- Nie, Kim. Patrz, nigdzie ich nie ma. - Pomóc w czymś? Zgubiłyście się?- Zapytał dwie dziewczyny, stojące przy zamrażalniku w supermarkecie blondyn o rzadko spotykanej, syberyjskiej urodzie. -Wiesz może gdzie można znaleźć małże? -A co to jest?- Był szczerze zdziwiony. -Takie no.... ślimaki. Chłopak roześmiał się, kręcąc głową. -Po co wam to?! I tak w ten banalny sposób wszystko się zaczęło...^^
*
" Nie ważne, kto kim się urodził... Ważne, co zrobi ze swoim darem życia"
- Nie mam pojęcia, jak to się stało. To wszystko bardzo ciężko ubrać w słowa. - Bałeś się?- Spytała przyciszonym, pełnym od emocji szeptem. Jego opowieść dosyć mocno nią wstrząsnęła. - Wtedy nie, bo nie miałem już nic do stracenia.Wszyscy moi przyjaciele i brat już nie żyli. - Prócz Seiyi? - Zgadza się, lecz on również był na skraju wycieńcznia. Nigdy bym nie przypuszczał, że będę tu dziś z tobą rozmawiał... że będę z kimkolwiek rozmawiał- dodał po chwili. - Śledziłam tą walkę, co chwila zasłaniając oczy. W telewizji co chwila pokazywali jakieś newsy. A śmierć? Jak to jest ją przeżyć? Czy... - Tak, Trini. To był bolesny moment, gdzieś na granicy świadomości. Wszystkie moje zmysły były odurzone. Ale byłem wtedy zupełnie spokojny; wiedziałem, że jednak się udało. - Za jaką cenę...- westchnęła, a na samą myśl o tym ciarki przeszły po jej ciele. W ciemnościach nie mogła zobaczyć swojego rozmówcy- Shuna. Leżeli twarzami zwróconymi do siebie, nie orientując się, że już wkrótce będzie świtać, a ich rozmowa trwała całą noc. W ogóle tego nie odczuli, czas minął niepostrzeżenie. - Ty też walczysz o to, w co wierzysz- stwierdził z przekonaniem. - Może nie dosłownie... Uczyłam się przez kilka lat, ale raczej dla przyjemności i samoobrony. Mój dziadek, który mnie wychował miał własną szkołę sztuk walki. Nie miałam okazji do walki na poważnie. - To dobrze. Nie chciałbym, żeby coś ci się stało. Dotknął lekko jej twarzy i pod palcami poczuł, że się uśmiechnęła. Po chwili usłyszał jej powolny, regularny oddech. Zapadła w głęboki sen. Okrył ją kocem i zszedł na niższe piętro, dołączając do reszty przyjaciół, którzy zbierali się już do wyjścia. Podobało jej się wtedy, że nie próbował w jakikolwiek sposób wykorzystać sytuacji. I to, że jest normalnym, uprzejmym chłopakiem, który nie stracił swej osobowości mimo swej medialnej sławy po Turnieju Galaktycznym i bitwie w Świątyni, o której wiedzieli ludzie we wszystkich zakątkach świata. Właściwie ta rozmowa wynikła przez przypadek, tak jak poznanie całej piątki sławnych Rycerzy z Brązu. Po spotkaniu Hyogi w sklepie między nimi a paczką znajomych Trini nawiązała się znajomość. Tym razem zebrali się wszyscy w komplecie, gdyż ostatnio Ikki i Shun załatwiali kupno domu w Japonii. Dzisiejsze spotkanie było bardzo udane i zabawne. Dla Shuna zabrakło jednak materaca do snu, a po losowaniu wypadło, że będzie spał w pokoju Trini, na podłodze. Na początku sądziła, że cała piątka będzie zadufana w sobie. Bo jak ktoś, o kim magazyny piszą: "Seiya- najdzielniejszy człowiek" albo "Shun- bożyszcze nastolatek" miałby nie być zarozumiały?!!! Pozory okazały się jednak bardzo mylące. Wszyscy byli niezwykle skromni- nie uważali, że dokonali czegoś wielkiego oprócz spełnienia swej powinności wobec Ateny i obrony swych przekonań po właściwej stronie. A Shuna po prostu nie dało się nie lubić- był sympatyczny, uśmiechnięty i bardzo komunikatywny. Wciąż mieli tematy do rozmowy, a jemu buzia rzadko się zamykała. Potrafił jednak słuchać uważnie, kiedy opowiadała o sobie, swoich pasjach i wydarzeniach z przeszłości- tych zabawnych i niektórych przykrych. Sytuacja wspólnego "snu" nie stała się niezręczną koniecznością. lecz nawiązaniem cieniutkiego porozumienia.
