Kiki objął ramionami swoje kolana, zwijając się w kulkę. Oczy mu się kleiły ze zmęczenia, ale obiecał sobie, że będzie strzec Domu Barana pod nieobecność swojego mistrza. Lecz mimo, że w świątyni trwały walki i wcześniej widział kilka postaci ubranych w bordowe mundury w oddali, teraz od kilku godzin Domy Zodiaku były spokojne i niepokojąco ciche. Walki musiały przenieść się gdzieś wyżej. Nagle Kiki usłyszał szelest gdzieś po jego prawej stronie. Poderwał się na nogi. W świątyni był intruz! Zmęczenie i senność odeszły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. -Jest tu ktoś?!- zawołał męski głos, gdzieś między kolumnami. Echo kilkakrotnie powtórzyło jego pytanie.-Rany, ale akustyka!-dodał ten sam głos po chwili. Odgłos kroków zdradzał rychłe pojawienie się przybysza. Kiki napiął się, gotowy zaatakować w każdym momencie. Po chwili zza kolumny wyłonił się młody mężczyzna. Nie był jednak ubrany w charakterystyczny bordowy uniform zakonu Buddy i tylko to zatrzymało Kikiego przed rzuceniem się na niego. Mężczyzna o śniadej cerze nosił proste szorty, czarną koszulę i sandały. Na głowę wetkniętą miał czapkę z daszkiem. Wyglądał bardziej jak zbłąkany turysta niż wrogi wojownik. Po chwili Kiki dostrzegł, że chłopak przez ramię przerzuconą ma sporą lnianą torbę. Zatrzymał się na widok Kikiego i uśmiechnął do niego przyjacielsko. -O...-zaczął, podchodząc bliżej i klękając tak, by nie patrzeć na malca z góry.-Chłopczyk! Cześć malutki!-dodał wyciągając rękę, by pogłaskać ucznia Mu po rudej czuprynie. Kiki wyrwał się mężczyźnie i cofnął o kilka kroków. -Nie bój się mnie!- rzucił pośpiesznie chłopak.-Szukam tylko swoich przyjaciół. Mają takie śmieszne czerwone ubranka. Widziałeś ich? Kiki cofnął się jeszcze bardziej, czerwony na twarzy. Jak ten ktoś śmie go traktować jak dziecko. Tymczasem mężczyzna zaczął grzebać w torbie. Po chwili wyciągnął kolorową paczkę. -Zobacz! Mam tu krakersy.- wyciągnął rękę w stronę Kikiego.-Chcesz? Pomożesz mi ich znaleźć? Kiki zrobił się jeszcze bardziej czerwony, przybierając kolor buraka. Milo tak zawsze z niego żartował, śmiejąc się, że ma imię jak papuga i wciskając mu 'krakersiki'. Kiki nie cierpiał krakersów. Uniósł dłonie i siła woli podniósł kilka kamieni w powietrze. -Oj...-chłopak cofnął rękę i znów zanurzył dłonie w torbie.-Ale wy - dzieciaki jesteście teraz rozpieszczone! Może lizak cię przekona. Tego było dla Kikiego za dużo. Jeden z mniejszych kamieni przeleciał chłopakowi koło głowy o mało go nie trafiając. -Mały czekaj!-krzyknął zdziwiony.-Nie mam złych zamiarów. Jeśli ich nie widziałeś, to sam ich poszukam. Nie szkodzi... Tylko mnie przepuść. -Przez Domy Zodiaku nie można przejść, nie pokonując strażnika.-odparł Kiki z poważną miną. -No dobra! Już wystarczy! To gdzie jest ten strażnik?!-koło jego głowy przeleciał kolejny kamień.-Rozumiem, że to ty! To chociaż daj sobie wyjaśnić kim jestem i po co tu jestem, zanim mnie ukamienujesz!
następny rozdział: Sylph kontra reszta świata |