Człowiek przesłuchiwany czuje się jak zwierzyna otoczona przez groźne bestie, które są w każdej chwili gotowe do ataku. Brakowało tylko ostrego światła skierowanego wprost na oblicza ofiar. W tym przypadku było ich sztuk dwie. Jednej z nich wybitnie nie przeszkadzała obecna sytuacja w jakiej się znalazła, a może to były tylko pozory? Zielonowłosy co chwila odpowiadał wymijająco na zadawane pytania. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Shun z Hyogą siedzieli razem, na znajdującej się w pokoju gościnnym kanapie. Oczy Hyogi były skierowane od jakiegoś już czasu na stojącego przed nimi Ikkiego. Miał wrażenie, iż szanowny brat człowieka , którego sobie wybrał na partnera, wie już o wszystkim, a jeżeli jeszcze nie wie, to na pewno za chwilę zostanie mu ta straszna prawda ujawniona. Czuł wzrok Ikkiego, który wręcz wwiercał się w niego i szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania. - To może ja się dowiem w końcu prawdy od któregoś? - Ikki skierował swoje słowa do obu siedzących przed nim ludzi. Shun zdawał się mówić tylko to co mu pasowało. Bardzo Ikkiemu nie odpowiadało takie jego zachowanie, które zresztą widział u niego po raz pierwszy raz w życiu - Mi się wydawało, że Hyoga ma się u kogo podziać. - Powinienem to przetłumaczyć na pakuj się i wynoś do Camusa? - odezwał się urażony Hyoga, po czym zerknął na chwilę na Shuna. Nie umknęło to uwadze Ikkiego. Był niezwykle ciekaw, co się takiego stało, że Hyoga ze swoją siostrzyczko-córeczką zajęli jego kąt i tak zmieniło zachowanie jego brata. Shun nagle wstał, spojrzał tymi swoimi zielonymi oczami na Ikkiego. - Nie ma problemu, ja mogę spać tutaj, a Hyoga z Kyone nich przeniosą się do mnie. - Wątpię Shun, aby tu było wygodnie - Hyoga zareagował na pomysł Andromedy. - Nalegam - odparł Shun. - Weź do siebie Kyone mi to wystarczy. - Mowy nie ma. Ikki odwrócił się od kłócącej dwójki. - Dobrze, ja już wszystko rozumiem. Wychodzę na jakiś czas. - wypowiedział te dwa zdania i szybko znikł im z pola widzenia. Shun zastygł i zdziwiony wpatrywał się w korytarz, przez który przeszedł Ikki. - Jak to wszystko rozumiem? - zadał pytanie osobie, która już spory kawałek oddaliła się od ich wspólnego domu.
- Ależ mistrzu, dlaczego mi nie powiesz kto to był? - zdanie to padło już z ust Eliosa parę razy, odkąd Milo zabrał go z powrotem na miejsce treningu. Jak na razie Milo ignorował jego powtarzające się co chwilę pytanie. Jednak po tym razie, jakiś sygnał dotarł do golda. - Co mówiłeś? - Mistrz mnie do tej pory nie słuchał prawda? Pytałem się, kto to był ten pan z długimi, zielonymi włosami. - Na to pytanie odpowiem ci, jak dowiem się, czy to co widzieliśmy nie jest jakimś zbiorowym majakiem. - Rozumiem, chyba - spojrzał na niego trochę zdziwiony, ale nie kontynuował tematu - No to co teraz robimy? - My? - z ust Skorpiona wydobył się śmiech - Ja wiem, co ty na pewno będziesz robić przez najbliższe godziny młody człowieku. Tego się Elios obawiał, w sumie nie liczył na nic innego. Milo i tak nie zrobił mu żadnego kazania, toteż w ostateczności taka opcja może go nie zachwycała, ale nie była najgorsza, jakiej się obawiał. Medytacja, to coś co dostał do wykonywania na parę następnych godzin. Już raz to robił i niezbyt był zadowolony z owego ćwiczenia. Niby miał się