*
Rozłożyła książki na trawie, dosiadając się do swej paczki, składającej się z 3 chłopaków i Kim, z którymi wspólnie wynajmowała stancję. Każde z nich pochodziło z miejscowości odległych od szkoły. - Dzięki, Jace- posmakowała wymyślnej kanapki, jaką ją poczęstował. Był wyśmienitym kucharzem i w domu zawsze zaskakiwał ich specjałami orientalnej kuchni. A poza tym zawsze o nią dbał bardziej niż o innych. Dziewczyna wydawała się zachowywać i wyglądać jak inni uczniowie, a mimo to coś ją spośród nich wyróżniało. Uwagę zwracały jej długie do pasa, krucze włosy i czarne niczym węgle skośne oczy, ocienione gęstymi rzęsami, w których ciężko było cokolwiek wyczytać. Przeniosła się tu z regionu Shindo, lecz często odwiedzała rodzinne strony- stale ją tam ciągnęło. Wychował ją tam dziadek, będący teraz inwalidą. Przed wypadkiem i pożarem w jego szkole sztuk walki nauczył jej tai chii, szacunku dla życia i kierujących nim sił... zafascynował ją buddyjską sztuką i medytacją. Był człowiekiem, którego podziwiała najbardziej na świecie. Sprawił, że z entuzjazmem i pokojem witała każdy dzień, chciała czerpać z niego jak najwięcej dobrego. Obecnie po lekcjach dorabiała w restauracji, aby opłacić jego rehabilitację. Na ogół była raczej tajemnicza... Rzadko mówiła o swoich osobistych sprawach i wewnętrznych przeżyciach, mimo że rozśmieszała innych dowcipami i ironicznymi komentarzami. Zdziwiła się więc sama sobie, że ostatnio aż tak bardzo ujawniła się przed człowiekiem, którego zupełnie nie znała- szczególnie gdy padło pytanie o jej rodziców, dom rodzinny. Zwykle kwitowała to: "Naprawdę nie chcę o tym mówić, to zupełnie nieistotne". Tym razem jednak wspomniała o rodzicach, którzy po przelotnym romansie rozstali się, wyjechali za granicę... O matce, która chciała usunąć ciążę i o sprzeciwie dziadka... O tym, że po jej narodzinach nie przysłała nawet kartki z Hiszpanii. Wiedziała bowiem, że Shun to zrozumie lepiej niż inni- sam również przeszedł przyspieszony kurs dorastania. Oboje mieli po siedemnaście lat, a doświadczenia co najmniej trzydziestolatków. Poza tym od niego emanowała dziwna aura spokoju i dobra... Można było mu zaufać. - Hey, o czym tak dumasz? Znowu sie spóźnimy!- Kim zamachała jej przed oczami i pociągnęła ją za sobą w stronę dziedzińca.
*
Późnym wieczorem praca wyjątkowo jej się dłużyła. Otarła mokre czoło i pobiegła po następną porcję brudnych talerzy od klientów, których dziś wyjątkowo przybyło. Jak co dzień miała wysoko upięte włosy, szpilki i sukienkę-fartuch, która więcej odsłaniała niż ukrywała. Taki był wymóg, czy jej się to podobało, czy nie- piękne kelnerki miały za zadanie przyciągać klientów, a ona pilnie potrzebowała tej dobrze płatnej pracy. Gdzieś za plecami usłyszła zdziwiony głos: -Trini?! Odwróciła się gwałtownie, o mało nie upuszczając tacy z talerzami. Zaniosła je do kuchni i stanęła za barem, gdzie Ikki i Shun odbierali właśnie kolację na wynos. - Coś jeszcze podać?- Uśmiechnęła się szeroko, ciesząc się, że od kilku godzin po raz pierwszy widzi kogoś znajomego. - Nie wiedziałem, że tu pracujesz- zagadnął Ikki.- Ledwo cię rozpoznaliśmy. - Tak jakoś wyszło. Może wpadniecie do nas kiedyś? Zapraszam. - No jasne- odparł Shun.- Ale na razie mamy sporo pracy przy przeprowadzce. - Zamieszkacie razem? - Przynajmniej na razie Kiedy będziemy mieć się nawzajem dosyć i zatrujemy sobie życie, Ikki znajdzie za drzwiami swoje bagaże- zaśmiał się Shun i klepnął brata w łopatkę. - Trini? Co to? Podwójna randka?- Usłyszała krzyk szefowej. - Przepraszam was, musze lecieć. -OK- Ikki również skierował się do wyjścia, lecz Shun zatrzymał ją jeszcze na chwilę. - Wolałbym, żebyś się czymś zasłoniła- omiótł spojrzeniem jej długie, opalone nogi i puścił porozumiewawcze oko.- Odprowadzić cię? - Nie trzeba. Wiesz... Kiedyś po pracy czekał na mnie jakiś nachalny, starszy klient. Nie chciał się ode mnie odczepić. Nie mogłam sie go pozbyć. - Iiiiiiiiii? - Pokazałam mu kilka chwytów karate, tak żeby wiedział na przyszłość :). Roześmieli sie oboje. Shun wyszedł, machając jej ręką.
