Znalazł się tu - samotny, wyrzucony, porzucony. Włóczył się samotnie po uliczkach małego miasteczka. Kiedy był bardzo mały mówił i robił różne rzeczy z radością, która odeszła. Odebrano mu wszystko co miał. Znalazł się niby u rodziny. Tak uważał. Lecz po jakimś czasie zdecydował odejść. Teraz samotnie zatrzymał się przy jakimś straganie. Pałętał się obok niego jakiś czas. W końcu zdecydował. Szybko wyciągnął rękę. Porwał pierwsze lepsze owoce i rzucił się do ucieczki. Biegł tak szybko jak potrafił. Lecz gdzie może uciec w obcym miejscu tak mały chłopiec? Sprzedawca gonił małego złodzieja. Nagle zielonowłosa głowa chłopca z kimś się zderzyła. Wszystkie owoce wypadły mu z rąk. - Ja bardzo przepraszam - ukłonił się nisko i schował za jakąś wysoką osobą o niebieskich włosach. - No wiesz co Milo, biedny mały pewnie będzie mieć śliwę wielkości arbuza - przemówił do niego idący obok przyjaciel. - Tak czasem bywa Camus. A ty co tak się chowasz? - Ja... Do stojącej trójki podbiegł właściciel leżących i już zakurzonych na ziemi owoców . Na widok owej dwójki stanął i kątem oka zauważył małego złodzieja. - Przepraszam, ale ten smarkacz - wskazał na chowającego się za plecami golda chłopca. - A ten - Milo roześmiał się - Przepraszam za mojego syna. Czasem zdarza mu się taki figiel zrobić. To ja może zapłacę? Sprzedawca z lekka zbity z tropu chwilę zastanowił się. Niezbyt zachwycony jednak odparł mu: - Skoro pan tak twierdzi. Milo wyciągnął parę monet i wręczył mężczyźnie. Tymczasem chłopiec zdążył już odejść parę metrów. - Ej ty - ręka Skorpiona dała znak Camusowi aby odpuścił. - Zostaw. - Jasne i tak zrobi to znowu a tym razem możemy nie iść tędy, żebyś mógł mu skórę uratować. Małemu jednak zrobiło się przykro. Zaczął iść za swoim wybawcą. Uważnie ich obserwował. Ci nie zważając na mały ogon kierowali się w stronę Sanktuarium. Miasto zostało już za nimi. Chłopiec obejrzał się za siebie. Przełknął ślinę i powoli szedł za goldami. Niebo powoli zaczęło już ciemnieć. Mu gestem ręki pozdrowił zbliżających się kolegów. - Niesamowite, ty tutaj? - Milo zareagował na widok Mu - Mówiłeś, że spędzisz czas z Kikim na treningu. - Owszem - westchnął - Niestety ten przepadł gdzieś. - Nie wiesz może czy Atena jest u siebie? - Milo badawczo spytał się Mu. Camus spojrzał zdziwiony na swojego przyjaciela. - No co tak się patrzysz. Mam interes do naszej bogini. - Nic, dobrze już sobie idę. Wodnik powoli ruszył z miejsca. Pomachał jeszcze pozostałej dwójce i znikł. - To ja się chyba też będę zbierać. - Milo zwrócił się do Mu - Mam w końcu sprawę do pewnej pani. Zielonowłosy chłopiec nie miał odwagi, żeby podejść do stojącego Mu. Jego ciemne, szmaragdowe oczy wpatrywaly się w sainta. Gold postanowił uznać na razie, że go nie widzi. Usiadł na schodach. Nagle na jego głowie wylądował Kiki, który wręczył goldowi jakieś zawiniątko i jak szybko się pojawił to tak szybko znikł. Chłopiec nie był pewien czy to co widział było prawdą, czy tylko mu to się wydawało. Wychylił głowę. Faktycznie ujrzał zajadającego się Mu. Po rudowłosym nie było, żadnego śladu. Zmęczony oparł się o pobliską skałę. Oczy zaczęły mu się powoli zamykać. - No wiesz co Hyoga! Jak mogłeś to było moje ciastko ty złodzieju! - Seiya darł się w niebogłosy. Krzyk Pegaza obudził chłopaka. Przyjrzał się nadchodzącym postaciom. Ujrzał trzech wyglądających na nastolatków chłopaków. Seiya z uporem maniaka próbował wydrzeć trzymane przez Hyogę pudełko. - Ale Seiya tam nic już nie ma - Shun próbował uratować Hyogę z szarpiących nim rąk i przy okazji ładnie zdobione opakowanie. - No co? Ten żarłok wszystko zjadł, wszystko. Nie zostawił pewnie nawet okruszków. - Dobrze, dobrze odkupię ci je. Niechaj ci będzie. Skoro miałbyś mnie napastować w środku nocy. W tym momencie Shun zauważył przyglądającego się im nieznajomego. Przyjaźnie pomachał do niego ręką i podszedł. - Cześć - wyciągnął do niego rękę. Ten zaskoczony uścisnął dłoń Andromedy. - Szukasz czegoś? Może pomóc. Nie zważaj na tą szarpiącą się dwójkę. To ich tradycja pokłócić się od czasu do czasu. Chłopiec uśmiechnął się na te słowa i odrzekł Shunowi: - Ja chciałbym tylko komuś podziękować . - Podziękować? - przyjazny uśmiech nie schodził z twarzy Shuna - Możesz opisać tą osobe? - Taki wysoki z niebieskimi, długimi włosami. - Ech to, żeś zawęził. Tutaj aż za dużo takich. Chłopiec spuścił głowę. - Może coś jeszcze? - Szedł z kimś. - Tak? - Też był wysoki i miał długie, niebieskie włosy. Shun sobie usiadł. Podparł głowę ręką. - Ej ciasteczkowe potwory znacie jakiś dwóch wysokich z długimi, niebieskimi włosami co chodzą razem? Seiya puścił Hyogę i podrapał się po głowie. - Może Milo i Camus? - Hyoga odparł po chwili namysłu Na twarzy chłopca pojawił się uśmiech. - Tak! Ten drugi nazwał go Milo. Jestem pewien. Drużyna złożona z czterech osób przeszła na teren świątyni. Spytali się napotkanego Aiolie o drogę do domu Mila. Ten wskazał im mały pagórek Po dojściu na miejsce Shun chwycił Hyoge i Seiye za ręce i zostawili chłopca samego. Ten nieśmiało podszedł do małego lecz ładnie wyglądającego domku. Obok niego rosły dwa potężne drzewa. Nieśmiało podszedł do drzwi i wyciągnął rękę by zapukać. W tym samym momencie drzwi się otworzyły. - Wiedziałem, że przyjdziesz - posłał mu uśmiech właściciel domu - Jak masz na imię? - Elios - odpowiedział mu szybko. - Wejdziesz do środka? - przerwał na chwilkę - Mój synu, a jak się zgodzisz to i uczniu? - Tak - szczery uśmiech pojawił się na twarzy przyszłego sainta. Z prawdziwą radością i szczęściem wszedł do swojego nowego domu. Czekała na niego druga szansa, którą zamierzał wykorzystać.
natępny rozdział: Rozdział II |