Którą serię wytypowałeś w oficjalnej ankiecie Cav Zodiaco jako tą, którą chętnie byś zobaczył na 30-lecie Saintów?

Next Dimension
Next Dimension
26% [18 głosów]

Epizod G
Epizod G
14% [10 głosów]

Saintia Shou
Saintia Shou
4% [3 głosy]

Zeus Chapter
Zeus Chapter
22% [15 głosów]

Remake klasyka
Remake klasyka
28% [19 głosów]

Inną
Inną
6% [4 głosy]

Ogółem głosów: 69
Musisz zalogować się, aby móc zagłosować.
Rozpoczęto: 01/16/2016

Archiwum ankiet

INFORMACJE - Saint Seiya - Anime - Seria Hades - Elizjum rezenzja

Mówi się, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy. Tę jakże trafną myśl pana Leszka Millera powinni sobie wziąć do serca obaj  odpowiedzialni za finał Saint Seiya twórcy – Masami Kurumada, podsumowujący elizejską bitwą lata swojej pracy nad rycerskimi przygodami oraz Tomoharu Katsumata, otrzymujący niepowtarzalną szansę ocalenia swojego wizerunku po klęsce, jaką było Królestwo Piekieł. Czy sprostali wyzwaniu?

Będę szczera – moje spojrzenie na Elizjum jest mocno wypaczone przez pamięć o fajnym Sanktuarium i wciąż trwający gorzki posmak pozostały po jego następcy. Miałam naprawdę wysokie oczekiwania, no bo i jaką postawę przyjąć wobec końcówki jednej z najbardziej znanych sag anime? Finał powinien być epicki, bogaty w krew i flaki i trwający przynajmniej 5 odcinków – tak mawia mój dobry znajomy, a i ja z czasem wzięłam sobie do serca tę maksymę. Jak na jej tle wypada nasze Elizjum?

Akcja zawiązuje się obiecująco: po upadku Ściany Płaczu Rycerze z Brązu – z drobnymi trudnościami w postaci niedobitków Widm – przekraczają międzywymiarową granicę i dostają się do boskiej krainy – do Elizjum. Tam dowiadują się, że ich ukochana bogini została spacyfikowana i starannie zaplombowana w urnie, która stopniowo wysysa z niej krew. Mało tego, by uratować Atenę muszą najpierw pokonać bliźniaczych bogów – Hypnosa i Tanatosa – których siła przerasta wszelkie wyobrażenia, a na koniec zmierzyć się z samym Hadesem.

Tempo fabuły nie powala na kolana, ale i tak jest o niebo lepiej w porównaniu z Królestwem Piekieł. Gdyby zlikwidowano pokłady patosu, powiedziałabym nawet, że Hades Chapter powraca do swojego początkowego poziomu. Nareszcie dostajemy walki na całkiem wysokim poziomie (chociażby starcie Seiyi z Tanatosem, pożegnanie Minosa w wykonaniu Hyougi), antagoniści zyskują swoistą głębię charakteru (przyjemni bliźniaczy bogowie), a i wątki poboczne nie zostały potraktowane całkiem po macoszemu. Jak w Inferno ciężar akcji spoczywał na walczących Rycerzach, tak w Elizjum wreszcie pokazano stronę bierną, cywilną. Wyraźnie widać też nacisk na ostateczne rozwiązanie wątków – powracamy do motywu zaginionej siostry Rycerza Pegaza, ponownie spotykamy Juliana Solo i jego wiernego Sorrento. Jednak największy szacunek mam dla twórców za samo zakończenie Elizjum – a więc i zakończenie całej klasycznej sagi Saint Seiya. Naprawdę rzadko zdarza się, by serii stricte przygodowej, do tego przeznaczonej głównie dla młodzieży, zafundowano słodko-gorzki finał. To prawdziwy uśmiech przez łzy, zwłaszcza gdy widz uświadomi sobie, jaką wielką ofiarą okupiona jest walka Rycerzy – a wierzcie mi, w ostatnim odcinku ta refleksja przysłowiowo aż „wali po oczach”.

Marudzenie w kwestiach technicznych pozwolę sobie nieco ograniczyć. Elizjum pod tym względem dużo nie odbiega od pozostałych części Hadesa, a zwłaszcza od Inferno. Obok świetnej oprawy muzycznej mamy tandetny opening (aczkolwiek ending – Kami no Sono – prezentuje się już znacznie lepiej, głównie dzięki przyjemnemu dla ucha wokalowi), nieco irytującą delikatną kreskę (irytującą tym bardziej przy cukierkowym designie Elizjum), dziwnie brzmiących seiyuu (nie mam pojęcia kto dobrał głos Sorrento, ale przysięgam, że jak go dorwę, to Excalibur będzie w robocie) i... wreszcie coś tchnącego geniuszem, albowiem w Elizjum pojawiają się chyba najpiękniejsze (skądinąd - niepraktyczne) ze wszystkich Zbroi w Saint Seiya – Boskie Zbroje. Shingo Araki wzbił się na wyżyny swojego talentu, niestety po raz ostatni w swojej karierze – Hades był jego pożegnaniem z Saint Seiya, mistrz odszedł od nas w grudniu 2011 roku w wieku 72 lat...

