Krople deszczu dudniły o tafle okien, wystukując monotonny, przygnębiający rytm. Shun uchylił żaluzję i wyjrzał przez zaparowaną szybę. Pustą ulicą biegła kobieta. jej czerwona sukienka mąciła szarość dnia, ale i ona wkrótce skryła się za zakrętem. Odwrócił się do siedzącego na łóżku Seiyi, który leniwie przewracał kolorowe, krzykliwe strony magazynu. - Mam złe przeczucia - przerwał ciszę Shun. - Nie wiem skąd się biorą, ale wiem, że coś się stanie. - Nie martw się Shun - odpowiedział Seiya, nie odrywając wzroku od lektury - Jestem pewien, że Ikkiemu nic nie grozi. Nie wiemy gdzie go nogi poniosły, ale on poradzi sobie wszędzie. Przecież wiesz! - Nie chodzi o Ikkiego... - A więc o co? - Seiya spojrzał na Shuna, opierającego się o ścianę z zatroskaną miną. - Nie wiem. Wyczuwam niebezpieczeństwo. Myślę, że zbliża się kolejna bitwa. - Niby z kim? - rycerz pegaza czekał przez chwilę na odpowiedz, po czym zniecierpliwiony dodał. - Dramatyzujesz, Shun.
* * *
Aphrodite rozkoszował się ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. Chłód wieczoru przyniósł ulgę po parnym, dusznym dniu, osnuwając świat cienką mgiełką wilgoci. Minuty płynęły wolniej, leniwiej, przepełnione intensywnym zapachem ogrodu. Taka chwila mogła trwać wiecznie. Chwila ciszy, samotności, rozprężenia. Mogła trwać, ale takie chwile zawsze są ulotne... Aphrodite schylił się po dorodną, herbacianą różę kwitnącą tuż u jego stóp. I wtedy właśnie wyciągając rękę ku ziemi dostrzegł kątem oka postać kryjącą się w cieniu drzewa. Kimkolwiek była obserwowała go, spowita niczym widmo w czerń szat. Nagle odkrywając swoje zdemaskowanie, w ułamku sekundy, rozpłynęła się w powietrzu. W słabym świetle mignęły srebrne włosy przybysza. Rycerz ryb zerwał kwiat i powoli ruszył w przeciwnym kierunku. Nie chciał jeszcze bardziej spłoszyć intruza. Mimo iż ucieczka była tak prędka Aphrodite zdążył dojrzeć, że postać wskoczyła na najniższy z konarów, umykając z pola widzenia w gęstwinę liści. Złoty rycerz powoli skręcił ze ścieżki i depcząc rabatki zaczął okrążać drzewo, starając się przy tym wyglądać naturalnie i swobodnie, jakby nowa trasa była wybrana drogą przypadku. Spojrzał w koronę buku, ale wśród gałęzi nikogo nie było. A mógł przysiąść, że widział... Nagle silne ręce chwyciły go od tyłu, zatykając usta i uniemożliwiając ruch. - Cii... Nie krzycz i tak nikt nie usłyszy. Ale nie bój się. To nie o Ciebie mi chodzi. Zanim Aphrodite upadł zemdlony w wysoką trawę ujrzał kosmyk srebrnych włosów, który oparł mu się na ramieniu.
* * *
Ciężki zapach kadzideł unosił się w powietrzu, oszałamiając swoją intensywnością i mocą. W pomieszczeniu było duszno, ale nagle zimny podmuch wiatru wpadł przez uchylone okno, poruszając zasłonami. Shaka zadrżał i zanurzył się głębiej w gorącej wodzie. Odchylił głowę w tył, opierając ją o brzeg wanny. Starał się skoncentrować na oddechu, biciu swego serca, uspokoić się i wyrzucić z głowy wszystkie niepotrzebne myśli. Otarł dłonią policzek do, którego przykleiły się mokre kosmyki włosów. Nagle rozległ się huk tłuczonego szkła. Shaka poderwał się gwałtownie, otwierając oczy. W kącie stał smukły mężczyzna o włosach w kolorze mleka. Rycerz panny zastygł w zdziwieniu. - Mistrzu... - szepnął.
Następna część: "Wiadomość" |