*
"Listen to me now I need to let you know You don't have to go it alone" U2
Następnego ranka jak zwykle zaspała do szkoły. W biegu narzuciła na siebie ubrania i założyła dwie różne skarpetki. Z grzebieniem w stojących na wszystkie strony włosach odwróciła się i dopiero teraz zobaczyła spoczywający na jej poduszce przepiękny kwiat- różę, jeszcze mokrą od porannej rosy, której żółte płatki przy końcach przechodziły w róż i czerwień. Ktoś był w jej pokoju, kiedy spała? Pewnie chłopcy znów się wygłupiają. Tak, to niedorzeczne...ale jednocześnie przyjemne. Róża miała kilka oderwanych kolców, tak aby mogła ją chwycić. Przytuliła kwiat do twarzy, czując mokre kropelki na ustach. "Co ja najlepszego wyprawiam?!"- zgromiła się w myślach. Trini bała się romantycznych gestów, przyjmowania ich unikała jak ognia. Nigdy nie wychodziło jej z żadnym chłopakiem, dlatego postanowiła dać sobie z nimi spokój- przynajmniej na jakiś czas. Przestała umawiać się na randki, sobotnie wieczory spędzała samotnie lub pracując, a do prawdziwej miłości odnosiła sie baaaaardzo sceptycznie. Po prostu w nią nie wierzyła. Obejmujące się na chodniku i w parku pary budziły w niej obrzydzenie. Wszystkich chłopaków, którzy próbowali się do niej zbliżyć skreślała na stracie lub traktowała z góry- na nikim jej nie zależało tak NAPRAWDĘ. Pewnie nazywali ją "górą lodową". Znalazłszy tę różę była bardzo zdziwiona, ale równocześnie ucieszona. Nie tyle czarownym pięknym kwiatu, lecz tym, że ktoś tak ciepło o niej myślał. Wstawiła go do flakonu i zamknęła drzwi na klucz. Nie chce tu wiecej żadnych włamywaczy! Zbudziła Kim, której nie mogła wyciągnąć z łóżka, lecz ani słowa nie zająknęła się o podarunku- nawet wtedy, gdy jechały na uczelnię rowerami. Czuła, że tą sprawę powinna utrzymać w sekrecie. Nie chciała przyznać się sama przed sobą, że przez cały następny tydzień podświadomie wyczekiwała aż znajdzie koło swojej twarzy kolejny urokliwy kwiat. Na próżno, ślad po nich zaginął.
*
"You found me when no one else was lookin' How did you konow just where I would be? Yeah, you broke through all of my confusion . ..I gues that you saw what nobody could see You found me" - K.Clarkson
- Hey, przyjechać po ciebie?- Jace zadzwonił akurat, kiedy najbardziej tego potrzebowała i uratował ją od perspektywy samotnego powrotu w ulewie, po północy. Zdążyła już zrzucić swój znienawidzony "uniform" i okryć się tuniką. Jace pochylił się i otworzył drzwi od jej strony. Zastanawiała się, czy to przypadkiem nie on zostawił dla niej kwiat. To było BARDZO prawdopodobne. - Wskakuj! - Dobrze, że jesteś. - Jeszcze byś się rozchorowała. Idziemy dziś na nocny seans "Władcy Pierścieni" do Matrix. Oczywiście wybierasz sie z nami? - Chętnie, ale innym razem, Jestem wykończona, a chcę jeszcze powtórzyć chemię. - Jak chcesz. Następnym razem na pewno cię wyciągnę.
