Rozdział 7 -w którym jest stanowczo za dużo Shaki-
Hyoga spał skulony na kanapie. Głowę ułożył na kolanach mężczyzny, który z czułością głaskał go po głowie. -Myślę, że ten złoty rycerz może stanowić problem-odezwał się po chwili, odrywając swoją uwagę od Hyogi. -Myślę, że nie...-odparł rudowłosy wampir, siedzący w nonszalanckiej pozie na skórzanym fotelu. Wyjął z ust długiego, cienkiego papierosa po czym wypuścił zgrabne kółko z dymu.- Posłużył mi dziś za obiad. -dodał po chwili lekko się uśmiechając. -Zabiłeś go?-zapytał podirytowany mężczyzna, po czym znów zaczął gładzić loki Hyogi. -Nie...- odparł po chwili drugi wampir, pocierając swoją kozią bródkę.- Pamiętałem twoje rozkazy. -I co zamierzasz teraz zrobić? Uczynisz go jednym z nas? Wprowadzisz do klanu? -Adanael... -rzucił z kpiną w głosie rudy, strzepując pył z papierosa na podłogę.-Ja nie prowadzę przedszkola jak ty. Dla mnie śmiertelnicy to nic więcej niż zwykły posiłek. Ja zwierzynę zabijam, a nie ją niańczę. Wampir zignorował uwagę. -Tak czy owak złoty rycerz pozostaje żywy, a będąc żywym stanowi problem. Zbyt dużo wie. -przecież nie powiedziałem, że ze zwierzyną nie można się pobawić... Zabiję go, ale nie od razu. -Zgoda-odpowiedział po chwili Adanael.-Zostawiam go w takim razie tobie. Hyoga poruszył sie niespokojnie we śnie.
* * *
Seiya wciąż jeszcze w pidżamie zszedł do jadalni. Wszyscy byli już w komplecie, ale zamiast wesołego szczęku sztućców i rozmów, w pokoju panowała ponura cisza. "No tak, pewnie przez tą deszczową pogodę" -pomyślał i pogodnie rzucił: -Cześć wszystkim! Jak się spało? Powitało go wściekłe spojrzenie kilku par oczu. Shun głośno załkał. -Eee... -jęknął zdezorientowany Seiya.-Coś mnie ominęło? -Idiota! -warknął Shaka. Na szyi miał założony biały opatrunek, który powoli przesiąkał krwią. Wręcz kipiał złością. -Spokojnie-szepnął do niego Milo, kładąc mu dłoń na ramieniu. -Ale... Ale co się stało? -wydukał zdziwiony Seiya. -W nocy zostaliśmy zaatakowani.- odpowiedział spokojnie Shiryu. -Porwali Hyogę. -Co?! -krzyknął wstrząśnięty Seiya. -Musimy go ratować! Saori kiwnęła głowę. -Musimy. - odparła cicho. - Tyle, że nawet nie wiemy, gdzie Hyogi szukać. Przyszli i odeszli nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Już zawiadomiłam Sanktuarium, może będą w stanie pomóc.
* * *
Shaka skulił się na łóżku, otulając mocniej pościelą. Światło księżyca rzucało smugę jasności na kolorowy dywan, leżący na podłodze. Shaka był zły, wściekły. Drżał, targany emocjami. Irytowało go poczucie bezradności i niemocy. On, niby jeden z najpotężniejszych złotych rycerzy dał się pokonać, dopuścił do tego, że jakiś tam wampir go przechytrzył. W starciu był praktycznie bezradny, mógł tylko czekać aż napastnik sam odejdzie. Równie irytującą myślą była ta, że się pomylił. Dał Hyodze radę, by odszedł bez walki, by uniknąć niepotrzebnego ataku na resztę rycerzy, ale ten atak i tak nastąpił. Plan Shaki się rozsypał, mimo, że Hyoga odszedł dobrowolnie, zgodnie z sugestią. Wojny miało nie być, a teraz wszystko wskazywało na to, że będzie. Virgo wiedział, ze weźmie w niej udział, ale nie po to, by ratować Cygnusa lecz, by się zemścić. Nikt nie może atakować złotego rycerza i liczyć, że ujdzie u to na sucho.
Następna część: Rozdział 8 |