Mu ze zdziwieniem odkrył, że świątynia panny jest pusta. Wyczuwał subtelne cosmo Shaki, ale nie mógł odnaleźć właściciela w przestronnych salach. Rycerz nie wyszedł na spotkanie, mimo iż z pewnością musiał poczuć, że ktoś przekroczył próg jego domu. Nie reagował nawet na wołanie. Mu powoli zbliżył się do schodów prowadzących w dół, do prywatnych komnat Shaki. Po chwili wahania zszedł. Jednak i orientalne, przesączone zapachem kadzidła pokoje były puste. Rycerz barana zirytowany sytuacją kopnął jedną z wielobarwnych poduszek leżących na ziemi. Ta przeturlała się po podłodze i ku zdziwieniu Mu wpadła w kałuże. Woda wypływała spod zamkniętych, dębowych drzwi, których początkowo nie zauważył. Podszedł do nich powoli i zapukał wołając rycerza panny po imieniu. Odpowiedz nie nadeszła. Nacisnął klamkę, uchylając ostrożnie drzwi. Przez wąską szparkę wpadł zimny podmuch wiatru. Pomieszczenie okazało się przestronną, skromnie urządzoną łazienką, z centralnie ustawioną wanną. Woda zalegała na podłodze, tworząc cienką warstewkę nieprzyjemnej wilgoci, w której odbijały się nieliczne meble. Jej spokojną powierzchnię mąciły jedynie, targane przez wiatr, złote pukle, których kosmyki moczyły się w wodzie. Mu przystanął sparaliżowany tysiącem własnych myśli, gdy dojrzał bezwładne ciało Shaki, leżące w wannie. Aphrodite zaatakowany. Napastnik, który twierdzi, że to nie o rycerza ryb chodzi. Alarm w świątyni. Wielki Mistrz zwołuje złotych rycerzy. Shaka się nie pojawia. Mu wysłany by go sprowadzić. A teraz znajduje go.... Martwego? Podmuch wiatru omiótł pomieszczenie. Rycerz barana powoli podszedł do Shaki. Nachylając się nad nim przysunął dłoń do jego ust. Wyczuł lekki oddech. Shaka nie wyglądał na rannego, choć był bardzo blady i lodowato zimny. Mu podszedł do okna by je zamknąć. Natknął się na stłuczoną butelkę, której resztki leżały na podłodze. Omijając ostre kawałki szkła doszedł do szklanej tafli. Nagle dojrzał katem oka kartkę papieru, zwiniętą w rulonik, która leżała na podłodze. Mu odwrócił się, by się jej przyjrzeć. Musiała sturlać się ze szklanego stolika pod wpływem podmuchu wiatru. Podszedł do niej i podniósł ją niepewnie. Przed rozwinięciem zabezpieczał ją czerwony lak z wosku, na którym odbita była pieczęć. Okrąg, przecięty przez niewielkie, rzadko ułożone koła, przypominający różaniec, z wpisaną w środek bogato zdobioną roślinnymi motywami literą B. Mu znał skądś ten symbol, był pewien, że już go widział. Jednak nie mógł przypomnieć sobie gdzie. Ostrożnie przełamał lak i rozwinął rulonik. Na kartce, prostymi, zgrabnymi literami, wypisana była wiadomość. Mu przebiegł wzrokiem po tekście i zmarszczył brwi ( kropki ? -dop. autor) Przeczytał jeszcze raz i kolejny. Nie widział w tym sensu. "Sojuz zerwany. Łącznik zbędny".
Następna część: "Narada" |