Shaka zaniósł Arin do sypialni i położył na łóżku. Odgarnął włosy z jej czoła i sprawdził temperaturę. Wciąż była wysoka. Nie bardzo wiedział, jak mógłby jej pomóc. Przykrył ją kocem i zrobił zimny okład na czoło. Następnie usiadł na krześle niedaleko łóżka. Miał dużo do przemyślenia, ale im dłużej się nad tym zastanawiał, tym bardziej irracjonalne mu się to wszystko wydawało. Przecież nigdy nie miał zostać strażnikiem! Wątpił też, żeby Mu rozważał taką możliwość... Godziny mijały, a on nie dochodził do żadnych wniosków, może poza tym, że musi porozmawiać o tym z Arin. Był zmęczony. W jego rozważania zaczęły wkradać się nieproszone wspomnienia...
Shaka szybko wyrzucił przed siebie prawą rękę, zadając silny cios przeciwnikowi, jednocześnie lewą ręką blokując uderzenie innego. Wyczuwał obecność jeszcze jednego przeciwnika, dokładnie przed sobą. Był przygotowany na odparcie ciosu, a zaraz potem przejście do kontrataku. Jednak cios nie nadszedł. Nie od przodu. Uderzenie w plecy pozbawiło go tchu. Zachwiał się ale nie upadł. Wykonał szybki obrót i powalił tego, który go zaatakował, a zaraz potem kolejnych dwóch, którzy się na niego rzucili. Po krótkiej chwili ostatni z przeciwników upadł na ziemię. Shaka stał dysząc, ale był zadowolony z wyniku treningu. - Nieźle. - Odezwał się gdzieś obok nieznany mu głos. Rycerz Panny był zaskoczony. Ni zdawał sobie sprawy z obecności jeszcze jednej osoby. Wyostrzył zmysły i wyczuł delikatną, subtelną energię, prawdopodobnie należącą do kobiety-rycerza. Moc była tłumiona, chociaż trochę nieudolnie, ale jej siła nie była zbyt imponująca. Nie dla złotego rycerza. Przynajmniej według Shaki. - Ale, gdybyś zorientował się, - kontynuowała, - że ten z przodu blefuje nie oberwałbyś i zakończył to wcześniej. Może gdyby otworzył oczy... - Nigdy nie otwieram oczy, jeśli nie jest to konieczne. - Uciął i chciał odejść, ale ona stanęła przed nim. - Słyszałam o tobie. Zwiększasz swoją energie, wyłączając zmysł wzroku. Potrafisz też zapanować w pełni nad strachem i innymi uczuciami... - zawahała się - Chcę, żebyś pokazał mi na czym to polega. Shakę aż zatkało. - Co takiego?! - Spytał, gdy odzyskał mowę. - Po co miałbym ci to pokazywać? Zresztą, nawet jeśli bym to zrobił i tak byś tego nie zrozumiała. To są potężne techniki i początkujący rycerz nic z nich nie zrozumie. Wyczuł delikatną zmianę w jej energii. Wyraźnie dostrzegł w niej nutkę gniewu. - Nie jestem, początkującym rycerzem. Chcesz, to sam się o tym przekonaj. - To znaczy? - Proponuję walkę. Jeśli wygrasz, odejdę, ale jeśli nie to pokażesz mi na czym polegają twoje metody walki. Shaka uśmiechną się. Nie miał wątpliwości, co do tego, jaki będzie wynik.