Po wyjściu przyjaciół usiłowała zasnąć, lecz rozpętała się burza. Grzmiało groźnie, a ona trzęsła się skulona pod kołdrą. Jasne refleksy raz po raz przecinały zachmurzone niebo. Nie dało się zapalić światła- widocznie bezpieczniki wysiadły. Łzy momentalnie pociekły jej po twarzy- ze wszystkiego najbardziej panicznie bała się burzy. Deszcz zacinał po szybach i spływał strugami, przypominającymi więzienne kraty. Skóra ścierpła jej z zmina i strachu, pokryła się gęsią skórką. W tej samej chwili, kiedy próbowała odpalić świeczkę, rozległo się ciche pukanie do okna balkonowego. "Tego tylko brakowało!"-przeraziła się. Podeszła na palcach, lecz nie rozpoznała osoby pukającej. Instynktownie nie wyczuwała jednak żadnego niebezpieczeństwa, dlatego z kapiącą woskiem świecą otworzyła... Shunowi. - Co ty tu... - Ciii...- przerwał jej, przykładając palec do ust.- Wyczułem, że coś jest nie w porządku. W końcu po coś ma się ten szósty i siódmy zmysł- uśmiechnął się ciepło, a ona objęła go z wdzięcznością i zdjęła z niego zupełnie przemoczoną bluzę. - Strasznie boję się burzy- wyjąkała cicho, zasłaniając sobie uszy rękami i trzęsąc się jak osika na wietrze. - Właśnie widzę. Wysyłałaś takie sygnały, że przyszedłem cię obronić. Nie lękaj się nadobna białogłowo, Rycerz przybywa- zażartował, rozładowując w ten sposób cały jej lęk i wywołując śmiech. - Masz sine cienie pod oczami- dotknął ich lekko i przesunął po nich palcami.- Za dużo pracujesz. Może zaśniesz? Położyli się obok siebie, tak jak ostatnim razem. - Teraz mi się to chyba uda- mruknęła, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Pachniał deszczem, świeżym i powietrzem i jakimś nieznanym zapachem męskich perfum. - No już... Rozluźnij się, uspokój. Ja tu będę. Pogładził ją po włosach, niczym zalęknione zwierzątko, które trzeba oswoić. Rozmasował napięte mięśnie karku i linię zdłuż kręgosłupa.Zamiast w odgłosy grzmotów wolała wsłuchać się w równe bicie jego serca. Otoczyło ją ciepło, poczucie bezpieczeństwa i błogie milczenie.
Rankiem była niemal pewna, że to wszystko to jedynie halucynacja. Cała bowiem atmosfera magii razem z osobą Shuna zniknęła. Zachciało jej się płakać- ostatnia noc nie mogła być jedynie efektem jej przemęczenia i wybujałej wyobrażni!!!! "Ale to NIE MOGŁO się dziać. MNIE nie przytrafiają się TAKIE rzeczy... Chyba zaczynam wariować!!!! Za długo jestem sama..."
*
"Within the darkness you are the light That shines away In this blind justice I can be the man who saves the day" The Calling "For you"
Czarny luksusowy Mercedes najwyższej klasy mknął po pustej ulicy z zawrotną prędkością. Wewnątrz pojazdu natomiast panowało nerwowe napięcie i niepewność. - Ikki, jeździsz jak wariat! Rycerz Feniksa posłał bratu w lusterku gniewne spojrzenie, a wskazówka prędkościomierza zaczęła zbliżać się do niebezpiecznej granicy. Saori milczała, zaciskając kciuki na bogato zdobionej torebce. To wszystko nie przedstawiało się dobrze. Nie chciała na razie martwić swych Rycerzy, dopóki nie będzie czegoś stuprocentowo pewna. Wszyscy zrozumieli, że stało się coś poważnego i niepokojącego- coś, mogącego odmienić ich życie po Bitwie w Świątyni i stanowić kolejne śmiertelne zagrożenie. Trini natomiast czuła się tu po prostu nie na miejscu, a przy tym obecność Saori- wcielenia Bogini bardzo ją krępowała. Czuła się niegodna przebywania z nią w jednym pojeździe. "Parapetówka" nowego mieszkania braci została niespodziewanie przerwana wiadomością ze Świątyni, natomiast Shaka i Milo lada chwila mieli pojawić się w japońskiej siedzibie Fundacji Graude. - Chcę widzieć- Shun odebrał telefon i usłyszał podniesiony, pełen zniecierpiwienia głos Seiyi. - Odezwę się, gdy dowiemy się czegoś konkretnego... nie musisz się o to martwić. - Dotrzemy do was za chwilę- dobiegł go jeszcze głos Hyogi. Shun schował komórkę i posłał Trini krzywy uśmiech. Poprosił ją wcześniej, aby mu towarzyszyła mimo przeciwnych spojrzeń brata. Saori w ogóle nie poruszyła tego tematu, będąc pewna, że Rycerz Andromedy wie, co robi. Oczy Ikkiego natomiast mówiły bardzo wyraźnie: " Jeśli chcesz dla niej dobrze, nie mieszaj jej w to. Nie pozwól jej się angażować, bo to nie skończy się pozytywnie!!!!!". Tak, Shun doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Tłumił w sobie wszystkie uczucia, jednak nie dość skutecznie. "To nie najlepszy moment"... Taaaaak, najgorszy ze wszelkich możliwych. Tylko, że wcześniej nie spotkał dziewczyny tak fascynującej i zmysłowej. Kiedy ostatniej nocy spał obok niej, pierwszy raz od dawna nie widział w myślach zabijanych przeciwników, przyjaciół upadających pod nadmiarem ciosów, spływającej z martwych ciał krwi. Koszmarne wspomnienia nie wróciły ze zdwojoną siłą. Teraz musiałby zabić w sobie to uczucie, które dopiero zaczynało nieśmiało kiełkować i nie dawało się wyrwać. "BĘDZIE BITWA" - ten fakt docierał do niego wystarczająco jasno. Tymczasem jakgdyby nigdy nic rozłożył się niefrasobliwie na tylnym siedzeniu, kładąc głowę na kolanach dziewczyny. Zaskoczona, spojrzała prosto w oczy koloru morza i dostrzegła w nich intensywną czułość, jakiej jeszcze nie doświadczyła. Zatraciła się w nich. Czas i szybkość znieruchomiały w tym wzroku, jakby byli zawieszeni w innym wymiarze. Uśmiechnęła się, chcąc dodać mu otuchy i siły. Przebiegła opuszkami po jego bladym policzku, a Shun podniósł jej rękę i ucałował każdy palec po kolei. Coś nieznanego zadrżało w jej pustym, chłodnym dotychczas wnętrzu. Ikki rzucil wzrokiem do tyłu i pokiwał głową ze zrozumieniem. Jeżeli Shun się zakochał, wszystko komplikowało się tysiąc razy bardziej.....
