Shaka nie wiedział, co oznaczają dziwne symbole wokół zamka, ale był pewien, że to ta szkatułka jest źródłem energii, którą wyczuł. Aura lusterka była inna i dużo słabsza, właściwie to znalazł je przez przypadek, bo leżało obok. Jeśli jednak otworzy tą szkatułkę, to, był tego pewien, pozna jedną z tajemnic Arin i zyska nad nią przewagę. Musiał ją otworzyć! Jeszcze raz spojrzał na niepozorne pudełeczko. Dla niego, złotego rycerza, złamanie tego zameczka to bułka z masłem, wystarczy lekka koncentracja energii. Położył dłoń na wieczku i spróbował przełamać zamek. Dopiero po chwili zorientował się, że to, co wziął za dziurkę na kluczyk, tak naprawdę jest tylko ozdobą. Zrozumiał swój błąd i chciał cofnąć rękę, ale było już za późno, nie mógł jej oderwać, a szkatułka nagle zrobiła się bardzo ciężka. Nie był w stanie jej podnieść. Został uwięziony. Milo i Aiolia odskoczyli, gdy skrzynka zaczęła promieniować dziwnym, żółtym światłem. Rycerz Panny poczuł, jak płonie mu dłoń. Ogarnęła go panika, w tej sytuacji był bezbronny, krzyknął z bólu i zwiększył swoją energie, niemal do maksimum, ale to jedynie pogorszyło sytuację. Szkatułka zdawała się przechwytywać kosmos rycerza i wykorzystywać go od ataku przeciwko niemu. Wyładowanie energii i towarzyszący mu podmuch potężnego wiatru zwaliło z nóg Mila i Aiolię, którzy próbowali mu pomóc. Shaka wciąż stał, ale tylko dlatego, że nadal nie mógł oderwać ręki. Zaczęło szumieć mu w uszach, większość jego energii została odebrana mu przez to uparte pudełeczko, jednak jakaś siła wciąż utrzymywała go w pozycji pionowej, nie pozwalając przy okazji obniżyć poziomu mocy, którą wyzwalał... jak tak dalej pójdzie, to straci ją całą i umrze... W pokoju zmaterializowała się Arin. Podbiegła do Shaki i położyła obie dłonie na skrzynce, krzycząc coś, jednak szum wichru zagłuszył słowa. Wokół jej dłoni rozbłysło to samo dziwne światło, które promieniowało ze szkatułki. Ręka Shaki oderwała się od pudełka, a on sam osunął bez czucia na ziemię. Pozostali rycerze rzucili się do niego, jednak Arin nadal stała, odwróciła się do szkatułki. Rycerz Panny był nieprzytomny, ale oddychał, chociaż bardzo słabo. Milo starał się go ocucić, jednak bez skutku. - Zrób coś! - Krzyknął rozpaczliwie Aiolia zwracając się do siostry Mu. Odwróciła się. Za nią leżała szkatułka, którą próbował otworzyć Shaka. Wieczko było uchylone, a wyściełane aksamitem wnętrze puste. Żółty blask przeświecał przez dłoń Arin, jednak nie było widać co w niej trzyma. Dziewczyna uklękła przy rycerzu Panny i chwyciła go wolną dłonią za rękę. Obaj pozostali rycerze poczuli, jak przepływa pomiędzy nimi energia. Po dłuższej chwili Shaka poruszył się i otworzył oczy. Był blady, ale wyglądało na to, że nie odniósł żadnych poważnych obrażeń. Arin wstała. Podczas gdy Milo pomagał Shace się podnieść, Aiolia obserwował, jak siostra Mu odkłada źródło światła z powrotem do skrzynki i zamyka ją. Nie udało mu się dostrzec co to jest, ona natomiast zauważyła leżące na podłodze lusterko. Zbladła. Podniosła je i odwróciła się do nich. - Co z nim robiliście? To było dość dziwne pytanie. - Oglądaliśmy. - I co zobaczyliście? Ailoia spojrzał na nią zaskoczony. Przypomniał sobie niewyraźne kształty, które dostrzegł, gdy je oglądali. Myślał, że to było złudzenie, ale jeśli nie? - A co mieliśmy widzieć? - zapytał lekceważąco - Przecież to tylko lusterko. Wyjaśnij nam lepiej, co to się przed chwilą stało. - Niby czemu miałabym to robić? Myślałam, że złoci rycerze mają na tyle poczucia honoru, że mogę bez obaw zostawić tu swoje rzeczy, ale jak widać myliłam się. Shaka poczerwieniał. - Jak śmiesz nas obrażać? Jesteś tylko marną imitacją rycerza... - Przypomnę ci, że gdyby nie ta imitacja byłbyś już martwy. - Przerwała mu ze złością, po czym chwyciła szkatułkę i podstawiła im przed nosy. - Te symbole to nie jest ozdoba. One mają chronić zawartość tego przed intruzami. Zgodnie z nimi tylko prawowity właściciel może to otworzyć, inni zostaną pozbawieni energii życiowej i