Mu wyszedł z sali, w której pracował wraz z Aldebaranem i skierował się do innej, w której od kilku dni większość swojego czasu spędzała Arin. Wszedł do środka i rozejrzał się. Ta komnata w niczym nie różniła się od tej, którą opuścił. Nawet bałagan na jednym ze stołów przypominał stworzony przez nich na miejscu pracy. Jego siostry nie było. Nie miał pojęcia, gdzie jej szukać, więc postanowił po prostu zaczekać.
* * *
Shun poruszył się i otworzył oczy. - Obudziłeś się. Jak się czujesz? Trochę się zdziwił słysząc swoje własne słowa, ale wypowiedziane przez kogoś innego. Znał ten głos. Rozejrzał się i napotkał wzrok Arin. - Ale to głupio brzmi. - Zaśmiał się lekko i skrzywił, kiedy poczuł ból w połamanych żebrach. - Następnym razem wymyślę jakiś inteligentniejszy tekst. - Zdaje się, że ci lepiej. Ikki się ucieszy, bardzo się o ciebie martwił. - Ona też się uśmiechała. - Jak nie przestaniesz mnie przedrzeźniać, zrobię ci krzywdę! - Najpierw musiałbyś wstać z łóżka. Podeszła do drzwi do kuchni, uchyliła je i szybko powiedziała kilka słów, ale nie dosłyszał jakich. Odpowiedź tez była bardzo cicha. Odwróciła się. W jej oczach Shun po raz pierwszy zobaczył wesołe iskierki, ale ona sama nie wyglądała najlepiej. Sprawiała wrażenie lekko chorej i zmęczonej. - Ikki zaraz przyniesie ci śniadanie. - Ikki?! - Tak, a co? - Przecież on nie umie gotować! Widziałaś go kiedyś w kuchni? To gorzej niż apokalipsa! - Naprawdę? - Uśmiechnęła się do pewnego wspomnienia. - Jakoś nie zauważyłam. Przez te dwa dni nieźle sobie radził. Możesz być pewny, że wasza kuchnia przetrwała w nienaruszonym stanie. - Dwa dni?... - Jego głos był niepewny. - Tak. Byłeś nieprzytomny przez dwa dni... W tym momencie do pokoju wszedł Ikki, niosąc tacę z czymś co naprawdę wyglądało jak najzwyklejsze śniadanie (chociaż było już po południu), czyli jajecznicą, świeżymi bułkami, masłem, jakąś szynką i szklanką z sokiem. Shun patrzył na to niepewnie, ale głód jednak wziął górę nad doświadczeniem związanym z wytworami kuchni jego brata. Arin zaśmiała się cicho i ulotniła. Z pewnością mieli sobie dużo do powiedzenia, ona była tam zbędna.
* * *
Mu podszedł do stołu i usiadł na krześle przy nim. Po chwili jego wzrok padł na zapisane ręką jego siostry kartki. Zaintrygowały go. Chwycił jedną z nich i przyjrzał się jej. Na samej górze napisane było kilka zdań, które wydały mu się całkowicie pozbawione sensu. "Nie pozwól im zniszczyć Tęczy. Białe Światło jest zbyt silne. Nie zapanują nad nim." Tekst poniżej najwyraźniej był próbą wyjaśnienia, o co w tym chodzi. Każdy akapit był podpisany tytułem książki, z której został zaczerpnięty. Mu zastanawiał się o co to może znaczyć i do czego może się to przydać, gdy weszła Arin. Rycerz Barana obejrzał się i popatrzy na siostrę. Źle wyglądała. Jej twarz była blada, ale na policzkach wykwitły niezdrowe rumieńce, jej oczy błyszczały. Najwyraźniej nie czuła się dobrze. - Mu... - Powiedziała ze zdziwieniem na jego widok. - Co tu robisz? Dopiero teraz przypomniał sobie po co tu przyszedł. - Chciałem porozmawiać. - O czym? - O strażniku Powietrza. Spojrzała mu w oczy i znalazła w nich to, czego szukała. Powoli podeszła do krzesła i usiadła naprzeciw brata. - Wielki Mistrz już wie? - Więc to prawda? To ty masz ten kamień? Zaczęła się śmiać, śmiechem, który najbardziej przypominał płacz. - Tak. Zabawne, prawda? - Nie widzę w tym nic zabawnego. - Serio? To ciekawe, bo ja też nie. - Wypowiadając to zdanie była już całkowicie poważna. - Powiedz mi prawdę. - Prośba była cichsza od szeptu. Milczała przez chwilę. Oparła głowę o ręce i przetarła oczy. Mu dopiero teraz zauważył, ze Arin wygląda jakby miała 10 lat więcej. - Prawda mogłaby cię zniszczyć, braciszku. - Ona też mówiła bardzo cicho. - Ale podam ci kilka faktów. Jestem ci to winna. Strażnikiem powietrza była Willen... wy pewnie znaleźliście imię Willia. Ona była ode mnie dużo starsza. Pomogłam jej jakieś 7 lat temu. Zrobiłam coś, na czym jej zależało... nie pytaj co. Niecałe dwa tygodnie temu wracałam z kolejnej misji i zatrzymałam się u niej. Gdy tam byłam odwiedzili ją Ertian, Fuego i Keria. Proponowali, żeby się do nich przyłączyła. Odmówiła. Chciała ich zatrzymać. Zabili ją... - W jej oczach pojawiły się łzy, które szybko otarła. - Nie zdążyłam jej uratować... przekazała mi swój kamień i umarła na moich rękach. Walczyłam z nimi, ale