Rozdział XXV - Tęcza
Shun biegł z przodu i jako pierwszy zobaczył zbliżającą się do nich ognistą lancę. Odskoczył, ale kątem oka zobaczył jak płomienie podchodzą niebezpiecznie blisko do jego brata. - Ikki! Zatrzymał się gwałtownie, chcąc zawrócić, ale Feniks pojawił się tuż obok niego, Shun nie zauważył żadnych, nawet najmniejszych obrażeń. Ikki uśmiechnął się, jednym z tych swoich tajemniczych uśmiechów i pobiegł dalej. Shun zbeształ w myślach sam siebie, niepotrzebnie panikował. -Nebula Chain! Fuego patrzył spokojnie na zbliżający się do niego łańcuch, w ostatniej chwili wyciągnął rękę, aby go odbić. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, gdy zamiast tego łańcuch owinął się wokół jego ramienia. - Jak... - Macie zbyt duże mniemanie o sobie. - Powiedział spokojnie Shun, robiąc kilka kroków w bok, jego przeciwnik zrobił to samo. Poruszali się po okręgu. - Żaden złoty rycerz nie dałby się tak łatwo podejść. - Podejść czy nie, nic mi nie zrobiłeś, a teraz nie masz już swojej zabaweczki. Uśmiech na jego twarzy nie wróżył nic dobrego, jednak zanim zrobił krok do przodu Andromeda ścisnął łańcuch i posłał strażnikowi Ognia silne wyładowania elektryczne. Fuego się zachwiał. - Jesteś pewny, ze nic ci nie zrobiłem? Przeklinając siarczyście Fuego wykonał szeroki łuk prawą ręką i w jego dłoni pojawiło się coś aż za bardzo przypominające ognisty bicz. Jeden ruch wystarczył, aby owinąć go wokół łańcucha. Shun patrzył zaskoczony, jak ten zaczyna skwierczeć. Szybko cofnął łańcuch i patrzył oniemiały na rozgrzane do czerwoności pręgi powstałe w miejscach, gdzie była broń jego przeciwnika. Łańcuch błyszczał, rozłożony na ziemi u jego stóp. Powoli przeniósł wzrok na przeciwnika, delektującego się chwilą triumfu. "Topił go! Stopiłby mi łańcuch, gdybym go nie cofnął!" Shun dopiero co odebrał zbroję od Mu i nie bardzo miał ochotę znowu go fatygować, wyjście było więc proste: musi go pokonać nie korzystając z łańcucha. Andromeda patrzył na przez moment na przeciwnika i zdziwiony zauważył, że jego postać jest niewyraźna, nie widzi go zbyt dobrze. Przetarł oczy, ale wrażenie pozostało. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że znajduje się w czymś na podobieństwo mgły. Spojrzał w bok, gdzie Ikki walczył z Kerią. Woda kontra ogień. Po każdym takim spotkaniu pojawiało się coraz więcej pary. Jego uwagę przykuł gwałtowny ruch przed nim. Fuego nie miał zamiaru czekać, aż jego przeciwnik skończy podziwiać krajobraz i zaatakował przywołując Fire Jet. Shun odruchowo zasłonił się trąbą powietrzną, która porwała płomienie, zamieniając się w ogniste tornado. Bił od niego tak niesamowity żar, że chłopak poczuł jakby paliła mu się skóra. Cofnął się niepewnie kilka kroków, zasłaniając rękami twarz. - Shun, uważaj! - Usłyszał gdzieś przy sobie krzyk, jednak zanim zareagował wykonał jeszcze jeden chwiejny krok do tyłu i napotkał nogą na pustkę. Nie zauważył, ze podczas walki zbliżył się do krawędzi klifu. Teraz spadł z niej z krzykiem. Spadając widział pod sobą fale z niesamowitą siłą rozbijające się o skały. Jego umysł z przerażającą jasnością rejestrował nawet najdrobniejsze szczegóły. Widział kropelki słonej wody unoszące się w powietrzu po rozbiciu się fali, zobaczył pokrytą wodorostami i małżami skałę, którą odsłoniło cofające się może przed kolejnym natarciem. Kiedyś ktoś mu powiedział, ze spadanie do wody jest niegroźne, bo przecież można wypłynąć. Jednak widząc szalejący i szybko zbliżający się żywioł Shun poddawał tą opinię pod poważną wątpliwość. Za kilka ułamków sekundy sam będzie mógł się przekonać o jej prawdziwości. Krótki lot zakończył się równie szybko jak się zaczął, gwałtownym szarpnięciem. Chłopak dopiero po chwili zdołał zmusić się do oderwania wzroku od kipieli poniżej i spojrzeć w twarz Mu, który