- Co to za uroczystość? Marius podszedł do przyjaciela, który stał w pobliżu Koloseum. - To ty nie wiesz? – Krist nie ukrywał zdziwienia w głosie – Dziś ogłoszą nowego Wielkiego Mistrza! - Obiło mi się coś o uszy – mruknął w odpowiedzi Marius – Ale nie wiedziałem, że to dziś. - Cisza! – szepnął im Aiolos, odwracając się do nich. - Znajdźmy miejsce zarówno z dobrym widokiem, jak i bez zbędnej publiczności – zaproponował Krist. Obydwoje odeszli, kierując się ku odległej trybunie na samej górze. Zdążyli usiąść wygodnie, gdy ceremonia się rozpoczęła. - Kto to jest? – spytał Marius, wskazująć na wchodzącą jedenastkę. - To następnym razem nie śpij na wykładzie, bo Aiolos ci tego nie daruje – mrugnął Krist – To Złoci Rycerze, najpotężniejsi spośród nas. Atena im ponoć wskazała jednego z nich do pełnienia funkcji Wielkiego Mistrza i dziś ta władza zostanie oficjalnie mu przyznana. - Sam kyoko wygląda jakby z całonocnej imprezki wrócił. Nie dałbym na siebie włożyć tak obciachowych szat. - Nikt ci nie każe. Moim zdaniem to zaszczyt być kyoko. - Jasne. A na razie czeka nas jeszcze trening, trening i jeszcze raz trening. - Wiesz co Marius? Ciesz się, jeśli wogóle ci zbroję przyznadzą. - A ty jesteś obkuty lepiej niż wytrenowany. - Ktoś musi ci podpowiadać na lekcjach – Krist z godnością odrzucił bujną grzywę złotych włosów elegancko utrzymywaną przez opaskę i puścił oko – Jak ci zależy to mogę przestać. - Chociaż do końca tegorocznych lekcji! – poprosił Marius, patrząc błagalnie w stronę kolegi. - No cóż, to ja będę pamiętał, jak walczyć, ale jak ci zależy, to tylko się módl, by Aiolos nas nie nakrył. Przerwali, bo właśnie Mu, uczeń Shiona, wkładał przyszłemu kyoko hełm na głowę i wręczył berło – insygnia Wielkiego Mistrza. Rozległy się okrzyki w stylu ”Niech żyje nowy Wielki Mistrz!”. Hałas stawał się coraz trudniejszy do wytrzymania. - Chodźmy do domu – krzyknął Marius, starając się przekrzyczeć tłum. Krist w odpowiedzi kiwnął głową i udali się bocznym wyjściem do swojej chatki, gdzie mieszkali jako uczniowie z kilkoma innym adeptami. Pech chciał, że po drodze spotkali Mila. - Gdzież to nasze młodziki się wybierają? – spytał, uśmiechając się złośliwie – Ceremonia jeszcze się nie skończyła. Robić mi tu ekspresowo 500 pompek, a potem pójdziemy do waszego sensei. Jest nim Aiolos, nieprawdaż? Nie mieli sił odpowiedzieć. Od razu zabrali się do wykonywania kary, która nawet dla Saintów była bolesna, gdyż narzucano im czas, w jakim mieli ćwiczenia wykonać – który zazwyczaj graniczył z normą wykonalności przez Silverów. A ponieważ drobniejszej budowy Krist nie nadążał, dostali drugie tyle. Inni rycerze zdążyli wrócić do swoich zajęć, Milo nie miał problemu z odnalezieniem ich mistrza. Ten, zajęty ćwiczeniem z Aiolią, mruknął tylko ”Potem z nimi pogadam”, co spowodowało, że przyjaciele odetchnęli z ulgą. Wieczorem nie mieli sił odpowiadać na pytania kolegów z mieszkanka. Prawie też nie zauważyliby wejścia Aiolosa, gdyby nie to, że wszyscy poderwali się z łóżek. Jednak Aiolos był wyrozumiałym (ich zdaniem) mistrzem, wziął ich więc na, jak to określił, ”męską rozmowę” do Koloseum. - Mistrz Milo powiedział mi, że wyszliście wcześniej z dzisiejszej uroczystości – rzekł nadzwyczaj surowo. Chłopcy stali skruszeni, wiedząc, że ich argumenty niewiele by zdziałały. Nagle Rycerz Strzelca uśmiechnął się szeroko i dodał: - Mi też się nudziło, ale następnym razem nie wychodźcie wcześniej, bo mi się obrywa.
* * *
Minęły trzy lata. Tyle się w tym czasie wydarzyło: narodziny wcielenia Ateny, uznanie Aiolosa za zdrajcę, jego ucieczka, zniknięcie Ateny, przybycie jakiegoś Japończyka po zbroję Pegaza. Marius i Krist jednak wciąż byli adeptami bez zbroi. -Ech, pamiętasz, Kris, jak to było gdy naszym mistrzem był Aiolos? – wzdychał Marius, nosząc kosz z brudnymi ubraniami. - Nie mów głośno jego imienia, bo marnie skończysz – szepnął spytany, patrząc groźnie na kolegę – Też uważam, że lepiej było za czasów starego kyoko i Aiolosa jako mistrza, ale to nie od nas zależy. Pamiętasz, jak to było, gdy wyszliśmy wcześniej z ceremonii wyboru nowego Wielkiego Mistrza? - Aż za dobrze. Do dzisiaj czuję bolące mięśnie po tych pompkach – zaśmiał się Marius. - Co się obijacie! – krzyknął Camus – Zanieść mi to do pralni, a potem zgłosić się do mojej świątyni! - Pewne rzeczy się nigdy nie zmieniają – westchnął Krist, czując, że Camus nieźle ich wyciśnie. - Racja – dodał Marius – Uczniowie zawsze będą tak samo poniewierani w Sanktuarium.
KONIEC |