umrą. Radzę więc trzymać się z dala od moich rzeczy, bo następnym razem już wam nie pomogę! Patrzyli na nią w osłupieniu. Do każd**o z nich dotarło, jak bardzo byli lekkomyślni i co by się stało, gdyby ona się nie wtrąciła. Chociaż z drugiej strony, jakoś nie mogli uwierzyć, ze naprawdę im pomogła. Przecież nie było jej tu, mogła udawać, ze o niczym nie wiedziała... - Co jest w środku? - spytał Shaka po długiej chwili ciszy. - Myślałby kto, że powiesz dziękuję - ironizowała. - Co jest w środku? - Powtórzył. Długo nie odpowiadała. - Mam nadzieję, ze nigdy się nie dowiecie. A teraz proszę opuścić mój pokój. Drzwiami, jeśli łaska. - Dodała uśmiechając się złośliwie. Poszła z nimi, chciała mieć pewność, że naprawdę opuszczą Świątynię Barana, ale nie miała złudzeń, że zostawią ja w spokoju. Wiedziała, że dostali rozkazy, aby ją śledzić i będą się ich trzymać. I rzeczywiście, gdy wróciła do pokoju zobaczyła Mila usadowionego w kryjówce Aiolii i przeświadczonego o tym, że jest świetnie ukryty. Westchnęła z irytacją. Miała ogromną ochotę zniszczyć skały wokół niego i zasypać go pod nimi. To był głupi pomysł, wiedziała o tym. "Zresztą i tak by uciekł". Ograniczyła się do zamknięcia i zasłonięcia okna. Przez długi czas stała w bezruchu. Dopiero po chwili podeszła do skrzyni i podniosła leżące na niej lusterko. "Chciałeś poznać mój sekret. Dlatego próbowałeś to otworzyć." Pomyślała kładąc dłoń na szkatułce. Odwróciła się i podeszła do łóżka, po czym na nim usiadła. "Gdybyś tylko wiedział..." Jej wzrok powędrował do trzymanego w dłoni lustra. Przez chwilę patrzyła na swoją twarz, ale potem obraz zmienił się. Widziała siebie. Biegła przez las wzdłuż jakiegoś strumyka. Miała na sobie zbroję i pędziła ile sił w nogach. Wbiegła na polanę, na której były już cztery osoby. Jedna leżała na ziemi, wyglądała na poważnie ranną. Pozostali bez pośpiechu zbliżali się do niej. Arin najpierw zamarła zaskoczona, ale później zaatakowała, tamci odskoczyli, dwóch upadło. Dziewczyna uklękła przy rannej... Prawdziwa Arin oderwała wzrok od lustra. Obraz znikł. Wiedziała, co było dalej i nie chciała tego oglądać. Bezwiednie dotknęła blizny nad okiem, potem przejechała dłońmi po całej twarzy. W jej oczach pojawiły się łzy. - Willen... ja naprawdę nie wiem co oni zamierzają... nie rozumiem tego, co wtedy powiedziałaś... przepraszam... zawiodłam cię... Pukanie do drzwi przerwało potok łez. Arin zerwała się i szybko przetarła oczy. Po chwili drzwi uchyliły się i pokazał się w nich Mu. - Cześć. - Powiedział niepewnie, patrząc na siostrę. - Cześć. Zapadła cisza, którą po dłuższej chwili przerwała Arin. - Może wejdziesz? - Jasne, dzięki. Znowu milczenie. Arin podeszła do jednej z półek i położyła na niej lusterko. Wzrok rycerza Barana zatrzymał się na nim. Jego oczy się rozszerzyły. - Nie wiedziałem, że wciąż je masz. Uśmiechnęła się. - To było lusterko naszej matki. - Powiedziała. - Dałeś mi je na urodziny. - Spojrzała mu w oczy. - Prezentów się nie wyrzuca. Odwzajemnił uśmiech. - Ale to było ponad dziesięć lat temu. Poza tym, myślałem, że strażnicy nie używają tak przyziemnych przedmiotów jak zwykłe lustra. - Dodał i obserwował, jak uśmiech na twarzy jego siostry blednie. - Nie wydajesz się być zadowolona z bycia strażnikiem. - Odezwał się po chwili ciszy. - Powiesz mi, dlaczego nim zostałaś? - Już mówiłam. - Jej głos był pewny, ale nie patrzyła mu w oczy. - Chciałam nim zostać, uważałam, że to jest ciekawe. - Dlaczego nie chcesz powiedzieć mi prawdy? - Powiedziałam. Mu westchnął. Właściwie, to nie spodziewał się innej odpowiedzi. Zawsze tak odpowiadała, gdy ją o to pytał. A mimo to jej nie wierzył. Arin zawsze interesowała się historią innych zakonów. Często zakradała się do archiwum, aby zdobyć o nich informacje. Kiedy zdecydowała się dołączyć do strażników doskonale wiedziała, co to za zakon, a jednak to zrobiła. Mu nigdy tego nie rozumiał. - Jak chcesz. Kiki pewnie już zrobił śniadanie. Przyjdziesz? - Tak.
Następna część: Rozdział VII - Ważne sprawy |