? -Nie wiem. - wyrzuciła z siebie szybko. Mówiła prawdę, ale nie zabrzmiało to zbyt wiarygodnie. Lamia jeszcze bardziej skuliła się za zasłoną. To było chamskie z jej strony, zostawiać Nox na pożarcie Adanaelowi, ale wcale nie miała zamiaru wyjść.
* * *
Hyoga krzątał się po po pokoju. Był zdenerwowany. Wcale nie miał zamiaru tu zostać. Adanael może nic mu nie zrobił, nawet troszczył się o niego, ale sam fakt, że kazał zabić Shakę... Jego dzisiejszy wybuch już do końca zniechęcił Cygnusa do wampira. Słyszał jak Adanael wytrząsa się na kogoś w oddali. Takiej okazji nie miał zamiaru zmarnować. Co prawda z tego pokoju nie było ucieczki, ale... Uchylił drzwi. Korytarz był pusty. Przemknął cicho po dywanie o długim włosie. Gabinet Adanaela był na końcu holu. Udało mu się dotrzeć do niego niezauważonym. Wślizgnął się do środka. Nie miał zbyt wiele czasu. Słońce już niedługo wzejdzie. Pora była jego sprzymierzeńcem. Większość wampirów ułożyła się już do snu. Zanim zorientują sie, że Hyogi nie ma, będzie już za późno, by wyruszyć na poszukiwania. Będzie jednak musiał się sprężyć, by znaleźć kryjówkę jak najdalej stąd. Otworzył okno i wyskoczył.
* * *
Lamia, znudzona tyradą Adanaela, odwróciła się w stronę okna i wyjrzał przez nie na brzozową alejkę, prowadzącą do głównej bramy. W cieniu drze biegł chłopak w niebieskiej koszulce. Jego blond włosy odcinały się od czerni nocy. Lamia przytknęła nos do szyby. Zaraz! To był on! Wyskoczyła zza zasłony. Adanael spojrzał na nią jak rażony gromem. -Lamia! Co ty... -Pozwól, że ci przerwę. Zaraz będziesz mógł na mnie pokrzyczeć, ale najpierw wyjrzyj przez okno. Adanael spojrzał we wskazanym kierunku. Poczuł jak zalewa go krew. To już była przesada! Biedne okno zostało po raz kolejny otwarte z ogromną siła i tylko cud, uratował je przed wypadnięcie z ram. -Hyoga! - ryknął wampir na całe gardło. - Wracaj mi tu! Cygnus przyśpieszył. Wcale nie miał zamiaru zrezygnować z ucieczki. Udało mu się dopaść do bramy. Już z daleka widział, że jest zamknięta, a płot był co prawda wysoki, ale dla rycerza nie powinien stanowić problemu. -Radzę ci się zatrzymać! - usłyszał za plecami wściekły krzyk Adanaela. Rzucił się na płot. Złapał za pręty. Krzyknął rozpaczliwie. Były rozpalone do czerwoności. Spojrzał na dłonie. Zostały na nich długie, bolesne pręgi. -Lepiej zawróć! Chyba nie chcesz, żebym ja po ciebie wyszedł! Hyoga rozejrzał się nerwowo. Nie było żadnej drogi ucieczki. Jedynym sposobem na wydostanie się z posesji, było przeskoczenie przez płot, którym jakimś cudownym sposobem był piekielnie gorący. Spojrzał niepewnie w stronę okna, w którym stał Adanael. Było widać, że jest wściekły. Chyba nie miał wyboru. Ze spuszczoną głową, ruszył w stronę domu.
* * *
Cała trójka stała przed Adanaelem w idealnie równym rządku i odbywała musztrę. -Najpierw skończę z wami, a potem policzę się z tobą, Hyoga. - wysyczał w twarz Cygnusowi i stanął przed dziewczętami. Obie, nauczone doświadczeniem, spuściły głowy i zrobiły miny pełne skruchy. -Gdzie byłyście tyle czasu? -W kinie. -W kinie? Jak zawsze się obijacie! Mogłybyście robić cokolwiek, żeby nie uchodzić za darmozjady. Cokolwiek.. Ja was utrzymuję, a wy się obijacie. Do niczego nie jesteście przydatne. Lamia skrzywiła się. Ona nie była przydatna? A kto przez pół nocy uciekał przed czarnowłosym rycerzem? Kto pomagał w porwaniu tego całego Hyogi? No kto? Nox też próbowała sobie przypomnieć w czym się przydała Adanaelowi. No tak! Zbiła mu tą okropną chińską porcelanę. To było co prawda niechcący ale też się liczyło. Uśmiechnęła się pod nosem. Adanael niestety zauważył ten uśmiech...
Następna część: rozdział 20 |