Rozdział II – Druga Walka Krople młodej krwi upadają powoli na ziemię. Jedyne c o słyszał to wiatr w uszach. Odskoczył. Kolejne uderzenia przeciwnego łańcucha świsnęły koło twarzy. Jedno pozostawiło małe zadrapanie, z którego powoli sączyła się krew. Ponownie odskoczył. Ogłuszenie zaczęło przemijać. Lekko wzniósł głowę. Znów świst łańcucha. Tym razem nic się nie stało. Ponownie chciał odskoczyć, lecz coś go wywróciło. Łańcuch przeciwnika obwiązał mu się wokół nogi. Przeleciał nad tłumem… Jedyne, co słyszał to gwizdy tłumu… Upadł… Stracił przytomność…Ciemność… Nagle pojawił się na polanie. Otworzył oczy i popatrzył w górę. Bezchmurne niebo rozciągało się wokół. - Czy to już niebo? – Zapytał sam siebie Uniósł powoli ręce, rozejrzał się po okolicy. Wszędzie roznosiła się łąka. Kwiaty i trawa. Tylko to go otaczało. Chciał zerwać kwiat… Dłoń przez niego przeleciała. „Co!? Co się dzieje? Jestem duchem?..." Zastanawiał się. Nagle ktoś wbiegł na łąkę… Stanął obok niego, przyglądał się. Był to chłopak. Usiadł na łące. Z lasu wyszła kolejna postać. Dobrze zbudowany chłopak, trochę wyższy od pierwszego. „Przecież…To ja z moim bratem…Pamiętam to…". Podszedł. Usiadł obok nich. Wsłuchał się w ich słowa… - Nie rozdzielą nas prawda? – Zapytał młody Sharaku - Nie wiem bracie…Musisz być twardy, wtedy to na pewno się nie stanie… - odparł brat. Nastąpiła chwila ciszy. Przerwał ją znowu głos starszego brata - Muszę iść poćwiczyć, ty lepiej zrób to samo. Spotkamy się wieczorem… Po słowach odszedł. Nagle wszystko zawirowało… Krew pociekła po policzku rozbudzając go. Stracił przytomność tylko na kilka sekund. P odniósł głowę. Znowu łańcuch przeciwnika zaatakował. Zgrabnym ruchem chwycił za niego...Z wyjątkową lekkością podniósł w górę łańcuch razem z przeciwnikiem. Rzucił przeciwnikiem w ścianę. Przeciwnik leciał jakby sparaliżowany. Wybił się w jego stronę. W locie zbombardował go kilkudziesięcioma ciosami w brzuch. Przeciwnik uderzył w skałę z wielkim hukiem. Z dymu wyłoniła się sylwetka Sharaku. Spadające kamienie uderzały o posadzkę areny. Nie słyszał krzyków. Ogarnęła go żądza krwi. Nic nie słyszał. Nawet się nie obrócił. Słońce przygrzewało mu w twarz. W przebłyskach mocniejszego światła można było zauważyć, że jego włosy są w niektórych miejscach czerwone...Jakby zmieniły barwę... Siedział przy ognisku. Był jakiś cichy. Inny niż zwykle...Włosy miały już normalną barwę. "Co się ze mną stało? Nie panowałem nad sobą..." Zapytał się w duszy... Ciepła dłoń dotknęła jego ramienia. - Kochanie - powiedział melodyjny głos Nily, zanim pocałowała go w policzek na przywitanie -Co się z tobą dzieje? Czemu tu tak sam siedzisz?ˇ Nie odpowiadał. Cały czas patrzył w skaczące płomienie ognia... - Sharaku słyszysz mnie? - Powiedziała głośno. Nadal nie odpowiadał... - Słonko, obudź się - wyszeptała mu po chwili do ucha. Po głowie przeleciał mu jej głos. "Obudził" się. - Przepraszam kochanie. Zamyśliłem się. Nie wiem, co się ze mną dzieje... - Odpowiedział po chwili. Nila usiadła obok niego i przytuliła się. - Wszystko będzie dobrze. - Pogłaskała go po głowie. - Nie rozumiem jak to się stało...Nie panowałem nad sobą... - Nila przyłożyła mu palec do ust. - Ciii...Nie denerwuj się...Jestem przy tobie...A teraz śpij... Położyli się...Wpatrywał się w jej drobną, smukłą, piękną twarz. Teraz, gdy światło księżyca padało na jej lico, wyglądała jak anioł...Położyła głowę na jego piersi a on szepnął jej do ucha: - Nigdy Cię nie opuszczę... Następna część: Rozdział 3 |