Prolog -w którym obficie sączą się smużki krwi-
Hyoga czuł się już zmęczony. Był otoczony. Nie atakowali go, ale zbliżali się. Szli po niego, uśmiechając się tajemniczo. Przymknął oczy, by nie widzieć tych bladych twarzy i zimnych oczu, wpatrzonych w niego. Miał dość. Po raz pierwszy tak mocno pragnął, by walka już się skończyła niezależnie od wyniku. Nagle poczuł silne ramiona, które chwyciły go od tyłu, unieruchamiając go. Drgnął czując nienaturalny chłód, bijący od drugiego ciała. Z cienia, gdzieś po jego prawej stronie wyłoniła się postać. Wysoki mężczyzna o kasztanowych lokach, ubrany w luksusowe, bordowe atłasy. -Nie lękaj się.-rzekł, patrząc Hyodze w oczy. Miał piękne jasnobrązowe źrenice, w których gościł jednak jakiś niemiły blask.-Nie zrobimy ci krzywdy. Przyszliśmy cię tylko zobaczyć. Cóż, jesteś piękny. Idealny... Pragnę podarować ci coś co wyniesie te piękno nad wyżyny, co uratuje je przed zatraceniem, zachowa na wieki... Mężczyzna podszedł powoli do Hyogi i delikatnie pogłaskał go po policzku wierzchem dłoni, odzianej w białą rękawiczki. Rycerz szarpnął głową próbując zerwać kontakt. -Nie bądź taki strachliwy. Nikt tu nie chce dla ciebie źle. Rodenfor, trzymaj go mocno. -Puść mnie...-szepnął cicho Hyoga, przeczuwając, że czeka go coś nie miłego. Łza bezradności popłynęła po jego policzku. Mężczyzna w atłasach ujął jego dłoń i podniósł ją sobie do ust. Ostatni raz spojrzał Hyodze w oczy i powoli wgryzł mu się w bok dłoni, tuż pod kciukiem. Blondyn jęknął cicho, czując, że napastnik wysysa z niego krew. Nie sprawiało mu to bólu, ale uczucie było nie przyjemne. Serce waliło mu jak oszalałe. Minęło zaledwie kilka chwil, a mężczyzna puścił jego dłoń. Opadła bezwładnie. Z dwóch malutkich ranek sączyła sie powoli cienka smużka krwi. -Wyśmienita!-napastnik uśmiechnął się do Hyogi, ukazując parę długich kłów, po czym zebrał jego włosy i odrzucił je na ramię rycerza. -Szkoda, by było niszczyć taką piękną szyję. Połóżcie go na ziemi. Kilka silnych rąk jak na komendę, ściągnęło go do parteru. Rozkrzyżowano mu ręce, przytrzymując go za nadgarstki. Hyoga szarpnął się, lecz trzymano go zbyt mocno, by mógł się oswobodzić. Gdyby nie był tak osłabiony... Gdyby przeciwników było mniej... -Zostawcie mnie...-szepnął tak cicho, że jego głos był ledwie słyszalny.-Zostawcie... Co chcecie mi zrobić? -Chcemy cie uczynić jednym z nas.-odpowiedział mężczyzna w atłasach, po czym nachylił się i szepnął Hyodze do ucha.-Czeka cię nieśmiertelność... Wieczny zew krwi... Czy to nie zaszczyt? Powoli cofnął sie, wodząc ręką po ciele złotowłosego rycerza. Dał subtelny znak swoim ludziom i dwóch z nich chwyciło kostki Hyogi i szeroko rozłożyli jego nogi. Przywódca uśmiechnął się pod nosem i szybkim ruchem rozerwał cienką białą nogawkę spodni blondyna. Hyoga drgnął zaskoczony. Nagle napastnik gwałtownie wbił zęby w wewnętrzną część uda rycerza, trafiając idealnie w żyłę. Rycerz poczuł mocny ból, ściskający mu serce. Gdyby nie silne ręce, wbijające go w podłogę zwinąłby się w kłębuszek. Łzy popłynęły mu po policzkach. -To boli.-zapłakał cicho.-Boli! -Musi boleć-szepnął ktoś za jego głową, miał delikatny, przyjemny dla ucha głos.-Wytrzymaj. Ktoś wsunął mu pod głowę zwiniętą w kostkę pelerynę. Hyoga uspokoił się nieco, wtulając rozpalone policzek w materiał. Starał się wyrównać krótki, przerwany oddech. Po chwili poczuł, że uścisk na nadgarstkach się poluzował, był jednak pewien, że przy każdym gwałtownym ruchu, białe dłonie zacisną się na nich niczym żelazne imadła. Nagle serce przeszyła mu strzał bólu, tak jakby ścisnęło się w ostatnim, nieludzkim wysiłku. Po chwili skurcz ustąpił, pozostawiając wyczerpanie i jeszcze większą bezsilność. Napastnik powoli odsunął się od rycerza łabędzia. Jego zimne, bezwzględne oczy wpatrywały się gdzieś w pustkę, a usta wygięły w szyderczym uśmiechu. W przeciwieństwie do Hyogi, któremu trudno było złapać oddech, mężczyzna oddychał gwałtownie. -Horen! Daj mu pić!-rozkazał, gdy zdołał wyrównać oddech.-Wystarczy kilka kropel. Z cienia wyłonił się spowity w czerń mężczyzna. -Czemu ja?-zapytał z wyrzutem. -Nie obraź się, kochanie, ale jesteś najsłabszy, a ja nie chcę dać temu rycerzykowi potężnej krwi. -A jeśli odmówię? -Nie odmówisz, kochanie. Nie zwlekaj, bo uznam to za niesubordynację. Na twarzy młodszego mężczyzny6 wykwitł grymas. W milczeniu uklęknął nad Hyogą. Spojrzał na niego ze złością. Uniósł swoją dłoń do ust i nagryzł ją w przegubie. Z nadgarstka zaczęła sączyć mu się cienka strużka krwi. Przysunął dłoń do warg Hyogi. Ten z obrzydzeniem szarpnął głową, gdy pierwsza kropla czerwonej posoki skapnęła mu do ust. Od razy silne ręce unieruchomiły go. Na jego spierzchnięte wargi upadła kolejna kropla. Hyoga wygiął się w łuk, próbując się wyrwać. Cichy jęk wyrwał się z jego ust...
Następna część: Rozdział I |