Którą serię wytypowałeś w oficjalnej ankiecie Cav Zodiaco jako tą, którą chętnie byś zobaczył na 30-lecie Saintów?

Next Dimension
Next Dimension
26% [18 głosów]

Epizod G
Epizod G
14% [10 głosów]

Saintia Shou
Saintia Shou
4% [3 głosy]

Zeus Chapter
Zeus Chapter
22% [15 głosów]

Remake klasyka
Remake klasyka
28% [19 głosów]

Inną
Inną
6% [4 głosy]

Ogółem głosów: 69
Musisz zalogować się, aby móc zagłosować.
Rozpoczęto: 01/16/2016

Archiwum ankiet

INFORMACJE - Filmy Kinowe - Film 4 - Recenzja

Recenzja Saint Seiya: Wojownicy ostatniej Świętej Wojny - IV film kinowy  

Czwarty film kinowy Saint Seiya: Wojownicy ostatniej Świętej Wojny miał stanowić swoiste podsumowanie wszystkich dotychczasowych filmów o przygodach wojowników Ateny i...na swój sposób spełnił swoje zadanie...

Pewnej nocy ktoś lub coś wpada z wielkim hukiem do Dwunastu Świątyń i w błyskawicznym tempie, jednym ciosem zabija pozostałych po wojnie w Sanktuarium przy życiu Złotych Rycerzy. Sprawcą całego zamieszania okazuje się być Upadły Anioł, Książę Piekieł – sam Lucyfer (tak, tak, jeszcze jego na tej imprezie brakowało). Władca wszelkiego zła jest znacznie ambitniejszy niż jego poprzednicy – pragnie przejąć władzę już nie nad Ziemią, lecz nad całym Wszechświatem. W realizacji tego iście diabelskiego planu pomóc mu mają bogowie, którzy dzięki Atenie i jej świcie wylądowali na długich i upalnych wakacjach w Piekle: Eris, Abel i… Posejdon (przypominam, że filmy kinowe nie są kanoniczne).
Dla Ateny i Rycerzy z Brązu rozpoczyna się trudna i zażarta walka o ocalenie świata.

Prawdziwą nowością w filmie jest brak motywu porwania Ateny – nikt nie musi tego robić, ponieważ ona sama godzi się zajrzeć na popołudniową „herbatkę” do Lucyfera. Aż radość w sercu zbiera na samą myśl, że Saori wreszcie ruszyła swoje szanowne cztery litery i zaczęła robić coś innego niż leżenie, stanie, ewentualnie konanie. Swoistym smaczkiem i gratką dla wszystkich „miłośników” Saorki jest fakt, iż jej wyprawa do Władcy Piekieł stanowi prawdziwą drogę przez mękę. Już miałam pewne nadzieje na to, że wreszcie zobaczę prawdziwy pojedynek bogów, gdy Atena przed tronem Lucyfera rozpaliła swoje cosmo. Oj, niestety twórcy filmu nie dali mi tej przyjemności, albowiem jej aura „parsknęła” i zgasła jak zużyta pompka paliwowa w starym trabancie. Cóż, nic innego naszym Rycerzom nie pozostało jak znów wycierać sobą podłogę w obronie Saori.

Ze względu na dobór antagonistów – Książę Piekieł, Upadłe Anioły i trójka bogów -Wojownicy ostatniej Świętej Wojny dysponowali niesamowitym materiałem, który pozwoliłby na stworzenie świetnego i ciekawego filmu kinowego. Niestety, jak to zwykle bywa twórcy czwartej kinówki całkowicie zmarnowali olbrzymi potencjał, jaki tkwił w wyżej wymienionych antagonistach. Jak trzeci film kinowy trwał ponad 70 minut, dzięki czemu udało się rozbudować w jakiś sposób fabułę, tak w przypadku Wojowników ostatniej Świętej Wojny twórcy ponownie wrócili do 45 minutowego seansu. Zamiast przedstawić Lucyfera jako potężnego księcia mroku, Toei zaserwowało nam dwu i półmetrowego anioła z takim makijażem na buźce, że mógłby udzielać lekcji stylu Lady Gadze. Książę Piekieł nie przeraża, nie budzi jakiegoś lęku, niepokoju, a raczej śmieszy, stanowiąc zarazem swoistą karykaturę samego siebie.