Shakę obudził szloch. Arin ocknęła się i znowu zaczęła płakać. Zawahał się, ale po chwili podszedł do niej. Usiadł obok na łóżku i przytulił ją. Głaskał po włosach, mówiąc dużo uspokajających słów. One nie miały żadnego znaczenia. Były puste. Wiedział o tym, ale bardzo chciał ją uspokoić. Przywarła do niego jak do najlepszego przyjaciela. Jakby nie było tych 10 lat bez słowa, tych ostatnich dni, gdy skakali sobie do oczu. Jakie bezsensowne to się teraz wydawało! Po dłuższym czasie Arin osłabła i już tylko cicho łkała, później zasnęła. Shaka usiadł wygodniej, opierając się plecami o ramę łóżka. Nadal ją obejmował. Spała z policzkiem opartym o jego pierś. Jej oddech był już spokojny, ale całym ciałem co jakiś czas wstrząsały dreszcze. Po jakiejś godzinie Shaka również zasnął. Promienie wschodzącego Słońca przebiły się przez poranne mgły i oświetliły Świątynię. Wślizgnęły się przez jedno z okien w Domu Panny, na chwilę zamarły, po czym wycofały się i czym prędzej zaniosły swemu panu wiadomość o niezwykłym widoku, który tam zastały. Słońce podrapało się po głowie. Tego się nie spodziewało. Ciekawość tego, co będzie dalej wzięła górę. Promień Słońca padł na twarz Shaki, budząc go. Virgo poruszył się lekko i spojrzał na Arin. Nadal spała. Uśmiechnął się, przykładając dłoń do jej czoła. Wciąż miała temperaturę, ale już nie tak wysoką jak wczoraj. Ostrożnie, żeby jej nie obudzić, wyślizgnął się spod niej, kładąc jej głowę na poduszki. Zmienił jej okład na czole, po czym wyszedł z sypialni, zamykając za sobą drzwi. Stał przez chwilę, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Był zdezorientowany i bardzo zmęczony. Spędzenie połowy nocy na krześle nie jest najlepszym sposobem na odpoczynek. Spojrzał na zegar. Było jeszcze wcześnie. Westchnął i powoli skierował się do kuchni na śniadanie. Gdy z niej wychodził, zobaczył Mila i Aiolię, którzy właśnie weszli do pokoju. Shaka zakrztusił się kawą i rzucił zaniepokojone spojrzenie na drzwi sypialni, ale te były zamknięte i nie dochodził zza nich żaden dźwięk. Szybko zamknął oczy i przywołał nieprzenikniony wyraz twarzy. - Cześć, Shaka. - Odezwał się niedbale Aiolia. - Nie wiesz, gdzie jest Arin? - A niby skąd miałbym to wiedzieć? - Shaka, uspokój się. - Milo inaczej odebrał szorstkość w pytaniu Virgo. - Rzeczywiście znowu ją zgubiliśmy, ale sam wiesz, ze nie jest łatwo za nią nadążyć. Masz jakiś pomysł, gdzie mogła się podziać? - Eee... a patrzyliście w archiwum? Albo może gdzieś trenuuuuje. - Nie udało mu się stłumić ziewnięcia. Milo przyjrzał mu się badawczo. - Shaka wszystko w porządku? - Tak, a co? - Nic... dziwnie wyglądasz, jesteś jakiś blady... - Nic mi nie jest, jestem tylko trochę zmęczony. - Na pewno? - Spytał niepewnie. Po chwili wzruszył ramionami. - Zresztą, jak chcesz. Lepiej się prześpij, my jej poszukamy. Dołączysz do nas później. - Dobra, dzięki. Shaka odczekał chwilę, aby mieć pewność, ze na pewno sobie poszli, po czym wszedł do sypialni, otwierając oczy, bo energia Arin była niewyczuwalna i wolał ja widzieć. Swoja drogą, cieszył się, że nie można było jej zlokalizować... Spojrzał prosto w niebieskie oczy. - Kłamałeś. - To nie było