Ikki podszedł do łóżka brata i poprawił przykrywający go koc. W zasadzie nie wiedział, dlaczego to robi, bo ten leżał nienagannie prosto. Shun wciąż był nieprzytomny i nie wykonywał żadnych ruchów, a co dopiero takich, które mogłyby przyczynić się do naruszenia stabilności okrycia. Pogłaskał brata po włosach, po czym wrócił na swoje miejsce w fotelu pod przeciwległą ścianą. Myślami przeniósł się do wydarzeń wczorajszego popołudnia. Wciąż nie mógł zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. Pamiętał, że Arin uwolniła Shuna, a on do niej podszedł. "Co było dalej?... A tak, Seiya zaatakował pierwszy..." - Pegasusu Ryu Sei Ken! Keria odpowiedziała kontratakiem. Woda zderzyła się z meteorami gdzieś pomiędzy walczącymi. Żaden z ataków nie mógł się przebić. Miejsce ich złączenia wahało się, ale nieznacznie. Wyglądało na to, że siły są wyrównane. Pozostali patrzyli na to w osłupieniu, nie do końca wierząc swoim oczom. Wokół powstającej w miejscu złączenia ataków kuli energii zaczęły pojawiać się wyładowania elektryczne. - Rozan Sho Ryu Ha! Shiryu postanowił wesprzeć przyjaciela. Jego atak połączył się z natarciem Seiyi. Ognista kula zaczęła przybliżać się do Kerii. Widząc to Ertian i Fuego również włączyli się do walki, przechylając szalę zwycięstwa ponownie na swoją korzyść. - Aurora Thunder! Atak Hyogi znowu zatrzymał całość pośrodku, ale tym razem nagromadzenie energii było zbyt duże. Eksplozja odrzuciła walczących do tyłu. Kilka chwil trwało zanim otrząsnęli się z szoku, który wywołała i stanęli na nogi... To Ikki pamiętał i rozumiał dość dobrze, chociaż jego uwaga skupiona była na bracie. Nie rozumiał tylko, dlaczego ich przeciwnicy w tym momencie się wycofali. Spojrzał w lewo. Mniej więcej w połowie ściany, pomiędzy nim a łóżkiem Shuna było okno. Na parapecie siedziała Arin. Opierała się plecami o framugę, a rękami obejmowała kolana. Była dziwnie przygarbiona i patrzyła za okno. Od tamtych wydarzeń nie odezwała się do nikogo nawet jednym słowem. Gdy strażnicy odeszli przeniosła jego i Shuna do domu, po czym znikła i po jakiś 20 minutach pojawiła się z lekarzem. Najwidoczniej zakaz opuszczania Świątyni niewiele ją obchodził. Nie była przy Shunie cały czas. Przychodziła co jakieś 2, 3 godziny i zostawała na trochę ponad pół. Zawsze siedziała w tym samym miejscu i w ten sam sposób, ale nic nie mówiła. Ikki nie wiedział, co robiła po tym jak odchodziła. - Arin? - Zagadnął. Ona mogła mu to wszystko wyjaśnić. Nie zareagowała. - Arin! - Nie krzycz. - Powoli odwróciła głowę. - Słyszałam. Feniks poczuł ogromną ochotę, aby ją uderzyć. Chwilę trwało, zanim zwalczył w sobie to pragnienie. Ostatecznie, ona uratowała Shuna. - Zastanawiałem się nad zachowaniem naszych przeciwników. Dlaczego uciekli? - Oni nie uciekli, tylko się wycofali. To duża różnica... Nie wiem na pewno... oni chcą coś zrobić, ale potrzebują do tego dużo energii. Dlatego odbierają ją rycerzom... i zapewne dlatego nie chcieli jej więcej tracić na walkę z wami. Oboje