Wcale nie lepiej prezentuje się jego świta, w skład której wchodzi czterech Upadłych Aniołów. W żaden sposób nie przypominają znanych nam sług Szatana, są postaciami wręcz groteskowymi. Ich rys psychologiczny, historia, czy charakter praktycznie nie został w ogóle ukazany i pogłębiony. Wizualnie również nie prezentują się zbyt okazale – stopień zniewieścienia i zdziwaczenia ich zbroi osiągnął chyba szczytowy poziom, są tak kolorowe i różowe, że człowiek zastanawia się czy ogląda shounen, czy jakieś marne i wyjątkowo tandetne shoujo.

Pomimo groteskowego wyglądu postaci, czwarty film kinowy jest nieco brutalniejszy od swoich poprzednich, co akurat mogę zaliczyć jako minimalny plus.

Pojedynki pomiędzy Upadłymi Aniołami a Rycerzami z Brązu są jak zwykle – standardowe, schematyczne i do bólu przewidywalne. Z góry wiadomo, że to Seiya pierwszy dotrze do Ateny (i pokona Lucyfera),  w którym momencie pojawi się Złota Zbroja Strzelca, a kiedy Shun ma kłopoty, to zaraz pojawi się Ikki (aczkolwiek jego makabryczna iluzja zafundowana Eligorowi wyraźnie zawyżyła poziom całej produkcji). Niemniej jednak, nasz Rycerz Andromedy całkiem dobrze sobie radził. Ciekawie prezentuje się również walka Ikkiego z Belzebubem i próba pomocy Seiyi.

Jednym z najgorszych i najgłupszych momentów w całym filmie jest ukazanie śmierci Złotych Rycerzy, a następnie ponowne ich wskrzeszenie. Rozumiem, że twórcy chcieli ich wyeliminować z gry, żeby dać pole do popisu Brązowym Rycerzom, ale sposób, w jaki to zrobili woła wręcz o pomstę do Nieba. Elita rycerstwa Ateny zostaje zabita jednym ciosem przeciwnika, bez żadnej walki, oporu, a potem wskrzeszona w jednym momencie - właściwie nawet nie wiadomo przez kogo. Jakoś obecność Złotych Rycerzy w Sanktuarium nie przeszkadzała Toei przy tworzeniu trzeciego filmu kinowego, bo gdzie oni byli wtedy? Poza tym skoro Złoci Rycerze nie dali rady Upadłym Aniołom Lucyfera to jakim cudem udaje się to Brązowym Rycerzom? Rozumiem, że zamysł twórców klasyka ma na celu pewną gloryfikację podstawowej piątki bohaterów, ale w tym filmie ta gloryfikacja zaczyna przybierać formę czystego absurdu. Poziom patosu w tej kinówce sięga szczytu Mount Everest i staje się najzwyczajniej w świecie niestrawny. Peany pod adresem Seiyi i pokładanie w nim nadziei jako zbawcy świata są tak męczące i irytującę, że człowiek ma ochotę przewinąć cały film do napisów końcowych.


Pozostaje jeszcze kwestia bogów, którzy przybyli z zaświatów, aby zemścić się na Atenie. Na arenę zostali wywołani chyba tylko po to, aby powiązać w jakiś sposób Lucyfera z Ateną, bowiem ich rola w tym filmie została całkowicie zmarginalizowana. Nie wnoszą absolutnie nic istotnego do całości fabuły, i gdyby ich sylwetki wyciąć z tego filmu to w żaden sposób nie zakłóciłoby to odbioru całości. Ich rola ogranicza się jedynie do pojawiania się na ekranie i rechotania ze szczęścia, tak jakby wygrali milion w Totka albo upojną noc z Ateną (chociaż osobiście uważam, że z tego cieszyłby się jedynie Posejdon). 