*
"When you are with me I'm free I'm careless, I believe Above all the others we'll fly This brings tears to my eyes My Sacrifice" Creed
- Poczekasz chwilę?- Zapytał, prowadząc ją przez stylowy korytarz Fundacji. Trini rozglądała się co chwila, podziwiając na ścianach obrazy największych mistrzów. Zbiory Mitsumasy Kido i Saori były doprawdy imponujące. Seiya i Hyoga co chwila ich popędzali. Wszyscy byli zdenerwowani, mając wkrótce stanąć w oko w oko z nieznanym wrogiem- towarzyszyło jednak temu uczuciu podekscytowanie nowymi wyzwaniami.- To może się trochę przeciągnąć... - Postaram się nie uciec- wygięła usta w niepewnym grymasie mającym imitować uśmiech.- Ja tu będę. Te proste słowa, które wypowiedział w czasie burzy teraz wróciły do niego. Wiedziała bowiem, że potrzebuje wsparcia tak jak ona tej pamiętnej nocy. Posadził Trini na ławce w hallu, tak jakby chciał ją tu usilnie zatrzymać. Drzwi gabinetu zatrzasnęły się za nim z hukiem. Był wściekły sam na siebie, że tak egoistycznie postępował, narażając ją na przykrości. Plątanina jego myśli nie chciała dać się uporządkować. Dziewczyna miała ochotę zacząć obgryzać paznokcie, choć nigdy tego nie robiła. Ale jeżeli miałoby to w jakiś sposób pomóc... Dwaj wchodzący w pełnych zbrojach Złoci Rycerze rzucili okiem na siedzącą w kącie śliczną Japonkę, ukrywającą twarz w dłoniach. "Czyżby kolejna ofiara rycerskiego poświęcenia?"- Przebiegło Shace przez myśl, zatrzymał się przy niej na moment i dotknął jej ręki. Jej źrenice gwałtownie się rozszerzyły, poczuła krążącą w sobie wraz z tętniącym przepływem krwi ciepłą energię. Posłał jej cząstkę swego buddyjskiego spokoju, bowiem mimowolnie wzbudziła w nim współczucie. Wraz z Milo bezszelestnie zniknęli za dźwiękoszczelnymi drzwiami.