pytanie ani pretensja. Po prostu stwierdzenie faktu. - Nie spodziewałam się tego po tobie. - I kto to mówi. - Odpowiedział ironicznie. - Może czegoś się od ciebie nauczyłem. Spojrzała na niego badawczo, ale nie zapytała, co miał na myśli. - Co tu robię? - Nie pamiętasz? W jej oczach odczytał zdezorientowanie. Najwyraźniej nie pamiętała wydarzeń z poprzedniego wieczoru i nocy. Właściwie, to Arin pamiętała jedynie rozmowę z wysłannikiem Rady, chociaż koniec już bardzo słabo. Potem nie było już nic. - Zaatakowałaś mnie wczoraj, po rozmowie z tamtym człowiekiem. Musiałem cię ogłuszyć, potem przyniosłem tutaj. Spuściła wzrok, ale bynajmniej nie dlatego, ze było jej głupio. Shaka wiedział doskonale, o czym ona teraz myśli. - Słyszałeś tamtą rozmowę? - Spytała bardzo cicho. - Tak. Zaśmiała się lekko, sztucznie. - Kłamiesz, podsłuchujesz... co się z tobą stało Shaka? - Może oszukałam mnie osoba, której ufałem? Której obiecałem, że nigdy jej nie opuszczę? Odwzajemniłaś tamtą obietnicę... myślałem, że ona znaczy dla ciebie więcej, że mi ufasz. Milczała, wiedziała, ze mówi to tylko po to, żeby ją sprowokować. - Powiedz mi czy to, co on powiedział, to prawda. Nie odpowiedziała. - Arin! Słyszałem wszystko, co mówił! Nie możesz tego teraz tak po prostu przemilczeć! Rzeczywiście nie mogła, wiedziała o tym... ale trudno jest złamać postanowienie tak silne, jak to, że nikomu nie powie prawdy. Wzięła głęboki oddech, ale słowa, które wyszły z jej ust nie były głośniejsze od szelestu liści na delikatnym wietrze. - Tak, to prawda. - Ale jak... jak to możliwe? Przecież ja... ani Mu... my... nigdy nie chcieliśmy zostać strażnikami! Ponownie odwróciła głowę. - Czy tu naprawdę myślisz, że ktoś chce zostać strażnikiem? To Rada wybiera kandydatów. Zbiera informacje o ich słabościach, a następnie przekazuje je grupie, którą wysyła, aby zwerbowała daną osobę. Wielokrotnie byłam w takich grupach. Nikt, nigdy nam nie odmówił. Sposoby Rady są niezawodne, jeszcze nikt się im nie oparł. Wiedziałam o tym wtedy... ile to już lat? Ponad 10, może nawet 15. Spotkałam taką grupę przez przypadek. Wcześniej trenowałam z Mu w Koloseum i musiałam tam wrócić, bo zapomniałam jednego z mieczy. Zobaczyłam ich i dowiedziałam się, czego chcą. Rada postanowiła mieć strażnika ze Świątyni. Oczywiście w grę wchodzili jedynie złoci rycerze. Za najlepszych uznano ciebie i Mu. Wysłano grupę, która miała was przetestować. Lepszy zostałby strażnikiem. Przegrany byłby zbędny, miał umrzeć. Walczyłam z nimi i przegrałam. - Zaśmiała się sztucznie. - Żebyś widział moją minę! Pierwszy raz przegrałam walkę, a przecież dałam z siebie wszystko. Oni mieli już odejść, ale ja... zatrzymałam ich. Nie umieli bronić się przed psychokinezą... nie spodziewali się jej, ale byli bardzo silni, nie mogłam utrzymać ich długo... - Zaproponowałaś, że to ty zostaniesz strażnikiem? - Dokończył cicho rycerz Panny. - Zamiast mnie i Mu? - Tak. - Przecież to było szaleństwo! - Można tak powiedzieć. - Spojrzała na niego, westchnęła i delikatnie się uśmiechnęła. - Nie było tak źle... Rada to potwory i powoli zmieniają w nie pozostałych strażników, ale nie wszystkich. Nadal są