Zbyt pięknie, by mogło być prawdziwie, prawda? Co jest największą skazą Elizjum? Raczej nie będę oryginalna, wskazując na wszechobecny patos – zjawisko normalne przy Saint Seiya i raczej już obojętne dla wiernych fanów. Ale tym razem twórcy przeszli samych siebie. Patos jest wszędzie – u Rycerzy wgniatanych w ziemię, u Rycerzy wygrywających, u Rycerzy szarżujących, u cywilów... Nawet Ikkiemu, zaraza, nie darowano – o ile Feniksa własną piersią zasłaniającego Atenę jeszcze jakoś przełknę, tak przy Feniksie wrzeszczącym chóralnie z Seiyą – z Seiyą, czujecie to?! - jakieś idealistyczne dyrdymały seryjnie nie wytrzymałam i puściłam pod adresem reżysera i mangaki solidną, rdzennie polską wiązankę. Po tym incydencie srający na dokładkę patosem Hades – skądinąd o doprawdy boskim głosie! - już ani mnie nie zdziwił, ani nie dobił. Szczęściem Elizjum wyratowało się czysto nostalgiczną końcówką, bo zanosiło się na recenzję daleko odbiegającą od przychylnej.

Skoro już przy nostalgii i refleksji jesteśmy – czasami, zwłaszcza w sobotnie wieczory, nachodzi mnie myśl co by było, gdyby mimo wszystko Elizjum pozostało ostatecznym zwieńczeniem rycerskiej przygody. Czy nie byłby to zabieg lepszy dla całej serii? Kiedy stawiałam w fandomie pierwsze kroki, na świeżo po obejrzeniu anime, pierwszy raz na oczy widząc The Lost Canvas, czułam prawdziwą dumę z Kurumady. Mało który autor potrafi przecież rozstać się z dziełem swojego życia i to jeszcze w taki dość jasny sposób - Elizjum przecież nie ma klasycznego happy endu. Miałam Saint Seiya za anime naprawdę dojrzałe, nie ukrywające rzeczywistości pod lukrową poduszką nieśmiertelności głównych bohaterów. Nie wspomnę już o szacunku wobec twórców – takie ucięcie sprawy odebrałam jako prawdziwą solidarność z wartościami prezentowanymi przez dzieło. Cieszyłam się, że jeszcze istnieją ludzie, którzy potrafią honorowo zrzec się zysków na rzecz prawdziwej jakości swoich prac. W tej błogiej nieświadomości trwałam naprawdę długo. A potem nastał Next Dimension i Soul of Gold. I czar prysnął.

 

Plusy:

+ refleksyjne zakończenie,

+ powrót do nieco przykurzonych wątków,

+ dynamiczniejszy rozwój akcji,

+ dość widowiskowe walki,

+ głębszy charakter antagonistów,

+ głos Hadesa,

+ muzyka,

+ design Boskich Zbroi.

Minusy:

- patos, patos, PATOS!

- przerost dialogów nad akcją,

- zbyt delikatna kreska,

- tandetny opening,

- niesamowite spłycenie głównych bohaterów, zwłaszcza Ikkiego,

- finałowa walka za mało widowiskowa na tle pozostałych,

- czasem przerost formy nad treścią.


 

 

 

 MOJA OCENA: 5/10

 24.09.2015
Tekst: Verien
Grafika: Jamnik_sst


Komentarze
#1 | Duch dnia 30 August 2014
Według mnie, zakończenie Elizjum było bardzo dobre - głównie dlatego, że zafundowało nam wielką niespodziankę. Któż się spodziewał, że wielki i niezniszczalny Seiya złoży głowę na kamieniu?

Bardzo przypadł mi do serca ending - może dlatego, że wpisał mi się w refleksje po ostatnim odcinku. Oglądając Elizjum po raz pierwszy, odpuszczałem ending i leciałem do następnego odcinka. Tak więc "Kami no Sono" usłyszałem po raz pierwszy, gdyż nie wyłączyłem ostatniego odcinka, rozmyślając o tym, co dopiero zobaczyłem...

Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Sant Seiya Revolution - Multimedia
Aiolia Leo

Aiolia2

Camus6

Skorpion Milo

Złoty Rycerz Skorpiona

Milo





Piekielni
1 tydzień
siurek15
4 tygodni
Verien
Verien
8 tygodni
lukasn3
16 tygodni
Duch
Duch
18 tygodni
pawel2906
20 tygodni
Copyrights © Saint Seiya Revolution 2006 - 2024
Powered by PHP-Fusion copyright Š 2002 - 2013 by Nick Jones. Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.