*
"We fight all the time You and I...that's all right we're the same soul And it's you when I look in the mirror And it's you when I don't pick up the phone. Sometimes you can make it on your own..." U2
Tej nocy sufit zdawał jej się najciekawszym punktem obserwacji, tak jak w poczekalni własne buty... Tak jest, kiedy patrzy się na coś będąc tak naprawdę nieobecnym. Gdzieś poza wszelką logiką i racjonalizmem, kiedy nie rozmumie się nawet samego siebie... Coś kłuje i tłucze się wewnątrz niczym uwięziony ptak, chcący przeforsować własnym ciałem taflę szyby. Miotała się w pościeli, nie mogąc znaleźć sobie wygodnej pozycji. Może całe życie w ten sposób próbowała odnaleźć własne miejsce i dopiero teraz doszlo do niej, że nie osiągnęła żadnych efektów. Nikt nie podał jej złotej nici przed wejściem do labiryntu. Miała wrażenie jakby utraciła grunt pod nogami i zaczęła się w tym wszystkim topić. A może po prostu nie jest już w stanie zasnąć bez obecności Shuna po lewej stronie łóżka? Nie pytała o nic- jego mina, tak jak milczenie pozostałych bez wątpienia dowodziło: "Nie przypuszczaliśmy, że będzie aż tak źle!!!". Saori pobladła jeszcze bardziej niż zwykle. Seiya niemal musiał ją podtrzymywać, gdy usiłowała zasunąć szerokie okna w gabinecie. Zastąpił ją więc. - Przepraszam- rzucił tylko Shun, jakby jej nie dostrzegając.- Lepiej odwiozę cię do domu. Nie odezwali się do siebie ani słowem , kiedy prowadził auto; zupełnie jakby skupił się wyłącznie na tym. Delikatna twarz, oczy migoczące intensywnym granatem i zaciśnięte usta były teraz zupełnie niedostępne, oddalone od niej o tysiące lat świetlnych. Nie próbowała przebyć tej odległości, wiedząc, że on sobie tego nie życzy. Wzburzona, naciągnęła na koszulkę nocną jeansy, płaszcz i wtopiła się w ciemność nazewnątrz. Orzeźwiejące krople deszczu nie przynosiły ukojenia. Po chwili skręciły jej długie włosy w wilgotne sznury. Chciała krzyczeć, biec, paść na ziemię, zatrzymać się, a może... - Trini, iść z tobą?- Wychyliła się z drugiego piętra zdziwiona jej podejrzanym zachowaniem Kim. Nie przypuszczała ona co się z Trini właściwie dzieje, bowiem przyjaciółka coraz bardziej zamykała się w sobie. - Muszę coś załatwić, sama. Pogadamy później. Mignęła niczym rozmazana plamka, pokonując sprintem kolejne ulice. Jeszcze tylko trzy przecznice. Ile by dała, by moć oderwać się teraz od mokrych płyt chodnikowych...
"Hear me I'm crying out I'm ready now Turn my world upside down Find me.... I need you to see, I'm screaming for you to please Can you hear me?!" K.Clarkson "Hear me"
Wspięła się po niedawno wykafelkowanych schodach, ślizgając się co chwilę. Mieszkanie sprawiało wrażenie opuszczonego- zapewne się spóźniła. W przydomowym ogródku przez przypadek jej uwagę zwróciły rozkwitające róże. Zerwała jedną i zwróciła w stronę światła. Jej płatki były żółto- czerwone. Zrobiło jej się lekko na duszy, jakby niewidzialne brzemię nagle zniknęło. Wcześniej nawet nie śmiała brać Shuna pod uwagę jako ofiarodawcę tajemniczego kwiatu. " To niemożliwe, ale właśnie się staje!". Nie zdążyła jeszcze zapukać czy zadzwonić do drzwi, kiedy Shun niemal wciągnął ją do środka. - Myślałem o tobie cały czas. Nie umiałem przestać- owiał ciepłym oddechem jej policzek, szepcząc tuż przy uchu. - Tak chciałam cię zobaczyć... Pożegnać się- tamowane długo łzy teraz znalazły swe ujście, spadając mu na dłonie. Nie była przyzwyczajona do ścierania się wewnątrz tak sprzecznych emocji. Nad obojgiem wisiało widmo śmierci Shuna, niczym nie wypowiedziane przez brak odwagi słowa.- Powiedz mi!!! - Ruszamy na północ. Dziś rano Świątynia została zaatakowana przez wysłanników Królewstwa Asgardu. Pokręciła przecząco głową, nie mogąc przyjąć tego do wiadomości. Oparła się o ścianę, próbując złapać równowagę. - MUSISZ wrócić, rozumiesz?!!! Zamknął jej usta gorącym pocałunkiem- najpierw czułym, potem rozpaczliwym, namiętnym i desperackim. Zakręcilo się jej w głowie. Czuła się jakby to był jej pierwszy pocałunek w życiu- i to ją dziwiło. Nie mogli od siebie odstąpić przez bardzo długą chwilę. - Nie odrzucaj mnie- poprosił. Umiał doskonale okazać, jak bardzo mu na tym zależy. Splotli się ciasno, przyciągnęła bliżej jego głowę. Ręce Shuna błąkały się w jej włosach, zrzuciły z niej mokry płaszcz, przesuwały się po kształtach jej ciała, ślizgały się zdłuż jej szyi. To było zupełne szaleństwo. Jęknęła cicho, kiedy obdarzył ją następnym gwałtownym pocałunkiem. Chcieli pogrążyć sie w zupełną ciemność, gdzie nie będzie niczego więcej oprócz ich ust i smakowania przyspieszonych oddechów. - Trini? - Hmmmmmmmmmmmmmm?- Ciężko jej bylo w tej chwili sformułować proste zdanie. - Zrobię wszystko, żeby przeżyć. Słowo Rycerza- poczuła na policzku jego uśmiech.- Chodź, pójdziemy razem. Kurczowo trzymali się za ręce, wracając do niej. Jak to się stało, że pokochała go najbardziej na świecie i nawet nie zorientowała się, kiedy? Potrafił ją zaskoczyć, to trzeba przyznać. Zawsze była zbyt dumna, by okazywać swe prawdziwe emocje- tym razem nie chciała się już bronić, kontrolować, walczyć sama ze sobą. Przy nim nie musiała niczego udawać. Pomyślała, że i pewnie tym razem nie będzie szczęśliwa... że jej pierwsza miłość zmierza do nieuniknionej klęski. Wspomnienia odurzającego kosztowania dzisiejszych pocałunków będą musiały wystarczyć w jej życiu, które już za kilka dni może stać się pustkowiem.
