Z domu panny dobiegały dwa wzburzone głosy, jeden z nich z pewnością należał do Aioli, a drugi ten wręcz kipiący gniewem do Shaki. -Bardzo cię boli? -Ależ skąd?! To nawet przyjemne! Jak możesz mi zadawać takie pytania? Death Mask przyśpieszył, przeskakując co kilka stopni. Gdy dotarł do progu świątyni, ujrzał pochylonego przed kolumną Aiolie i stojącą w oddali zbroję panny. Wystarczyło jednak podejść kilka kroków bliżej, a zza ciała rycerza lwa wyłonił się przysłonięty dotąd Shaka. Siedział oparty o kolumnę z grymasem bólu na twarzy. Ręką starał się tamować, buchającą z jego prawej nogi krew. -Ateno!-szepnął Death Mask, zaskoczony sceną. -Co wy tu robicie? -Jemy śniadanie... -odparł z przekąsem Shaka, krzywiąc się. -Nie widać? Death Mask szybkim krokiem podszedł do pary, siedzącej na podłodze. -Shaka, co ci sie stało? -Ona go postrzeliła-odparł Aiolia. Death Mask podążył wzrokiem w kierunku, który wskazał Rycerz Lwa. Na podłodze leżała zemdlona, drobna dziewczyna. Jej ciemne włosy rozsypały się w nieładzie, zakrywając jej twarz. -Tym- dodał Aiolia, pokazując tym razem czarną broń, leżącą na podłodze. Death Mask uklęknął przy Shace. -Pokaż to.- powiedział zdejmując dłoń Shaki z krwawiącej rany, krew buchnęła ze zdojoną siłą. Podniósł delikatnie nogę blondyna. -ładnie. Pocisk przeszedł na wylot. Musiał chyba uszkodzić jakąś żyłę. Trzeba zatamować krwawienie. Aiolia! Daj pelerynę! -Pelerynę? -zapytał Rycerz Lwa, unosząc w zdziwieniu brwi. -Ale po co? Nie doczekał się odpowiedzi. Death Mask wyrwał mu z rąk materiał i oderwał od niego niezbyt gruby pasek. -Hej! Mogłeś wziąć swoją! -Zamknij się! -wycedził przez zęby Shaka. - To twoja wina! -Jak to moja? To nie ja do ciebie strzelałem. -Jakbyś się nie ruszał z miejsca to Claudia, by nic nie zrobiła! -Jasne! Myślałem, że blefuje... Death Mask ignorując sprzeczkę, zawiązywał prowizoryczny bandaż na nodze Shaki. Jednak materiał przesiąkł krwią w zaledwie kilka chwil. Przeklął pod nosem i zaczął składać resztę peleryny Aioli. Wyraźnie grubszym pasem materiału na nowo przykrył ranę. -Nie wiem czy to pomoże. Nie znam się na pierwszej pomocy, bandażowaniu i takich pierdołach. Powiedzcie teraz co tu się stało? Aiolia wzruszył lekceważąco ramionami, po czym zaczął opowiadać. -Przez przypadek zauważyłem, że ktoś skrada się do mojego domu. Byłem na wygranej pozycji. Ja go widziałem, on mnie nie... Pokonałem go jednym ciosem. Potem usłyszałem jakiś huk w domu panny, więc do niego pobiegłem. Jak weszłam to ona- wskazał dziewczynę strzeliła. A ciebie nikt nie zaatakował. -Nie. -odparł kiwając przecząco głową.- Poczułem twoje rozpalone cosmo i pobiegłem do twojego domu. Nikogo w nim nie znalazłem, więc ruszyłem dalej. Nikogo po drodze nie było. Czujecie to> Teraz prawie wszędzie czuć silne cosmo, to by znaczyło, że prawie wszyscy złoci rycerze walczą. Nie możemy tu siedzieć! Nagle usłyszeli w oddali ciche kroki. Tupot wielu stóp zwiększał się z każdą chwilą, zdradzając zbliżające sie osoby. Death Mask i Aiolia poderwali się przybierając pozycje obronne. Odetchnęli z ulgą, gdy zza kolumny wyłonili się Mu, Aldebaran i Saga. Cała trójka wyglądała na zmęczonych, a drobne rany wskazywały na dopiero co odbyte pojedynki. Zbliżyli się pośpiesznie. -Nic wam nie jest?- zapytał Saga, mijając leżącą na ziemi Claudię. -Shaka jest ranny.-odparł z westchnięciem Aiolia, widząc, że rycerz panny już otwiera usta, by wygłosić kolejną tyradę o tym czyja to wina. -Ranny to mało powiedziane -prychnął Death Mask, majstrując przy bandażu. -Nie mogę zatamować krwawienia. Przydał by się medyk albo coś.... -Nie ma na to czasu. -Jęknął Shaka, podpierając się o kolumnę i próbując się podnieść. Trzy pary rąk wyciągnęły się w jego stronę, by zatrzymać go na ziemi. Saga uklęknął przy nim. -We wszystkich domach zodiaku ponad nami toczą się walki. Wygląda na to, że każda świątynia została zaatakowana. -Moja nie!- żachnął się Death Mask. Saga uśmiechnął się delikatnie. -Zdaje się, że się wymknąłeś napastnikowi przybiegając tu. Wykończyliśmy go już na schodach do świątyni lwa. Mu, Aldebaran i ja też już pokonaliśmy przeciwników ze swoich domów. To trochę dziwne, bo nie przykładali się do walki. Jedynie unikali ataków, jakby specjalnie chcieli przeciągnąć walki. -Może mieli za zadanie jedynie was powstrzymać. -powiedział Shaka patrząc bystro na Sagę. -Nie dali, by się wam tak łatwo pokonać. Zresztą to typowy dla nich styl walki, unikają walki na śmierć i życie, bo nie religia zabrania im zabijać. Odciągają uwagę wroga, zabierają co chcą i znikają. -Więc gdzie są ci co mają zabrać księgę. -zapytał Aiolia. -Bo to chyba ich trzeba pokonać. Shaka wzruszył ramionami. -Pałac-powiedział Mu zwracając głowę w stronę wyjścia ze świątyni.-Może w pałacu... -Ale jakby im się udało tam dostać bez przechodzenia przez wszystkie domy- zapytał Aldebaran, stojący dotąd w oddali. -W końcu mają Sylpha. On zna wszystkie tajne przejścia. -Wszystkie są obstawione przez strażników- rzucił szybko Saga.- Podnieśli by alarm gdyby ktoś próbował przejść. -Na prawdę uważasz, że były złoty rycerz nie poradziłby sobie z garstką strażników? -zapytał Shaka z ironią w głosie, po czym gwałtownie podniósł się na nogi. Zatoczył się lekko w bok i od razu został podtrzymany przez Mu. -Czas ruszać, panowie -popędził resztę.-Juz za długo tu dyskutujemy.
następny rozdział: Wiadomości z frontu II |