też przegrałam. Ledwo przeżyłam. Potem przybyłam tutaj... Resztę znasz. Mu słuchał i nie przerywał. Czuł, że to nie wszystko, ale nie nalegał. Widział jak wielki ból sprawiło jego siostrze wypowiedzenie tych kilku zdań. Skupił się na bardziej praktyczniej stronie tematu. - Wiesz, co oni zamierzają? Pokręciła głową. - Willen nie zdążyła mi tego przekazać. Powiedziała tylko kilka zdań: "Nie pozwól im zniszczyć Tęczy... Białe Światło jest zbyt silne... nie zapanują nad nim... zniszczą Świat..." - Co to znaczy? Westchnęła. - Nie wiem. Szukałam jakiś wskazówek, ale na razie to wszystko nie jest bardziej zrozumiałe od bełkotu. - Pomogę ci. - Uśmiechnął się lekko. - Powiedz tylko czego mam szukać. - Mistrzu! - Nagle tuż obok zmaterializował się Kiki. - Był atak! - Co?! Jaki atak?! - Strażnicy zaatakowali dwóch rycerzy na terenie Świątyni! Wyglądają tak jak wcześniejsze ofiary! Wielki Mistrz powiedział, że ty i Aldebaran macie przeszukać teren Świątyni, a potem zająć się rozstawieniem silniejszych wart na granicach! Mu spojrzał bezradnie na siostrę. Uśmiechnęła się delikatnie. - Idź, poradzę sobie. Gdy tylko zamknęły się drzwi za jej bratem uśmiech zniknął z jej twarzy. Spojrzała na stos ksiąg do przejrzenia i westchnęła. Czuła zmęczenie i zawroty głowy, zapewne wywołane gorączką. "Wybrałam sobie czas na chorowanie!" Jeszcze raz westchnęła, wstała i podeszła do stołu. Wszystko było strasznie zawikłane. Pora rozwiązać choć jedną zagadkę. Nagle na stole przed nią pojawił się kłąb cuchnącego szkarłatnego dymu, który szybko się rozwiewał. Gdy zniknął całkowicie jej oczom ukazało się długie czerwone pióro, leżące na jednej z książek. Arin zamarła wpatrując się w nie. Z całą mocą poczuła, jak do i tak już pokaźnej listy problemów dołącza następny, dla niej prawdopodobnie najgorszy. Nie wiedziała czy ma zacząć płakać czy wrzeszczeć. Po chwili udało jej się opanować. Rozkaz jest rozkazem. Wiedziała o tym dobrze. Chwyciła pióro i wyszła z komnaty, pragnąc całym sercem znaleźć się jak najdalej od miejsca, do którego zdążała.
* * *
- W sumie, to chciałem z tobą porozmawiać, zanim to wszystko się stało. Ikki spojrzał na brata. Do tej pory rozmawiali na różne luźne tematy, starannie omijając te drażliwe, ale teraz twarz Shuna była poważna. Patrzył mu prosto w oczy, jakby chciał z nich wyczytać odpowiedź, nie poruszając niepewnej kwestii. - O czym? - Domyślał się odpowiedzi, ale mimo wszystko zadał to pytanie. Dlaczego? Sam nie umiałby powiedzieć. - O Arin. Feniks wstał i podszedł do okna, długo patrzył przed siebie. Wiedział o co chodzi Shunowi i nie bardzo miał ochotę o tym rozmawiać, ale pewnie powinien to zrobić. - Myślę, że nie powinieneś się w to wtrącać, Shun. - Rycerz Andromedy patrzył na niego uważnie, tylko trochę zaskoczony tą radą. - Więc ty też uważasz, że ona to zrobiła? Ikki odwrócił się od niego z uśmiechem, w którym nie było nawet grama radości. - Tak jakbyś nie wiedział. To dlatego starałeś się do niej zbliżyć? - Chciałem jej pomóc. Musi być jej ciężko, po tym jak tu wróciła po tylu latach. - Jej jest ciężko, dlatego nie powinieneś tego utrudniać. Udało ci się. Nie wiem jak to zrobiłeś, ale ona ci zaufała. Pamiętaj jednak, że gdy wszystko się skończy będzie musiała wrócić. To był jej wybór i nie zmienisz tego. - Myślę, ze powinna powiedzieć o tym Mu... bo to chyba jego też dotyczy. - Naprawdę nie rozumiesz, dlaczego tego nie zrobiła? Shun patrzył w oczy brata. Rozumiał. Zastanawiał się jak sam postąpiłby na jej miejscu... i czy starczyłoby mu odwagi aby się na nim znaleźć.
* * *
Shaka stał przy oknie i patrzył przez przymknięte powieki na zachodzące słońce. Jego myśli nie były wesołe. Tak jak obiecał Milo, przestał koncentrować się na zemście. Przyszło mu to z pewnym trudem, ale nie wmawiał już sobie, ze nienawidzi Arin. Problem polegał na tym, że w miejscu nienawiści znowu pojawiła się pustka i żal. To bolało. Bolało coraz mocniej, za każdym razem gdy ją widział. Poczucie, że ona wybrała władzę, potęgę, zdobycie większej mocy, od zostania przy nim paliło go żywym ogniem. Przez całe lata, gdy nie miał pojęcia dokąd ona wyjechała zagłuszał uczucia nienawiścią... teraz, gdy już jej nie ma... co zostało? Nie potrafił dłużej tak stać. Wyszedł ze Świątyni Virgo. Nie wiedział czego właściwie szuka. Nie miał pojęcia co znajdzie.
Następna część: Rozdział XIV - Ultimatum |