*
"I've tried so hard to tell myself that you're gone and though you're still with me I've been alone all along" Evanesence "My Immortal"
NIE WOLNO CI. Rycerze nigdy nie będą żyli jak zwykli śmiertelnicy. Nie powinni kochać, zakładać rodzin, zaznawać prostego szczęścia codzienności. Muszą pamiętać, że ich życie nie należy do nich i nic nie znaczy wobec losów świata- może tylko odroninę nań wpłynąć. Są stworzeni do służby, oddania się zupełnie w walce. I do samotnego umierania. "Nie wolno ci"- tak myśleli oboje, patrząc przez szybę na oddalający się krajobraz: ona w pociągu do regionu Shindo, powracając do swego prawdziwego domu, a on lecąc helikopterem na daleką północ do krainy wiecznie skutej lodem. To się nie zakończy, nigdy. Coraz to nowi przeciwnicy będą chcieli wcielić w życie swoje szalone plany. Wojna będzie trwała.
*
"I watched a change In you It's like never Had wings Now you feel so alive..." Deftones "Change"
Ta okolica była dla Trini jedynym azylem- uciekała tu za każdym razem, kiedy miała jakiekolwiek problemy, na moment chciała wycofać się z gry i zastanowić, wyciszyć. Albo gdy porzebowała rady... Dziadek był dla niej najmądrzejszym i najsilniejszym psychicznie człowiekiem- przetrwał w życiu to, co najgorsze, a mimo to nie ugiął się. Zniknięcie syna, pożar szkoły sztuk walki, na której prestiż pracował przez osiem lat, niedowład nóg po walce, wychowanie buntowniczki... Mimo to zachował wiarę w lepsze jutro. "To nie są puste idee"- mówił. Tą wiarę mieli także Rycerze.Dzięki niej walczyli choćby do ostatniego oddechu... Czyste górskie powietrze wypełniło jej płuca. Dzięki cząstce energii Shaki łatwiej jej było to wszystko znieść. Weszła oknem, tak jak robiła to zazwyczaj w dzieciństwie i wyściskała dziadka. - Witaj, kochana. Tak się cieszę, że jesteś! -Jak się czujesz? - To chyba tobie powinienem zadać to pytanie. Jesteś jeszcze chudsza niż zazwyczaj. Dziadek doskonale znał jej psychikę, tylko on czytał w niej jak w otwartej księdze. - Poczekaj, niech zgadnę- zaproponował, zanim zdążyła otworzyć usta.- Czyżby... nie....a może... to nie do wiary.... Moja twarda Trini się zakochała? Kto w końcu dostąpił tego zaszczytu?- Ledwo powstrzymał śmiech. Położyła plecak na macie i zakrzątnęła się, by przyrządzić tradycyjną japońską herbatę. Może przy niej słowa łatwiej wyjdą ze ściśniętego gardła? Może przestanie szaleć z rozpaczy?
- Po raz pierwszy nie wiem, jak ci pomóc. Ale poznałaś kogoś, kto mógłby to zrobić. - Mianowicie? - Zatrzymałbym cię tu jak najdłużej, ale myślę, że jeszcze dziś wybierzesz się w podróż. Ten Rycerz, o którym wspominałaś... - Shaka?- Ze zdziwienia wylała na siebie gorący napar.- Auć!!!! - Może pokaże ci, jak osiągnąć całkowity niebyt. Albo opowie o aktualnych wydarzeniach z pola bitwy? - Dziadku, to NIEREALNE!!!!!!!! On jest Złotym Rycerzem, kimś niemalże równym Bogom i niedostępnym. Jestem dla niego nikim. Nie jestem godna na niego patrzeć, a co dopiero z nim rozmawiać. - Przecież Shun również wydawał się taki być, a mimo to do niego dotarłaś. Więcej wiary w siebie. I w niego! Możesz sprawić, że los potoczy się dokładnie tak jak tego zechcesz. Masz w sobie tę siłę. Jestem pewien, że będziesz wiedziała, co robić.