skupiać na sobie i odnajdywać w sobie to coś, ale jakoś go to do końca nie przekonywało. Nagle poczuł jakiś ruch koło siebie i powoli otworzył jedno oko. - Wydawało mi się, że to miało trwać o wiele dłużej - usłyszał znajomy głos, nie należący do jego mistrza. Z ciekawości otworzył drugie oko i rozglądnął się w poszukiwaniu właściciela. Tuż przed nim na skale siedział Shaka. Przyglądał się swoimi niebieskimi oczami małemu chłopcu, który najwidoczniej zapomniał co miał robić w owej chwili. - Shaka! - krzyknął radośnie i już miał wstać kiedy... - Siedź - rzekł do niego spokojnie - Chciałbyś zapewne, aby twój mistrz był szczęśliwy, widząc ciebie, robiącego to co należy? - No tak, ale - zrobił nieszczęśliwą minę. - Żadne ale, on wie co dla ciebie najlepsze. Takim tempem nigdy nie przywdziejesz jego materii. Ja tu jestem w zastępstwie tylko na chwilę, gdyż Milo musiał na chwilę się oddalić. - Materia - zatrzymał się na chwilę, po wypowiedzeniu tego słowa, jakby chciał pomyśleć o jego wartości. - Ale to się wydaje strasznie odległe. Shaka pokręcił głową. - Mylisz się, skup się nad tym co robisz i włóż w to całe serce, a zobaczysz, że ani się nie obejrzysz, a spełnisz swoje i Mila marzenie.
Zbliżał się wieczór kiedy jeden z najpotężniejszych niegdyś saintów, zbliżał się do komnaty, gdzie powinna się znajdować Atena. Mijał osoby, które całkowicie były pochłonięte swoimi zajęciami i nie zwracały uwagi na kogoś, kto na pewno na taką chwilę zainteresowania zasługiwał. Widział kobiety, mężczyzn a nawet dzieci, których widok szczególnie go cieszył. Ci młodzi ludzie byli nadzieją dla Sanktuarium. Jego przyjaciel zostawił go, zaraz po wejściu na teren Świątyni i skręcił w pierwszą uliczkę, aby załatwić jakieś bardzo ważne sprawy. Wcale to Shiona nie zdziwiło, ponieważ znał go i dobrze wiedział, iż jego przyjaciel potrafi zniknąć w każdej chwili, by po jakimś czasie pojawić się jak czarodziej we drzwiach z uśmiechem na ustach. Bardzo go intrygowało, dlaczego Hades go tak nagle ożywił i puścił wolno, nie chcąc niczego w zamian. Z owym pytaniem chciał się zgłosić do panującej tu bogini, której jak na złość nie było i jak się zapowiadało nie będzie przez jakiś czas. Shion nawet nie musiał wchodzić do jej komnaty aby się o tym przekonać. Jej energia była mu doskonale znana i w tej danej chwili miał chęć na drobny odpoczynek w świątynnych murach. Może część osób nie zwracało na niego uwagi, lecz jeden człowiek zawzięcie szedł za nim powoli i radował się każdą chwilą. Pomimo, iż poruszał się bezszelestnie to zdawał sobie sprawę z faktu, że śledzona osoba jest świadoma jego obecności. Miało się wręcz wrażenie, że jego uczeń pragnął, aby Shion zwrócił na niego uwagę. Mu jednak poddał się, wyszedł z cienia i stanął tuż za Shionem. - Masz zamiar witać się z moimi plecami, czy jednak przywitamy się jak ojciec z synem? - Shion wymówił zdanie powoli i to w taki sposób jakby delektował się każdym wypowiedzianym słowem. Mu wybiegł przed swojego mistrza, rozradowanymi oczami spojrzał na niego, lecz nie rzucił się mu na ramiona, uklęknął. - Witam mistrza w Sanktuarium Ateny - nie zadawał żadnych pytań, tylko wpatrywał się w oblicze osoby, która go wszystkiego nauczyła i pewnego dnia opuściła, odchodząc do Krainy Śmierci.
Następna część: rozdział 11
|