tacy, którzy pamiętają, kim byli. Razem stanowimy siłę... tylko, że tak trudno się zjednoczyć, gdy nie wiesz komu możesz ufać... - I ty twierdzisz, ze to nie jest takie złe? - Przecież mogło być gorzej. Nie jestem już tą samą Arin, którą kiedyś znałeś i której największą ambicją było stanie się najsilniejszą osoba w Świątyni. Teraz patrzę z innej perspektywy, nie tak łatwo mnie złamać. - A jednak wczoraj coś cię złamało. Jej twarz drgnęła, ale dziewczyna nie odpowiedziała. Shaka ciągnął. - Uważasz, ze Rada to potwory. Zapewne w jakiś sposób próbowałaś lub nadal próbujesz ja zniszczyć, a jednak wciąż wykonujesz jej polecenia. Sama stwierdziłaś, ze nie masz nikogo, komu mogłabyś zaufać. Jesteś między młotem, a kowadłem, jak długo jeszcze to wytrzymasz? - Do czego zmierzasz, Shaka? - Spojrzała mu prosto w oczy, teraz była już całkowicie poważna. - Niezależnie od tego co powiesz, nie jesteś w stanie nic zmienić i nie praw mi kazań na temat zaufania. Nie nadajesz się do tego. - O co ci chodzi? - O nic. Po prostu to śmiesznie brzmi, gdy każesz mi zaufać innym, a sam nie potrafiłeś pokonać dumy i zapytać Mu dokąd wyjechałam. Przez 10 lat nie miałeś pojęcia, gdzie jestem, a wystarczyłoby, żebyś mu zaufał, to powiedziałby ci. Poza tym... ja mam wśród strażników przyjaciela, któremu mogę zaufać. - Dodała, ale z wahaniem. Zastanawiała się czy rzeczywiście może tak mówić, po tym co się stało. Shaka uśmiechnął się. Pewnie powinien się obrazić, ale przecież wiedział, ze ona ma rację... poza tym... to zachowanie, ten sposób wypowiedzi... zmieniła się, ale dostrzegł dawną Arin pod powłoką, którą wytworzyły na niej wydarzenie z tych 10 lat. Podszedł do niej i objął. - Cieszę się, że wróciłaś. - Powiedział cicho. Arin przytuliła się do niego.
* * *
Fuego zebrał się w sobie i stanął na nogi. W sumie to wyglądał lepiej niż jego przeciwnik, ale coś mu nie pasowało w tej walce. Nie sprawiała mu tyle radości co zwykle, właściwie to wypatrywał jej końca. Zastanawiał się czy już mógłby to przerwać, czy Keria dotarła już z Ertianem w bezpieczne miejsce. Zrobił krok do przodu i zasyczał z bólu. Wyglądało na to, że ostatni atak Stardust Revolution, użyty przez Mu zranił go w nogę. Dodając do tego jeszcze kilka ran otrzymanych wcześniej, sytuacja nie wyglądała zbyt wesoło. Uderzył kilka razy stopą rannej nogi o ziemie. Nie było tak źle, nadal mógł chodzić, a nawet biegać, ale nie za dużo. Zdecydował się na zakończenie starcia. Nie mógł ryzykować i zbytnio tego przedłużać. Przywołał ogień, który utworzył krąg wokół Mu, a on sam szybko do niego podbiegł, zadając silny cios. Rycerz Barana został odrzucony do tyłu i uderzył głową o skały, które częściowo się na niego zawaliły. Nie poruszał się. - Mu!!! Fuego szybko się rozejrzał i zobaczył jeszcze jednego złotego rycerza, który musiał dopiero co nadejść. Chłopak patrzył na niego niepewnie. "Skąd oni wytrzasnęli tego olbrzyma?!" Szybko odwrócił się z zniknął w ciemności, woląc się ulotnić niż walczyć teraz z tą górą mięśni. I tak stracił już zbyt wiele energii. Aldebaran go nie ścigał, szybko podszedł do rycerza Barana, modląc się, by ten żył...
natępny rozdział: XVI Duma |