trzymał łańcuch. Gdzieś za jego plecami słychać było Ikkiego, który ich osłaniał, walcząc teraz już z dwoma przeciwnikami. Mu pociągnął za łańcuch i zaczął powoli wciągać Andromedę. Jego twarz stężała z wysiłku. Minęło jeszcze kilka minut i Andromeda chwycił drżącą dłonią krawędź urwiska. Mocne dłonie rycerza Barana wyciągnęły go na górę. Mu otarł pot z czoła i odetchnął. - Uff... wiesz co, Shun? Powinieneś schudnąć. Powiem Ikkiemu, żeby ograniczył ci dzienną dawkę słodyczy. A tak w ogóle, co ty tu robisz, nie powinieneś być w łóżku? - Kto by siedział w łóżku, kiedy wy się tak świetnie bawicie? - Odpowiedział z lekką ironią. Pewny grunt pozwolił uspokoić pędzące serce, ale Andromeda starał się nie patrzeć w stronę urwiska. Jeszcze nie. - Poza tym ty teraz wcale nie wyglądasz lepiej niż ja. - Chcesz isę założyć? Powinieneś spojrzeć w lustro... Musisz go lepiej pilnować, Ikki. Feniks tylko się uśmiechnął, odparowując atak Fuego. - Może najpierw naucz się panować nad własnym rodzeństwem? Oboje spojrzeli na Arin, która walczyła z Ertianem. Dziewczyna lekko kulała, ale parowała ciosy chłopaka z dziwną zaciętością, widoczną w oczach. Mimo tego widać było, że nie rodzi sobie zbyt dobrze. Przez jej prawą dłoń przeświecał żółty blask. W pewnym momencie wysłała na strażnika Ziemi niewielkie tornado, ale ono rozwiało się, zanim do niego dotarło. Najwyraźniej Kryształ nadal nie reagował jak należy. Shun i Mu nie mogli pomóc Arin, więc dołączyli do Ikkiego, stając naprzeciw pozostałej dwójki, która oddzielała ich od dziewczyny. Tymczasem słońce zaczęło powoli przebijać się przez chmury. Jego promienie tworzyły świetliste ścieżki. Wydawało się, że gdyby podejść do którejś można by wspiąć się po niej do nieba.
* * *
Aldebaran stał naprzeciwko niewielkiego mężczyzny, o nieco chytrym wyrazie twarzy, na której teraz jednak widniał niepokój, a może nawet strach. Rycerz mierzył go surowym wzrokiem, oceniając na niezbyt trudnego przeciwnika, choć pewnie będzie musiał się z nim trochę pomęczyć. Upór takich jak on był już chyba legendarny. Jednak ten człowiek nawet mile go zaskoczył. - No dobrze, niech będzie po 4. - Sprzedawca oblizał nerwowo spierzchnięte wargi. Powinien podać cenę dwa razy wyższą, ale on tak na niego patrzył... i jaki był wielki! Nie, zdecydowanie lepiej go nie denerwować. - 4? - Tak... - Świetnie. To poproszę 5 kg. I jeszcze pomarańcza... po ile? - Aldi! Co ty tu robisz? Rycerz odwrócił się i zobaczył Shinę, idącą ku niemu dziarskim krokiem. Na rynku o tej porze był wyjątkowy tłok, ale ludzie rozstępowali się, robiąc jej przejście. To ciekawe. Wcześniej to samo robili dla niego, ale to było zrozumiałe. Aldebaran był ogromny, znacznie górował nad niewysokimi Grekami, a jeśli dodać do tego treningowy strój, który nawiasem mówiąc, założył specjalnie na tą okazję, to nic dziwnego, że wzbudzał niepokój. Co było w niepozornej kobiecie, że tak reagowali? Gdy się zbliżyła i uchwycił delikatny blask jej maski uśmiechnął się ze zrozumieniem. - Zakupy. - Odparł pokazując kilka wypchanych toreb. - A ty? - Szukam kogoś. - Kogo? - Takiego jednego głupka, jak on miał... a! Shingo. Kyoko kazał mi go trenować, ale dzisiaj musiałam załatwić coś w mieście i zabrałam go ze sobą. Tylko, że ten smarkacz zniknął, gdy spuściłam go z oka. - Postaw się na jego miejscu, ty pewnie też chciałabyś... - Na pewno nie chciałabym być na jego miejscu. Uwierz mi, ty też nie. Coś w głosie wojowniczki, sprawiło, ze sprzedawca gwałtownie się cofnął i stanął ukryty za wysoką ladą, na której wystawione miał towary. Była ona wyższa po jego stronie, więc widać było tylko czubek jego głowy. Aldebaran spojrzał na niego przypominając sobie po co tu przyszedł. - To po ile te pomarańcza? - Na koszt firmy, niech pan bierze, co chce! Shina zachichotała.