Zakończenie filmu jest przewidywalne i oczywiste oraz jak zawsze pełne patosu, dramatyzmu i ckliwych przemówień Saori.

Oprawa muzyczna filmu również nie prezentuje się jakoś specjalnie ciekawie. Nie jest zła, ale nie jest również szczególnie wybitna, a na tle swoich poprzedniczek przedstawia po prostu średnio.

Z przykrością muszę stwierdzić, że IV film kinowy jest pod tym względem animacji produkcją znacznie słabszą od Legendy Szkarłatnego Młodzieńca. Albo twórcy nie mieli zbytnich środków na dobre dopracowanie wizualne filmu, albo potraktowali Wojowników Ostatniej Święteh Wojny jako produkt stworzony na zwykłe odwal się, aby tylko fani Saint Seiya mieli radochę, bo coś wyszło pod szyldem ich ulubionego tytułu.


Moim zdaniem film miał wszelkie zadatki, aby stać się całkiem niezłą produkcją, a może wręcz nawet klasykiem gatunku. Niestety, twórcy tej produkcji wiele ciekawych postaci i motywów (nie wiem czy to z rozpędu, czy z braku środków) po prostu zmarnowali i zaprzepaścili, a już na pewno zatopili w morzu patosu, bezsensownych monologów i hymnów ku czci Rycerza Pegaza. Wojownicy ostatniej Świętej Wojny nie różnią się zbytnio niczym od swoich poprzedników, to praktycznie kopia kopii, z tymże ta kopia jest po prostu bardzo słaba. Fabuły po prostu brak, muzyka jest przyzwoita, animacja jakby uwsteczniona w porównaniu do wcześniejszych kinówek. Oglądając film, nie czuje się ani żadnego powiewu świeżości, ani napięcia. Wszystko sprowadza się do utartych schematów i motywów. Ten film to po prostu gniot. Dno dna wszystkich kinówek Saint Seiya. Komu należy polecić ową produkcję? Zagorzałemu fanowi wszystkiego co powstaje pod szyldem Saint Seiya i nieszczęsnemu recenzentowi, który musi stracić 45 minut swego cennego życia na oglądanie tego dzieła...


Plusy:

-   pojedynek Ikkiego z Eligorem

-   Saori  - nie sądziłam, że kiedyś to napiszę, ale     chociaż raz faktycznie sprawia wrażenie, że chce coś sama zdziałać, dlatego daję jej maleńkiego plusika

-  nieco większa dawka przemocy niż w poprzednich częściach

Minusy:

-    standardowo - schematyczność przewijająca się przez całą produkcję, brak świeżości

-    zbroje Upadłych Aniołów (dla mnie zbyt mało dopracowane i zniewieściałe)

-    zmarnowanie niezłego potencjału, jaki drzemał w Lucyferze i przywróconych do życia bogach

-    przeciętna muzyka, przeciętna animacja

-     design postaci (Upadłe Anioły plus Lucyfer)

-     zbyt szybkie i łatwe wyłączenie z gry Złotych Rycerzy

-    prosta jak budowa cepa fabuła i brak logiki

- patos, peany pod adresem Seiyi

 

 

    Moja ocena: 1,5/10



30.09.2015
Tekst: Hekate
Grafika: Jamnik_sst


Komentarze
Brak komentarzy. Może czas dodać swój?

Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby móc dodać komentarz.
Sant Seiya Revolution - Multimedia
Aiolia Leo

Aiolia2

Camus6

Skorpion Milo

Złoty Rycerz Skorpiona

Milo





Piekielni
3 dni
siurek15
3 tygodni
Verien
Verien
6 tygodni
lukasn3
14 tygodni
Duch
Duch
17 tygodni
pawel2906
19 tygodni
Copyrights © Saint Seiya Revolution 2006 - 2024
Powered by PHP-Fusion copyright Š 2002 - 2013 by Nick Jones. Released as free software without warranties under GNU Affero GPL v3.