W pokoju panowała nieznośna cisza, przerwana jedynie cichym szmerem stron opasłej książki, przekładanych przez Camusa. Wydawał się całkowicie pochłonięty lekturą i niezainteresowany tym co robili inni. Zresztą nie robili wiele. Death Mask i Aphrodite od niechcenia wkładali kolejne karty na mały okrągły stolik, grając w coś. Shaka zwinął się w kłębuszek na jednym ze skórzanych foteli. Wydawało się, że medytuje, ale Dokho obserwował go już od dłuższego czasu. Blondyn nie trwał w tak charakterystycznym dla niego bezruchu, a wiercił się na swoim siedzisku, Momentami obserwował grę DM i Aphrodite spod zmrużonych powiek, nie krył błękitu swych oczu, jak to zwykle miał w zwyczaju. Poza tym Shaka zawsze medytował w samotności, a teraz wręcz ciągnął do ludzi, tak jakby obawiał się zostać sam. Shaka najwyraźniej się bał. Ciemnie cienie pod oczami wskazywał na to, że nie sypiał, a jego pewność siebie gdzieś się ulotniła. Shaka wyraźnie nie radził sobie z sytuacją i Dokho czuł, że musi z nim porozmawiać. Nagle do pokoju wszedł Milo. Rozejrzał się w skupieniu po pomieszczeniu. Camus podniósł głowę znad książki i uśmiechnął się do niego, po czym ponownie zagłębił się w lekturze. -Shaka, mógłbyś mi podać tę szklankę? - zapytał Milo, wskazując naczynie z kolorowego szkła. Rycerz panny nieprzytomnym wzrokiem spojrzał we wskazanym kierunku. Niechętnie podniósł się z fotela i podał szklankę rycerzowi skorpiona. Milo z uśmiechem wyciągnął rękę w jego stronę, ale zamiast wziąć od niego szklankę, złapał go za nadgarstek. Shaka drgnął czując silny uścisk. Spojrzał ze zdziwieniem na Mila, prosto w jego ciemnozielone tęczówki i w grające w nich ogniki To nie był kolor oczu Mila. Shaka znał tą niezwykłą zieleń. Z wrażenia wypuścił szklankę z ręki. Pozostali rycerze, słysząc huk tłuczonego szkła oderwali się od swoich zajęć, by spojrzeć w ich kierunku. Nagle poczuł lekkie mrowienie w miejscu, którym spoczywała ręka rycerza skorpiona. Szarpnął się próbując wyrwać się z uścisku. -Puść mnie – wymamrotał, czując, że mrowienie jest coraz silniejsze. Milo jedynie uśmiechnął się pod nosem. Camus zaniepokojony podniósł się z kanapy, odkładając książkę. -Milo?! Puść go! Rycerz skorpiona spojrzał w jego kierunku i wypuścił z uścisku nadgarstek Shaki. Blondyn zatoczył się do tyłu, po czym upadł zemdlony na ciemny, zdobiony dywan. -Milo?! - krzyknął zszokowany Camus. Nagle drzwi otworzyły się i do pokoju wmaszerował uśmiechnięty .... Milo. -Ktoś mnie wołał? -zapytał. Zatrzymał się jak wryty widząc swój sobowtór, patrzący na niego z kpiącym uśmiechem na twarzy. -Na Atenę! Co tu się dzieje? -szepnął cicho rzucając zdziwione spojrzenie w stronę pozostałych rycerzy. -Czego chcesz, Sylph? -zwrócił się ze złością Dohko do zielonookiego Mila, zaciskając dłonie w pięść. -Nie witasz starego kompana, Rochi? Skąd u ciebie ten brak kultury?- odpowiedział z przekąsem, po czym potrząsnął ciemnoniebieskimi włosami. Nieoczekiwanie spowiła go srebrna poświata, która przysłoniła go przed oczami złotych rycerzy. Kiedy opadła stał przed nimi zupełnie inny człowiek. Ubrany w bordowy, bogato zdobiony uniform, o włosach tak jasnych, że wydawały się być śnieżnobiałe, lśniących przy każdym ruchu niczym srebro, zaplecionych w dwa długie, dobierane warkocze. -Jestem wami rozczarowany chłopcy.- dodał po chwili rozkładając ręce. - Wielcy, potężni, złoci rycerze, a dali sobie wejść na podwórko. Nawet Shaka, wasz mały geniusz, dał się nabrać na prostą iluzję. Jest kiepsko... -Przyszedłeś się powyzłośliwiać, Sylph? - zapytał Dohko, robiąc krok w kierunku przybysza. -Nie. -odpowiedział, unosząc dłoń do twarzy i przyglądając sie swoim paznokciom. - Mam interes do Shaki, ale on na razie leży i udaje, że jest nieprzytomny... Sylph z trudną do uchwycenia prędkością schylił się i złapał za brzeg lnianej koszuli rycerza panny. Uniósł jego bezwładne ciało do pionowej pozycji. Shaka czując grunt pod nogami, naprężył się i rozwarł zaciśnięte dotąd powieki. -Ten Bu Hou Rin! – krzyknął, odskakując. Zaskoczony Sylph wypuścił materiał z dłoni. Oswobodzony Shaka odskoczył między fotele. Death Mask chwycił go za ramiona i wepchnął w bezpieczne miejsce, za siebie i Aphrodite. Sylph potrzebował zaledwie kilku chwil, by otrząsnąć się po ataku. Zdawało się, że nie odniósł żadnych ran. -Ten Bu Hou Rin....-powiedział po chwili z nikłym uśmiechem na twarzy, patrząc w stronę Shaki. - Sprytnie. Chciałem już powiedzieć, że jestem tobą rozczarowany... A tobie udało się mnie zaskoczyć. Widać opłacał się ten trud, by zrobić z ciebie ludzi. No dobrze panowie. Przejdźmy do rzeczy. -mówiąc to, wyciągnął z przytroczonej do paska niewielkiej torby, zalakowany rulonik. -Kolejna wiadomość, cobyście wiedzieli co się dzieje. -rzucił pergamin na okrągły stolik. Wystarczy, że Shaka odniesie zgubę, a my damy wam spokój. Tak więc do rychłego zobaczenia. W mgnieniu oka znalazł się na parapecie jedynego otwartego okna. Zatrzymał się, opierając się o framugę, spojrzał jeszcze raz na zgromadzonych w pomieszczeniu. Przez moment jego wzrok spotkał się z posępnym spojrzeniem Aphrodite. -O! -dodał z udawaną troską w głosie. -Aphrodite, kochanie, chyba ci się tusz rozmazał. Wyskoczył przez okno, z uśmiechem satysfakcji na twarzy.
następny rozdział: Gdzie jest księga? |