* * *
Arina wyciągnęła rękę, aby złapać i zablokować uderzenie pędu bliżej nieokreślonej rośliny, jednak jej dłoń zacisnęła się na pustce. Zbyt późno dotarło do niej, ze to była tylko iluzja. Prawdziwy cios uderzył ją prostu w żołądek i odrzucił do tyłu. Osunęła się na kolana, wypuszczając z ręki kamień, który potoczył się po kamieniach i zatrzymał jakieś 2 metry po jej lewej stronie. Dziewczyna patrzyła na swojego przeciwnika, spokojnie przygotowującego się do kolejnego ataku, gdy katem oka uchwyciła niewielki, kolorowy blask. Zamarła wpatrując się w oświetlony pojedynczym promieniem słońca Klejnot. Promień załamywał się na krysztale, tworząc na ziemi wokół niego maleńkie tęcze. "Tęcza..." Gdy dotarło do niej znaczenie tego słowa jej myśli zaczęły biec jak oszalałe. Patrzyła na cztery najwyraźniejsze kolory - żółty, zielony, niebieski i czerwony, zebrane wokół kryształu o żółtej barwie i zaczęła przeklinać własną głupotę. Przez cały czas odpowiedź miała przed nosem! Spojrzała na Kamień w ręku Ertiana. On był zielony... więc to o to chodziło. Kryształy były kluczem do wszystkiego. "Tęcza powstaje przez rozszczepienie białego światła..." Przemknęły jej przez głowę słowa wypowiedziane przez Mu, do którego dołączyła jej własna myśl: "a proces odwrotny niszczy białe światło. Scala barwy..." Ertian też spojrzał przelotnie na Kamień, po czym przeniósł spojrzenie ponownie na jej twarz. Zmarszczył brwi. - To o to chodzi? - Spytała niepewnie, modląc się by odpowiedział. - Chcecie połączyć... - Skoro już wiesz - przerwał jej - to masz ostatnią szansę na przyłączenie się do nas. Twój Kryształ dopełni proces. Zyskamy wystarczającą moc, aby zniszczyć Radę. Patrzyła na niego wytrzeszczając oczy. - Wiesz jaką moc uwolnicie? Niewielu ludzi może zapanować nad mocą pojedynczego Kryształu, a wy chcecie je połączyć! Nawet we trójkę nie będziecie mogli tego kontrolować! Przez połączenie Kamienie zyskają dodatkową moc. Nie macie szans na przeżycie tego, ona was zmiecie! - Zaryzykuję. - Patrzył na nią zimno. - Nie mam nic do stracenia. - Życie twoje i innych to nic?! - A ilu jeszcze zginie jeśli Rada przetrwa? - Można ją pokonać w inny sposób. - Intrygami? - Uśmiechnął się drwiąco. - Niestety nie mam do nich cierpliwości. Decyzja, Arin. Nie mam już czasu ani ochoty na twoje gierki. - Nie pomogę wam. - Powiedziała cicho. - Jak chcesz. Przywołał do ręki pnącza, które zaczęły się zwijać. W końcu stopiły się w jedną masę i przybrały kształt wyjątkowo ostrego miecza w jego dłoni. Zaatakował, ale ona szybko przeturlała się w stronę Kamienia. Przewidział to, błyskawicznie zmienił kierunek ataku i znalazł się tuż przy niej w chwili, gdy zacisnęła dłoń na Krysztale. - Arin! - Wrzasnął Mu widząc, że ostrze przechodzi przez brzuch jego na wpół stojącej siostry, ale był za daleko, aby coś zrobić. Na chwilę na twarzy chłopaka pojawił się uśmiech triumfu, który jednak nie objął oczu. One patrzyły smutno i bezradnie. Ale po chwili na jego obliczu pojawiły się wątpliwości. Coś było nie tak. Ten miecz był ostry, ale nie aż tak, przecież przeciął jej ciało bez żadnego oporu! Podniósł oczy na twarz przeciwnika i zamarł. To nie była Arin, ale jakaś inna dziewczyna, którą już kiedyś widział, choć nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Jej twarz była dziwnie nierzeczywista, lekko przeźroczysta. Sama Arin nadal klęczała na ziemi nieopodal i patrzyła zaskoczona na to, co się działo. Ertian nagle zrozumiał kim, a właściwie czym jest ta postać. - Sylph... Słowa wypowiedziane bardzo cicho wystarczyły, aby przerwać walkę pozostałych strażników z rycerzami. Teraz oni też patrzyli na nowa postać z zaskoczeniem i niepokojem. - To niemożliwe! - Wybuchnął Fuego. - Ich nie można tak po prostu sobie wezwać! - To