*
"And maybe, I'll find out The way to make it back someday To watch you, to gouide you Through the darkest of your days..." The Calling "Wherever you will go"
Pomimo czającego się w niej strachu, dziewczyna śmiałym krokiem stąpała po stopniach prowadzących do Domu Panny. Czuła się jak intruz na uświęconym od wieków teretorium. Po tych schodach nie tak dawno biegli Shun i jego towarzysze, licząc na to, że uda im powstrzymać się bezsensowne zabijanie ludzi, którzy zaufali okrutnym kłamcom. Zawierzyli, że te walki, prowadzące do ich śmierci zapewnią Ziemi długotrwały pokój. Tak łatwo jest stracić swe marzenia... Weszła w przyjemny chłodny mrok Świątyni Shaki, krocząc między kolumnadą. W powietrzu wyczuwało się potężną, wibrującą energię skumulowaną w osobie Rycerza Panny. Siedział bez zbroi, w buddyjskiej szacie i postawie wewnątrz rzeźbionego kwiatu Lotosu, ze stale zamkniętymi powiekami. Przypuszczała, że nikt jeszcze nie widział jego oczu. Otaczała go delikatna, błyszcząca zewsząd poświata. Przytłaczał ją swą absolutną mądrością, tak jakby zgłębił wszystkie tajemnice Wszechświata, osiągając nirwanę. Wiedziała o nim niewiele- tylko tyle, że jest ziemskim wcieleniem Buddy i że miał dwóch uczniów- Rycerza Pawia i Lotosu. Mogła się nieco zbliżyć, gdyż pozwolił jej na to. Złożyła przed nim japoński ukłon. - Mistrzu- wyszeptała z przejęciem, nie potrafiąc nagle ubrać swych myśli w słowa. Shaka był pewien, że tu przybędzie. Czuł bowiem zbliżającą się do niego powoli cząstkę jego energii. Podszedł do niej i położył rękę na jej czole- teraz wiedział o niej już wszystko... - Więc jesteś gotowa? Skinęła zdecydowanie, a w jej umyśle rozbrzmiał requiem, grany dla Shuna. Widziała, jak przeciwnik hipnotyzuje go melodią harfy, jak stara się go osłabić i wmówić mu, że nie nadaje się na Rycerza...Że jest mordercą! Łańcuch Andromedy nie reagował na wroga. Odrzucił go więc wraz ze zbroją, wzywając Mgławicowy Sztorm. Widziała każdy cios, upadek, każdą krwawiącą ranę. Te obrazy rozrywały jej serce po kawałku. - Proszę... - Wystarczy, Trini. Upadła na posadzkę, krztusząc się powstrzymywanymi łzami. - Oni wrócą, wszyscy. Potrafią sprostać najtrudniejszym zadaniom, nawet gdy są na z góry straconej pozycji- mówił do niej w myślach uspokajającym tonem.- Osiągnęli najwyższe cosmo. A Shun, chociaż ma delikatną twarz i nie znosi przemocy, jest dzielnym wojownikiem. Przydałaby się jakaś iskierka radości w jego życiu. Ktoś, do kogo będzie mógł wrócić. To wielkie ryzyko kochać Rycerza. Ty jednak lubisz ryzykować... Jego przychylny uśmiech wskazał Trini właściwą decyzję. I uświadomił, że nigdy nie będzie ona w stanie osiągnąć całkowitej harmonii duszy i ciała z Wszechświatem, gdyż nie zdoła się wyrzec wszelkich pragnień; wyrzec się osoby, która stała się jej najdroższa. Nie istotne, jak długo będzie musiała czekać na jej powrót. Po raz kolejny Shaka wywołał w jej umyśle projekcję luźno rozrzuconych obrazów. Shun zakrwawiony po bitwie, kurujący się w jej ramionach. Shun w wannie wypełnionej pianą, wciągający ją w ubraniu do wody i rozsmarowujący pianę na jej nosie. Ich wspólne wakacje w Grecji, kiedy szaleli i wygłupiali się jak dzieciaki. Ceremonia ślubna w buddyjskim rytuale i wspólny taniec, gdy nie dostrzegali nikogo z obecnych gości. Shuna z czułością całującego ją w powiększony brzuch podczas ciąży oraz kilka lat później, pokazującego jej i ich synkowi w sklepie małże. - Patrz Trini, w końcu je znaleźliśmy- śmiał się.
Wybrała się z Shaką na spacer po plaży, nieopodal Świątyni. Wzburzone morze tłukło o nagie skały. Wszystko nagle stało się oczywiste.
|