zamilkli. - Wiesz co to może być? - Ikki przerwał narastającą ciszę. - Nie. Starałam się znaleźć jakąś wskazówkę w archiwum, ale na razie bez skutku. Przypuszczam, że to jakiś rodzaj broni. Będą potrzebować dużo mocy do kontrolowania jej, ale ona pozwoli im zapanować nad Światem. "I zniszczyć Radę". Dopowiedziała w myślach. Nadal miała wątpliwości czy stoi po właściwej stronie. Nie podobały jej się ich metody, ale główny cel uważała za słuszny. Czy naprawdę powinna z nimi walczyć? Gdyby tylko wiedziała dokładnie, co zamierzają, mogłaby zdecydować. Ikki wstał. - Już późno, a ja dzisiaj nic nie jadłem. Ty zresztą pewnie też nie. Pójdę do kuchni i przygotuję coś. Zostaniesz z nim? - Jasne. Gdy Ikki wyszedł jeszcze przez dłuższą chwilę siedziała w bezruchu. Później wstała i podeszła do łóżka. Twarz Shuna była spokojna i uśpiona. Oddychał regularnie. Właściwie to nie był poważnie ranny, połamane żebra niedługo się zrosną. Powinien szybko odzyskać siły. Patrzyła na jego delikatny uśmiech i sama lekko się uśmiechnęła. - Ty pewnie wiedziałbyś co robić. Wystąpiłeś przeciwko bratu, gdy wykradł zbroję Strzelca... Ale ja... - spoważniała - ja nadal nie potrafię walczyć przeciwko Mu... ani Shace... Tyle razy próbowałam sobie wmówić, ze ich nienawidzę... w końcu, gdyby nie oni... Nagły łomot dochodzący zza drzwi wyrwał ją z tych rozmyślań. Podeszła do nich i otworzyła je, żeby zobaczyć, co się dzieje. Ikki podnosił się z mokrej posadzki, przeklinając siarczyście. Wyglądało na to, że gotował wodę na kawę w czajniku elektrycznym, ale ustawił go tak niefortunnie, że potknął się o kabel chodząc po kuchni. Efektem tego Feniks wylądował na ziemi, a czajnik spadł na niego, wylewając, już dość ciepłą, zawartość. Trochę dalej, na kuchence stała patelnia, zawierająca coś, co zapewne miało być grzankami, ale teraz miało już wygląd i konsystencję wysokiej klasy węgla. Arin patrzyła na tą scenę w osłupieniu, próbując zachować powagę, ale wyraz twarzy musiał ją zdradzić, bo Ikki spojrzał na nią posępnie. - To nie jest śmieszne! Każdy może się potknąć! - Pewnie tak. - Odparła podchodząc do szafki, na której Feniks przygotował filiżanki do kawy i zaglądając do jednej z nich. - Ale, Ikki, Shun nigdy ci nie mówił, że kawę zaparza się z ziaren kawy, a nie pieprzu?
* * *
Seiya, Hyoga i Shiruy stali przed obliczem Wielkiego Mistrza i Ateny. Zgodnie z przewidywaniami wiadomość o ich starciu ze strażnikami szybko dotarła do ich uszu. Złościło jedynie, ze informator nie powiedział jak było naprawdę, a sami nie bardzo mieli okazję podać swoją wersję. - Gdzie Shun, Ikki i Arin? - Spytała groźnie Atena na wstępie. - Arin nie wykazała chęci przyjścia, - Hyoga odliczał na palcach, - Shun wciąż jest nieprzytomny, więc przebywa w łóżku lub jego okolicach, a Ikki jest przy nim. - Shun jest nieprzytomny? Został ranny? - ton głosu Ateny zdradzał troskę, ale dużo więcej w nim było czegoś innego, co nie wróżyło nic dobrego. - No tak... - zaczął Shiryu, ale nie miał okazji