co to według ciebie jest?! - Ertian w wyraźny sposób miał już dość poddawania jego zdania w wątpliwość. - Kolejna iluzja, zaraz ci to udowodnię! Fire Jet! Strumień ognia wystrzelił i uderzył w postać, która po prostu się rozwiała. Strażnik Ognia roześmiał się, jednak radosć była przedwczesna. - Fuego! Keria odepchnęła go w ostatniej chwili, dzięki czemu uniknął silnego podmuchu wiatru. Sylph pojawił się tuż obok niego. - Nadal twierdzisz, że to tylko iluzja? - Spytała rozdrażniona. - Nie pokona mnie byłe zjawa! - Może, ale teraz nie będziesz tego sprawdzał. - Odezwał się Ertian, obserwując horyzont. - Nadchodzą pozostali, lepiej się wynośmy. Miał rację. Wśród skał, w kierunku Świątyni można już było wyraźnie dostrzec sylwetki nadbiegających brązów i goldów. Arin wstała niepewnie i patrzyła na Kryształ w dłoni z taką nienawiścią, że podchodzący do niej Mu aż się zawahał. Strażnicy zniknęli jeszcze zanim przebrzmiały ostatnie słowa srebrnowłosego, a zaraz po nich rozwiał się Sylph. Po chwili pojawili się pozostali rycerze. Mu musiał się niemało natrudzić, zanim udało mu się zaprowadzić względny spokój wśród wojowników, z których każdy domagał się natychmiastowych wyjaśnień co się stało i skąd wzięło się wyładowanie energii, które poczuli aż w Domu Lwa. Rycerz Barana podał im bardzo lakoniczne wyjaśnienie, które rzecz jasna nikogo nie zadowoliło, więc znowu zaczęły się przekrzykiwania i przepychanki. Arin stała niedaleko, razem z Shunem i Ikkim, patrząc na zamieszanie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, choć w jej oczach wciąż czaił się gniew. - Nie wiedziałem, ze możesz przyzywać duchy opiekuńcze wiatru. - Odezwał się cicho Shun, starając się ją jakoś rozchmurzyć. Niestety wybrał temat dość niefortunnie. Spojrzała na niego w sposób, który sprawił, że Andromeda poczuł dziwną miękkość w kolanach. Jednak po chwili jej wzrok złagodniał. - Przepraszam, to nie twoja wina. Po prostu... ja nie mogę tego robić. To nie ja wezwałam Sylpha. Jej wzrok znowu stwardniał, ale Shun nie zdążył zapytać co miała na myśli. Po drugiej stronie rozkrzyczanej grupy odezwał się bowiem miękki głos, który przykuł ich uwagę. - Przepraszam... - Czego? - Spytał Milo niezbyt uprzejmie i odwrócił się. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie ma pojęcia, kim jest osoba która to powiedziała. Stał przed nimi młody, nie mający jeszcze 20 lat, chłopak o bardzo osobliwym wyglądzie. Miał lekko opaloną, jakby złocistą skórę, długie, lawendowe włosy, zaplecione w warkoczyki i błyszczące bursztynowe oczy. Delikatne, lekko wystające kości policzkowe nadawały mu kruchy i odrobinę nieludzki wygląd. Ubrany był w strój, który zdecydowanie nie pasował do jego twarzy, czyli glany, podarte jeansy i czarny t-shirt z wizerunkiem bliżej nieokreślonego zespołu. Na plecach trzymał dużą, owiniętą materiałem skrzynię w kształcie prostopadłościanu. - Szukam pewnej dziewczyny. - Odparł spokojnie, nie zwracając uwagi ani na wyjątkowo miłe powitanie, ani na zainteresowanie, które wywołał. - Czego chcesz od Saori? - Wrzasnął Seiya, stając w pozycji gotowej do walki. - Saori? - Powtórzył nieznajomy, lekko zdziwionym głosem. - Ach... nic, to nie Ateny szukam. - Uważaj, bo ci uwierzę! I zanim ktokolwiek zdążył zareagować Seiya zaatakował nowoprzybyłego. Bursztynowe spojrzenie pełnych płynnego złota oczu spoczęło na Pegazie i przeszło przez niego. Na chwilę otoczyła go srebrna poświata, a potem wszystko zamarło. Poświata znikła, a Seiya zastygł w połowie kroku i nie poruszał się. Nic nie wskazywało na to, aby był ranny, jednak z całą pewnością nie miał pojęcia, co dzieje się wokół. - Szukam dziewczyny o imieniu Arin. - Kontynuował spokojnie. - Jestem Antis. - Dodał po chwili.
Następna cześć: Rozdział XXVI |