skończyć. - I DO CZEGO ŻEŚCIE DOPROWADZILI?! - "Zaczyna się" Pomyślał zrezygnowany Seiya. Słodki głosik Saori dudnił mu w uszach niczym setka bębnów. - PRZEZ WAS SHUN ZOSTAŁ RANNY! CO WYŚCIE SOBIE MYŚLELI, CO?!... Kyoko patrzył na to wstrząśnięty. "On chyba nigdy nie był jeszcze świadkiem, jak Saori się wkurza." Przemknęło Hyodze przez głowę. - Saori to nie była nasza wina! - ...IDIOCI! TO BYŁO TOTALNIE NIEODPOWIEDIZALNE! MOGŁO WAM SIĘ COŚ STAĆ!... - Saori, my musieliśmy ich powstrzymać! - ...CO WY SOBIE WYOBRAŻALIŚCIE?! ŻE SAMI ICH POKONACIE?!... - Może byś nas chociaż wysłuchała?! - ...A CO JAKBY WAS ZABILI?! ALBO ODEBRALI WAM ENERGIĘ I ZAATAKOWALI NAS?! ROZKAZANO WAM NIE OPUSZCZAĆ ŚWIATYNI! JESTEŚCIE RYCERZAMI Z BRĄZU I MACIE BYĆ MI POSŁUSZNI!... Żaden z nich już się nie odezwał. Czekali. W końcu powinna dostać zadyszki albo czegoś w tym stylu i może wtedy będą mogli powiedzieć swoją wersję.
* * *
Mu skończył przeglądać książkę, zamknął ją i przez chwilę siedział patrząc w przestrzeń. Stracił już nadzieję, że kiedykolwiek coś znajdą. Wreszcie wstał i podszedł do jednego z setek regałów z książkami. Wybrał jedną na chybił trafił, tak jak już tysiące razy wcześniej. Tym razem był to niepozorny szary zeszyt. Rycerz Barana wrócił na miejsce i zaczął przerzucać kartki bez większego entuzjazmu. Dopiero po chwili dotarło do niego na co właśnie patrzy. - Aldebaran! Chyba mam! - Co?! - Rycerz Byka rzucił przeglądane dokumenty i szybko do niego podszedł. - Jesteś pewien? - Chyba tak. Zobacz, tu są wypisani wszyscy strażnicy, o których informacje udało się zdobyć Świątyni. Są też ich cechy szczególne. - Kiedy to powstało? Mu spojrzał na datę wypisaną na okładce. - Jakieś 20 lat temu. Aldebaran skrzywił się. - Może nie być aktualne. - Zobaczymy. Zaczął kartkować zeszyt przebiegając wzrokiem po opisach. Trwało to jakieś pół godziny. - Jest coś! Tu jest napisane, że niejaki Querial jest strażnikiem Powietrza. Ma uczennicę, Willię, którą uczynił swoim następcą. Mieszka gdzieś w Górach Skalistych. - Querial... Zastanowił się Aldebaran. - Czytałem o nim. Teraz już nie pamiętam dokładnie, ale jestem pewien, że on zginął. Jeśli nie żyje, to kamień powinna mieć ta Willia. No to wiemy, już kto go ma. Mu milczał miał bardzo dziwną minę. - Myślisz, że Willia to częste imię? - Zapytał w końcu. - Ja spotkałem się z nim po raz pierwszy. Czemu pytasz? Słyszałeś je już gdzieś? Odpowiedział dopiero po chwili. - Tak. Ale ta osoba nie żyje. Ci strażnicy mówili o kimś takim, ale z tego wynikało, że ją zabili. - Zamilkł. "Nigdy nie zrozumiem, jak Willia mogła wybrać taką miernotę jak ty." Teraz już wiedział, ale... - Aldebaran, nie mów o tym jeszcze Wielkiemu Mistrzowi. - Powiedział wstając. - Pozwól mi najpierw porozmawiać z Arin. Rycerz Byka patrzył mu prosto w oczy. - Jak chcesz. Ale jesteś pewny, że będzie chciała z tobą rozmawiać? - Teraz już musi. - Uśmiechnął się, uśmiechem pozbawionym radości.
Następna część: Rozdział XIII - Strażnik Powietrza |